sobota, września 28, 2019

Wyzwanie kobiecej fotoszkoły

Wyzwanie kobiecej fotoszkoły

Hejka!
W zeszłym tygodniu miałam okazję brać udział w wyzwaniu Kobiecej Fotoszkoły Dominiki Dzikowskiej. Była to moja pierwsza styczność z tego typu zabawą. Podeszłam do tego na luzie, pomyślałam "a co mi szkodzi!", to nic nie kosztuje, a jedyne czego potrzeba do wykonania zadań to chwila na przeczytanie newslettera i zapoznanie się z tematem, a potem odrobina kreatywności przy wykonywaniu zdjęć. Początkowo sądziłam, że nie uda mi się wykonać wszystkich pięciu zadań. Tak jak wspominałam, podeszłam do tego bardzo luźno i nawet założyłam sobie, że jak jakieś zadanie mi się nie spodoba, to je po prostu oleję. Jednak z każdym kolejnym dniem coraz bardziej wkręcałam się w zadania i coraz większą przyjemnością i pasją podchodziłam codziennych wyzwań. Już po drugim dniu wiedziałam, że nie odpuszczę, bo ta zabawa sprawia mi wiele przyjemności i frajdy, a to co działo się podczas całego wyzwaniowego tygodnia przerosło mnie i moje najśmielsze oczekiwania.

Do pierwszego zdjęcia podeszłam bardzo nieśmiało mimo iż miało pokazywać po prostu coś związanego z profilem, który się prowadzi. U mnie sprawa była oczywiście prosta - na zdjęciu musiały się znaleźć książki.
Na tyle mocno utrudniłam sobie zadanie, że nie przygotowywałam zdjęć wcześniej. Miałam rozpiskę i doskonale wiedziałam jaki temat jest danego dnia, więc mogłabym skorzystać z wolnego weekendu i przygotować wszystkie zdjęcia na zaś. Jednak postanowiłam, że będę je robiła na bieżąco. A nie było to łatwe, biorąc pod uwagę to, że kończę pracę o 16, a w domu jestem około pół godziny później (o ile nie ma korków, nie jadę na zakupy itd.). Także codziennie walczyłam z czasem, aby złapać w swoim pokoju światło dzienne. Na ogół mi się udawało, ale czasami naprawdę nie było łatwo.
Także pierwsze zdjęcie dotyczyło kompozycji i przedstawienia swojego profilu. Zdjęcie, które znalazło się na moim Instagramie możecie zobaczyć powyżej.
Drugi dzień był najtrudniejszy ze wszystkich!
Tematem było selfie i opowiedzenie o sobie kilku słów. Odkąd założyłam swój książkowy profil na Instagramie przyjęłam taką taktykę, że będzie on tylko i wyłącznie poświęcony książkom. Dlatego też obserwuję wyłącznie profile o podobnej tematyce, początkowo ukrywałam go nawet przed moimi znajomymi i rodziną (ale nie wyszło) i wszystkie treści, które prezentuję na moim profilu są okołoksiążkowe. Z czasem robiłam wyjątek i wrzucałam zdjęcie zaczytanej mnie, ale zawsze było to z profilu, półprofilu itd. Jednak nigdy nie dodałam selfie. Tym razem również nie było to typowe selfie (patrz zdjęcie główne), ale pokazałam siebie w całej okazałości.
Nie chcę tutaj rozpisywać się na temat moich kompleksów, bo o tym wspominałam już pod zdjęciem na Instagramie. Jednak w tym miejscu muszę powiedzieć, że fala dobroci, miłości, serdeczności i życzliwości przerosła moje najśmielsze oczekiwania! Usłyszałam pod swoim adresem mnóstwo ciepłych słów, pochwał, komplementów... Momentami nie nadążałam za odpisywaniem i dziękowaniem. Do tej pory, kiedy myślę o tym dniu, to na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech i z pewnością będę wracać do tego zdjęcia i komentarzy, kiedy dopadnie mnie jesienna chandra. Był to jeden z najmilszych dni w moim życiu, bo kompletnie obcy mi ludzie potrafili wywołać we mnie radość. Także jeszcze raz chciałabym wszystkim podziękować. To było fantastyczne!!!

Od dnia trzeciego zaczęła się jazda bez trzymanki - bardziej techniczne tematy, bardziej fotograficzne. I tak na środę Dominika przygotowała "Jasne zdjęcia". Przyznam, że miałam tutaj niemały problem, ponieważ ogólnie lubuję się w jasnych fotografiach (co nie oznacza, że te ciemne mi się nie podobają) i na moim profilu staram się dodawać jasne kompozycje.
Wiecie, mam biały stół, białe regały na książki, więc generalnie nie musiałam za wiele robić. Wystarczyło sfotografować regał, rozjaśnić zdjęcie w aplikacji i gotowe. Jednak to byłoby za proste.
Wróciłam na parapet! Ostatnie zdjęcie w tym miejscu zrobiłam dwa lata temu! Z pomocą przyszła mi też biała firanka, która moim zdaniem, pomimo tego, że jest z boku fotografii i nie jest jego głównym punktem, to nadaje całemu zdjęciu charakteru i to ona zrobiła tutaj robotę.
Jestem mega dumna z tego zdjęcia i podoba mi się ono najbardziej ze wszystkich pięciu, które zrobiłam na rzecz wyzwania.

Czwartek to "zdjęcie kwiatów z rozmazanym tłem". Ten dzień był najbardziej naszpikowany technicznymi informacjami. Dzięki prezentacji live z Dominiką można było bliżej zapoznać się ze swoim aparatem, poznać jego funkcje i pobawić się fotografią. Przyznaję, że robię zdjęcia w trybie automatycznym i tak naprawdę nie znam możliwości i umiejętności mojego aparatu. Ten dzień dał mi do myślenia i obiecałam sobie, że przysiądę, poczytam i przetestuję swój sprzęt - tym bardziej, że zdjęcie, które zrobiłam kompletnie mi się nie podoba!

No i piątek, piąteczek, piątunio!
Myślałam o tym dniu od początku wyzwania, ponieważ temat przyprawiał mnie o zawrót głowy. Ruch!
Książki są statycznym elementem wystroju (nie licząc oczywiście wartkiej akcji lektury). I zastanawiałam się jakie zdjęcie zrobić, aby zaprezentować książki i ruch. Początkowo na myśl przyszło mi sfotografowanie bawiącego się i skaczącego kota na tle biblioteczki. Ale okazało się to awykonalne! Może gdybym miała pomocnika, który bawiłby się z kotem, jednak w pojedynkę nie byłam w stanie tego zrobić.
I potem olśniło mnie! Kartkowanie stron okazało się strzałem w dziesiątkę. Przecież to też ruch. Kombinowałam jak koń pod górę. Ustawiłam wiatrak na najwyższe obroty, aby strony mi się naturalnie przewracały - ten zabieg mi się nie udał. Wiatrak nie podołał. Pozostały więc własne ręce skrzętnie ukryte na zdjęciu za filiżanką. I pomimo tego, że zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to zdjęcie, to jednak efekt końcowy mnie zadowala.

I tak prezentował się tydzień wyzwań z Kobiecą Fotoszkołą. Podczas tych dni poznałam super babki, wszystkie przesympatyczne i wspierające, bez zawiści i zazdrości. Poza tym, że sama Dominika jest świetną kobietą, pełną energii i życzliwości, to jej "wyznawczynie" podążają tą samą drogą :)
Jestem przeszczęśliwa, że odważyłam się wziąć udział w wyzwaniu i planuję wziąć udział w kolejnej edycji. Bardzo dużo dało mi te pięć dni. Teraz pozostało już tylko pracować nad sobą i swoimi zdjęciami.

A Wy braliście udział w wyzwaniu? Jak Wam poszło? Który dzień był Waszym ulubionym?

sobota, września 21, 2019

#134 "Będziesz moja" by Diana Brzezińska

#134 "Będziesz moja" by Diana Brzezińska

Cześć i czołem!
Ostatnio w moje ręce trafia coraz więcej książek polskich autorów i tym razem także trafiłam na całkiem przyjemną pozycję. Na myśli mam książkę "Będziesz moja" Diany Brzezińskiej.
Na wstępie chciałam podziękować wydawnictwu Otwartemu za możliwość przeczytania tego kryminału. Naprawdę dobrze się przy nim bawiłam.

"Będziesz moja" to tak jak wspomniałam powyżej kryminał z małą dozą romansu. Jest to pierwsza część serii kryminalnej, więc domyślam się, że w kolejnych tomach wątek miłosny będzie się rozwijał, jednak miała nadzieję, że już teraz autorka dostarczy nam wielu romantycznych uniesień. Jako nieuleczalna romantyczka bardzo na to liczyłam, ale pani Diana stopniowo buduje uczucie między głównymi bohaterami.
A są nimi rudowłosa pani psycholog Adrianna Czarnecka oraz podkomisarz Krystian Wilk. Obydwoje pracują w szczecińskiej komendzie i wspólnie zostają przydzieleni do pracy przy sprawie sprzed dziesięciu lat. Jednak po kilku tygodniach ich wszystkie myśli i siły skierowane zostają na bieżącą, bardzo pilną i trudną sprawę. W Szczecina zaczyna grasować seryjny morderca, który na swoje ofiary wybiera młode, rudowłose dziewczyny. Cały zespół policyjny, w którego skład wchodzą Adrianna oraz Krystian, musi jak najszybciej znaleźć mordercę, aby ocalić życie rudowłosych kobiet, do których zalicza się także policyjna pani psycholog.

To co bardzo podobało mi się w tej książce to dynamiczna akcja toczących się śledztw. Były prowadzone dwa niemalże w tym samym czasie, więc czytelnik na bieżąco otrzymywał informacje o postępach w akcji. Obydwie sprawy były bardzo fajnie wymyślone, zaskakiwały i naprawdę trzymały w napięciu. Dla mnie zakończenie było totalnym zaskoczeniem i w ogóle nie spodziewałam się, że tak to właśnie może się skończyć.
Na wielki plus zaliczam także głównych bohaterów. Krystian Wilk od początku wzbudził moją sympatię, mimo iż jest bezczelnym kobieciarzem i bardzo pewnym siebie, nie znoszącym sprzeciwu facetem. Na ogól takie typy nie wzbudzają mojego zaufania, jednak coś kazało mi myśleć, że podkomisarz Wilk to w głębi duszy dobry człowiek, mężczyzna, przy którym kobieta czuje się bezpiecznie. Pomimo tego, że na wiele wad, to da się go lubić.
Podobała mi się także Adrianna. Jej postać jest bardzo realistyczna. To twarda babka, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, potrafi postawić na swoim, mimo iż często wątpi w siebie i swoje możliwości. Trzeba ją zachęcać do działania, podbudowywać jej morale. Trudno jest jej podejmować ważne życiowe decyzje, ma dużo wątpliwości i za wszelką cenę stara się sprostać wymaganiom społeczeństwa. Jednak kiedy już coś postanowi - realizuje swoje założenia i na ogół dobrze na tym wychodzi.

"Będziesz moja" to, jak to nazywam, romantyczny kryminał. Takie połączenie zadowoli fanów obydwóch gatunków literackich, choć tak jak wspomniałam na początku, romansu póki co było niewiele. Jednak główni bohaterowie mają się ku sobie i jestem pewna, że w kolejnych częściach ich relacja ewoluuje.
Książkę czyta się szybo, jest napisana bardzo fajnym i prostym językiem, wiec każdemu powinna przypaść do gustu. Sprawy prowadzone w tej książce są kompletnie różne, zaskakujące i wzbudzają w czytelniku niemałą ciekawość.
Ja jestem bardzo zadowolona z tej lektury i z przyjemnością sięgnę po część drugą.
I jak na debiutantkę, to pani Diana wykonała super robotę! Oby więcej takich debiutów!

czwartek, września 12, 2019

#133 "Farma" by Joanne Ramos

#133 "Farma" by Joanne Ramos

Dzień dobry Moliki!
Powoli aklimatyzuję się w Polsce po powrocie z wakacji i przyznam Wam szczerze, że nie jest tak źle jak mogłoby być. Spodziewałam się totalnego dramatu, depresji i płaczu, a okazuje się, że poza deszczowym weekendem nie jest najgorzej. Pracy co prawa dużo, ale do ogarnięcia. Nawet wczesne wstawanie nie sprawia mi problemu.
Mam nadzieję, że ten stan rzeczy się długo utrzyma, bo jesień to dla mnie zawsze najgorszy okres w roku. Jestem z tych osób, których zawsze dopada jesienna chandra, a że jestem nadwrażliwa i wszystko przeżywam sto razy bardziej, to nawet najdrobniejsze potknięcie, złe słowo czy niezrozumienie doprowadza mnie do stanów depresyjnych. Także... Chwilo trwaj!

Recenzja może zawierać spoilery 

A zebraliśmy się dzisiaj tutaj, aby porozmawiać o książce "Farma" Joanne Ramos. Temat, który został poruszony w tej powieści nie jest mi obcy, powiem kiedyś czytałam bardzo podobną historię. Z tym że "Źródła miłości", o których teraz myślę, opowiadały o hinduskich kobietach.
Tytułowa Farma to pewnego rodzaju ośrodek, zamieszkały przez kobiety, które zdecydowały się zostać surogatkami dla bogatych rodzin, które nie mogły mieć dzieci, które ponad wszystko ceniły sobie swoją karierę, czy też dla kobiet, które nie chciały tracić figury.
W Złocistych Dębach zdecydowała się zamieszkać Filipinka Jane. Jane pochodziła z biednej rodziny, po nieudanym związku została sama z córeczką, której chciała zapewnić jak najlepsze życie. Dlatego postanowiła skorzystać z okazji i zamknąć się w luksusowym ośrodku. Dziewczyny, które w nim zamieszkały mogły liczyć na wszystko - zdrowe posiłki, codzienne masaże, kompleksowe badania i stały dostęp do lekarza oraz hojne wynagrodzenie po wydaniu na świat zdrowego dziecka.
Był jeden haczyk - pensjonariuszki były stale kontrolowane, nie mogły utrzymywać kontaktów z bliskimi i całym światem zewnętrznym, a także nie mogły odejść z Farmy przed porodem.
Warunki, które zostały zapewnione surogatkom były godne, jednak ścisła kontrola złamałaby niejednego. Kiedy Jane zdaje sobie sprawę z tego, że jest traktowana jak przedmiot, a jej ciało jest wykorzystywane, zaczyna zadawać sobie pytanie, czy to wszystko ma jakiś sens i czy naprawdę warto jest się tak poświęcać.

Zgadzam się z opiniami osób, które twierdzą, że nie jest to must have. Nie jest to książka, która wywoła u Was reakcję "muszę to przeczytać jak najszybciej!", "to jest takie niesamowite!" itp. Dobrze się czyta tę książkę, jednak nie jest ona dynamiczna, nie jest pełna akcji i nie trzyma w napięciu. Moim zdaniem warto jest przede wszystkim przeczytać tę książkę ze względu na kobiecą solidarność. Mimo tego, że w naszym kraju surogacja jest nielegalna, to na świecie jest to bardzo popularne i czasami warto jest się zastanowić nad tym, co czują takie kobiety i co je skłoniło do urodzenia i oddania dziecka. Ta książka po raz kolejny potwierdziła moje odczucia co do kobiecej siły - jak wiele jesteśmy w stanie znieść i jak wielkiego poświęcenia się dopuścić, aby zadbać o rodzinę i jej przyszłość.
Mnie bardzo poruszył los Jane. Ta dziewczyna zdecydowała się zostawić swoją kilkumiesięczną córeczkę pod opieką kuzynki, tylko po to, aby zapewnić jej lepszy start. I jakby rozłąka nie była wystarczającym poświęceniem, to dodatkowo nie mogła się z nią spotkać podczas trwania ciąży. Psychologiczne zagrywki właścicielki ośrodka tylko potęgowały w Jane poczucie winy i bezsilność. Smutno było to czytać, jednak Jane udowodniła, co jest dla niej najważniejsze.

Także jeśli jesteście fanami książek o kobietach dla kobiet, to uważam, że powinniście sięgnąć po "Farmę". Jestem przekonana, że niejednokrotnie Was zbulwersuje, a może i wzruszy. Warto jest uzmysławiać sobie co dzieje się na świecie, dlatego ja Wam tę powieść polecam.
Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger