piątek, czerwca 07, 2019

#123 "Nagranie" by Małgorzata Falkowska


Cześć Moliki!
Zastanawia Was czasami, jak to jest kiedy autor znany np. z powieści obyczajowych i romantycznych, postanawia nagle napisać kryminał? Zastanawiacie się nad skutkami takiego zabiegu? Czy może z tego wyjść coś dobrego?

Ja się czasami nad tym zastanawiam, ale kompletnie nie mam porównania, bo nie zdarzyło mi się czytać książek jednego autora, które pochodziłyby z różnych gatunków.
Nie przytaczam tej sytuacji tak bezpodstawnie, bo na zdjęciu widzicie książkę Małgorzaty Falkowskiej, która w głównej mierze znana jest właśnie z literatury obyczajowej, a tymczasem napisała kryminał. Jak jej to wyszło?

"Nagranie" to śledztwo prowadzone przez komisarza Macieja Gorczyńskiego. W Toruniu dochodzi do serii zaginięć. Na znanym bulwarze giną młodzi chłopacy, głównie studenci. Nikt nie wie gdzie są i gdzie ich szukać. Policja utknęła w martwym punkcie śledztwa. Komisarz potrzebuje konkretnego dowodu, punktu zaczepienia, aby sprawa nabrała tempa, bo media i miejscowa społeczność zaczyna wątpić w umiejętności toruńskiej policji.
Z pomocą Gorczyńskiemu przychodzi zaprzyjaźniona jasnowidzka Sylwia Trojanowska.
Punktem zwrotnym w sprawie stają się nagrania, z których wynika, że zaginieni nie żyją. Komisarz musi szybko rozwiązać tę zagadkę, bo kolejne dni nie przynoszą żadnych odpowiedzi, a zaginionych przybywa.

Sam pomysł na fabułę jest całkiem niezły. Nagrania zbudzają grozę, czytelnik może czuć się zaintrygowany i z niecierpliwością czekać na to, co ma się wydarzyć. Uważam jednak, że autorka nie zbudziła wystarczających emocji (przynajmniej u mnie). Nagrania są niezłe, ale schemat się powtarza przy każdym kolejnym zaginionym, nie wnosząc nic nowego do całego śledztwa. Policjanci błądzą, małymi krokami dążą do celu, który przez całą książkę wydaje się być bardzo odległy.
Niby to dobrze, bo czytelnik nie domyśla się wszystkiego już na samym początku, ale brakuje tutaj dynamicznej akcji. Brakuje nagłych zwrotów akcji, przewrotów, potencjalnych podejrzanych. Czytając nie miałam ani jednego odczucia w stylu: o wow, to niemożliwe, tego się nie spodziewałam. Odnoszę wrażenie, że policjanci tylko chodzą i rozmawiają, chodzą i rozmawiają, a momenty śledztwa przeplatane są nieciekawymi scenami z życia głównych bohaterów i ich romansem.

Nie wiem, co dobrego mogłabym powiedzieć. Niby książka nie jest tak zła, żeby ją spalić w piecu, ale brakuje w niej iskry, brakuje nagłego zrywu, a i rozwiązanie całej zagadki jest takie bez wyrazu.
Wydaje mi się, że chęć napisania kryminału było dla autorki pewnego rodzaju odskocznią od tych obyczajowych historii, które w pewnym momencie mogą znudzić lub zbrzydnąć. Doskonale to rozumiem i jak najbardziej popieram takie kroki. Warto podejmować ryzyko, stawiać czoła nowym wyzwaniom. I jak to się mówi - pierwsze koty za płoty. Mam nadzieję, że inne książki pani Falkowskiej są dużo lepsze, a każdy kolejny kryminał będzie wzbudzał więcej emocji niż "Nagranie".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger