niedziela, maja 28, 2017

#51 "Powietrze, którym oddycha" by Brittainy C. Cherry

#51 "Powietrze, którym oddycha" by Brittainy C. Cherry

Tytuł: Powietrze, którym oddycha 
Autor: Brittainy C. Cherry 
Wydawnictwo: Filia 
Data wydania: 20 lipca 2016
Liczba stron: 400

"Warto mieć złamane serce, bo oznacza to, że doświadczyło się miłości"


"Powietrze, którym oddycha" to moje drugie spotkanie z twórczością Brittainy C. Cherry. Po przeczytaniu "Kochając pana Danielsa", który nie porwał, ale podobał mi się, chciałam sprawdzić, czy w tej autorce jest "coś więcej". 


Ostrzegano mnie przed Tristanem Colem. 
"Trzymaj się od niego z daleka", mówili. 
"Jak okrutny".
"Jest zimny".
"Życie go nie oszczędzało". 
Łatwo skreślić człowieka na podstawie jego przeszłości. Właśnie dlatego łatwo dostrzec w Tristanie potwora. Ale ja nie potrafiłam tego zrobić. Zaakceptowałam spustoszenie, które w nim panowało. Sama czułam się bardzo podobnie. 

Oboje wypełnieni pustką. Oboje szukający czegoś innego. Czegoś więcej. Oboje pragnęliśmy poskładać roztrzaskane fragmenty naszej przeszłości. 
Może wtedy moglibyśmy nareszcie przypomnieć sobie, jak się oddycha. 

Powyższa książka to historia dwojga ludzi z bolesną przeszłością. Każde z nich prowadzi teraz życie dalekie od idealnego, dalekie od ich wszelkich wyobrażeń. Poznają się w momencie, kiedy Elizabeth postanawia stanąć na nogi i zmierzyć się z demonami i bólem. Po śmieci męża musi wrócić do ich wspólnego domu i na nowo zacząć budować życie sobie i swojej córce. Z Tristanem łączy ją podobna przeszłość i podobne problemy. Obydwoje muszą sobie poradzić ze stratą bliskich i kochanych osób. Wzajemnie pomagają sobie zapomnieć i ruszyć dalej. Identyczne przeżycia zbliżają ich do siebie i z czasem para zakochuje się w sobie. 

"Powietrze, którym oddycha" to przede wszystkim książka o miłości. I nie jest to łatwa miłość, bowiem zarówno Elizabeth, jak i Tristan, muszą pogodzić z odejściem ukochanych osób. I radzili sobie z tym na różny sposób, jednak wzajemnie wspierali się w swoich próbach. 

Muszę przyznać, że trochę mnie zaskoczyła ta książka. Podejrzewałam, że będzie to opowieść o nastolatkach - nie wiem dlaczego, ale Brittainy C. Cherry kojarzy mi się z literaturą młodzieżową. Fakt, że historia ta nie jest zbyt "wymagająca" i ambitna, jednak na odmóżdżenie jak najbardziej się nadaje. I podobnie jak w "Kochając pana Danielsa" minusem są niektóre dialogi i to jak bohaterowie się do siebie zwracają i wyznają sobie uczucia. Jak dla mnie jest to bardzo nienaturalne i nierealne. 

Sama historia bardzo mi się podobała. Również do bohaterów zapałałam sympatią - zwłaszcza do Tristana. Przy okazji innych recenzji wspominałam już, że bardzo lubię takie charaktery - osoby złamane przez życie, zagubione i takie, które się poddały, ale walczą. Nie wiem dlaczego, ale bardzo mnie rozczulają tacy bohaterowie. Mam ochotę wtedy z nimi być, pocieszać, pomagać. 

"Powietrze, którym oddycha" to przede wszystkim historia o uczuciach i emocjach. Bardzo mi się podoba jak autorka nimi manewruje, wprowadzając czytelnika do świata, który stworzyła. Dodam również, że nie jest to łatwa historia, bowiem bohaterowie stają przed naprawdę trudnymi wyborami i C. Cherry nie oszczędzała im problemów. Czytając niejednokrotnie miałam w sobie takie odczucie, że "to się nie może udać", "to za wiele". Koniec końców muszę przyznać, że książka wyszła nieźle. 

Polecam! 

środa, maja 24, 2017

#50 "Jak z obrazka" by Jodi Picoult

#50 "Jak z obrazka" by Jodi Picoult

Tytuł: Jak z obrazka 
Autor: Jodi Picoult 
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2 października 2008
Liczba stron: 360 

"Ktoś, kto potrafi kochać tak mocno i głęboko, potrafi z równą mocą nienawidzić i ranić"

Kolejna książka z serii Jodi Picoult. Tym razem sięgnęłam po "Jak z obrazka". Przed czytaniem dotarło do mnie kilka negatywnych opinii o tej pozycji, aczkolwiek nie podzielam tego zdania, bo mi ta historia bardzo się spodobała. 

Wciągająca i błyskotliwa powieść psychologiczna o pułapce, jaką może stać się z pozoru idealne małżeństwo. Młoda kobieta, którą policja znajduje błąkającą się po cmentarzu w Los Angeles, nie pamięta, jak się nazywa. Kiedy zgłasza się po nią mąż, Cassie Barrett dowiaduje się ze zdumieniem, że jest nie tylko uznanym i wybitnym antropologiem, ale też żoną Alexa Riversa, słynnego aktora, jednego z najpopularniejszych hollywoodzkich gwiazdorów. 
Stopniowo wraca jej pamięć: szalony romans w Tanzanii, ważne odkrycie naukowe, którego tam dokonała, kariera Alexa, za którą zapłacił rozchwianiem emocjonalnym. Ale Cassie nie może się odnaleźć w swoim luksusowym życiu i na pozór doskonałym małżeństwie. Kiedy znajduje w łazience test ciążowy z pozytywnym wynikiem, nagle wracają do niej ponure wspomnienia. Cassie czuje, że musi natychmiast uciec przed swoją przeszłością i przed Alexem. 

Zacznę od tego, że nie jest to najlepsza i najambitniejsza powieść Jodi Picoult. Zgodzę się, że ma ona wiele innych i dużo lepszych książek, których historie porywają czytelnika na całego, ale nie powiem, że powyższa pozycja jest jedną z gorszych. Być może "Jak z obrazka" nie jest najbardziej porywającą i wstrząsającą historią, ale mi się podobała. Czytałam gorsze propozycje od Picoult. I muszę dodać, że dawno nie czytałam żadnej książki tej autorki, w której nie ma śledztwa, zbrodni i efektu końcowego, czyli rozprawy sądowej - to całkiem miła odmiana. 

To zdecydowanie jest coś innego niż pozostałe powieści tej autorki, ponieważ nie ma dylematu przed którym stawiany jest czytelnik, nie ma etycznych rozmyślań i wybierania między "złym, a gorszym". To zwykła historia o kobiecie, która doświadcza czegoś strasznego w swoim małżeństwie i musi sobie z tym jakoś poradzić. Takie rzeczy spotykają wiele kobiet na całym świecie, więc fajnie, że w ogóle ktoś wpadł na pomysł, aby o tym napisać. Ja lubię takie historie, nie wiem dlaczego, ale trochę mnie fascynują. Przede wszystkim spodobał mi się Alex. Kto czytał ten zapewne się zdziwi, ale taka jest prawda. Intrygują mnie takie charaktery - człowieka upadłego, zaszczutego, zagubionego. Podoba mi się to zwłaszcza wtedy, kiedy tym charakterem jest mężczyzna. Nie wiem dlaczego, ale miotają mną wtedy dziwne uczucia, bo z jednej strony mam poczucie, że facet powinien być ostoją rodziny, chronić jej i być filarem, na którym buduje się rodzinne bezpieczeństwo, a drugiej widząc takiego załamanego i zawiedzionego sobą człowieka mam ochotę chronić go przed całym złem - mimo iż wyrządza mi swoim zachowaniem krzywdę. Czasami mi się wydaje, że nadawałabym się na ofiarę przemocy domowej :) 
Oczywiście to być żart (mało śmieszny), ale Alex miał w sobie coś urzekającego, coś co sprawiało, że go lubiłam i skrycie trzymałam za niego kciuki, aby się zmienił i odzyskał swoją rodzinę. Czytając widziałam, jak bardzo kocha swoją żonę i jak bardzo pragnie uchylić jej nieba, co średnio mu się udawało. Trochę przypominał mi Christiana Greya (bez tej całej erotycznej otoczki), bo tak samo miał problemy z samym sobą, był zagubiony i szukał własnego "ja". W dodatku cała ta sława i bogactwo! Chyba jestem trochę próżna, bo lubię historie, w których role odkrywają osoby sławne i zamożne. Nie nazwałabym tego zazdrością, ale fascynuje mnie ten świat - tak odmienny od mojego. 

Podsumowując - lektura przyjemna, mało wymagająca i raczej nie zapada w pamięć, ale ma coś w sobie. Jak dla mnie był to miły przerywnik pomiędzy thrillerami i kryminałami, które ostatnio czytałam. Książkę czyta się bardzo szybko, akcja toczy się zręcznie i w zasadzie nie nudzi, aczkolwiek jeśli ktoś przyzwyczaił się już do poruszających historii Picoult, to rzeczywiście może być zawiedziony. Mi się podobała i daję jej dużego plusa. 

niedziela, maja 21, 2017

#49 "Zapisane w wodzie" by Paula Hawkins

#49 "Zapisane w wodzie" by Paula Hawkins

Tytuł: Zapisane w wodzie 
Autor: Paula Hawkins 
Wydawnictwo: Świat książki 
Data wydania: 10 maja 2017
Liczba stron: 368

"Nie pamiętam tego, co chcę pamiętać, a to, o czym chcę zapomnieć, wciąż do mnie wraca"

Druga książka Pauli Hawkins. Powiem szczerze, że nie miałam zamiaru jej kupować, ale natrafiłam na nią w Biedronce, oczywiście była w promocyjnej cenie, więc zdecydowałam się na zakup. "Dziewczyna w pociągu" mi się podobała, aczkolwiek nie miałam żadnych oczekiwań po "Zapisane w wodzie". Jakoś bez wielkiego zapału podchodziłam do tej lektury, zupełnie tak jakbym wiedziała, czego się po niej spodziewać. I rzeczywiście tak było, ale o tym za chwilę.

Kilka dni przed śmiercią Nel Abbott dzwoni do swojej siostry. Jules nie odbiera, ignorując jej prośbę o pomoc. Nel ginie. Mieszkańcy miasteczka mówią, że "skoczyła". A Jules musi wrócić do miejsca, z którego kiedyś uciekła - miała nadzieję, że na dobre - aby zaopiekować się swoją piętnastoletnią siostrzenicą. 

Julia się boi. Tak bardzo się boi. Dawno pogrzebanych wspomnień, starego młyna, świadomości, że Nel nigdy by tego nie zrobiła. Ale najbardziej boi się wody i zakola rzeczki, które miejscowi nazywają Topieliskiem. 

Powyższa książka jest w bardzo podobnym klimacie co "Dziewczyna z pociągu". Mam takie odczycie, że jakby dano mi kilka książek do przeczytania, nie zdradzając tytułów i autorów, to bez problemu potrafiłabym wskazać tę należącą do Pauli Hawkins. Autorka ma bardzo specyficzny sposób pisania, kreowania świata i bohaterów. Wszystko owiane jest tajemnicą, sceneria jest mroczna i oziębła, ciężko znaleźć tutaj choć odrobinę optymizmu czy wesołości. Bardzo depresyjny klimat. Moim zdaniem to plus, bo przecież thriller powinien wzbudzać w czytelniku trwogę i dyskomfort. 

Przez pierwszą połowę książki ciężko mi było przejść. Dużo opisów, akcja toczyła się powoli. Moim zdaniem trochę za długie było to wprowadzenie w historię. Postanowiłam czytać dalej i w sumie się opłaciło, bo akcja zaczęła się rozkręcać. Wątki nabierały tempa, podejrzanych przybywało i pojawiało się coraz więcej niedomówień i pytań "dlaczego?" oraz "kto to zrobił?". Jedyną rzeczą, która mi bardzo przeszkadzała to liczba bohaterów. Książka jest pisana z perspektywy pięciu lub sześciu osób i naprawdę czasami - a zwłaszcza na początku - trudno jest się połapać kto jest kim! Żałuję, że nie wpadałam na zrobienie sobie ściągi z tymi bohaterami, bo tak byłoby dużo łatwiej. Jeśli jeszcze nie czytaliście tej książki to koniecznie pomyślcie o czymś takim! 

Co do zakończenia, to mnie osobiście zaskoczyło, ale spodziewałam się tego, bo tak samo było w "Dziewczynie z pociągu". Ogólnie książki są do siebie bardzo podobne. Ten sam styl, ten sam sposób budowania napięcia. Pojawiło się wiele opinii, że "Zapisane w wodzie" jest lepsze niż pierwsza książka Hawkins, ale moim zdaniem, jeśli komuś nie spodobał się debiut tej autorki, to ta książka również nie powali go na kolana. 

Podsumowując, ja się nawet dobrze bawiłam podczas czytania (zwłaszcza drugiej połowy książki), ale miałam w swoich rękach dużo lepsze książki z tego gatunku. Powyższą pozycję poleciłabym przede wszystkim tym osobom, które polubiły "Dziewczynę z pociągu", bo z pewnością im się spodoba. Jeśli ktoś jest wielkim fanem thrillerów i wiele od nich wymaga, to "Zapisane w wodzie" będzie stratą czasu. Dla mnie lektura średnia, ale uważam, że znajdzie swoich wielbicieli. 

wtorek, maja 09, 2017

#48 "Małe wielkie rzeczy" by Jodi Picoult

#48 "Małe wielkie rzeczy" by Jodi Picoult

Tytuł: Małe wielkie rzeczy
Autor: Jodi Picoult 
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 11 kwietnia 2017
Liczba stron: 608

"Jeśli nie mogę czynić wielkich rzeczy, mogę czynić małe rzeczy w wielki sposób"

Jodi Picoult po raz kolejny nie zawiodła. "Małe wielkie rzeczy" to książka, która jest o rasizmie, stereotypach i nietolerancji, z którą muszą spotykać się osoby czarnoskóre. Najlepsze w tej powieści jest to, że opisuje jedno zagadnienie - koloru skóry, ale w rzeczywistości problemy głównej bohaterki, z którymi musi się zmagać i stosunek innych ludzi do niej, można przypisać tak naprawdę wszystkim - mniejszości seksualnym, wyznawcom różnych wiar czy też osobom pochodzących z obcych i różnych kulturowo krajów. 

Kiedy po rutynowym zabiegu umiera noworodek, ojciec dziecka oskarża o morderstwo afroamerykańską pielęgniarkę. Ani ona, ani jej prawniczka, ani ojciec zmarłego chłopczyka nie mają pojęcia, że ta śmierć odmieni ich życie w sposób, którego żadne z nich nie było w stanie przewidzieć. 

Jodi Picoult bierze na warsztat uprzedzenia rasowe, przywileje, sprawiedliwość oraz współczucie - i swoim zwyczajem nie podsuwa łatwych odpowiedzi. Z wnikliwością, szczerością i empatią maluje obraz rzeczywistości, z którą mamy do czynienia na co dzień i której często nie przyjmujemy do wiadomości. "Małe wielkie rzecz" to kawał dobrej literatury pióra autorki, która zna się na swoim fachu. 

Ruth jest położną z dwudziestoletnim doświadczeniem. Po standardowym badaniu nowo narodzonego dziecka zostaje odsunięta od pacjenta, ponieważ ojciec malucha nie życzy sobie, aby opiekę nad nim sprawowała czarnoskóra pielęgniarka. Turk Bauer jest mężczyzną o skrajnych poglądach, broni białej rasy i gardzi odmiennościami. Ruth ciężko jest się pogodzić z decyzją przełożonej, która ostatecznie staje po stronie rodzica i zabrania jej dotykania i opiekowania się tym dzieckiem. 
Na konsekwencje tej decyzji nie musimy czekać długo, bowiem noworodek po narodzinach poddany zostaje obrzezaniu, co przynosi nieoczekiwane skutki. Mały Davis Bauer umiera, a o jego śmierć zostaje posądzona Ruth, która w momencie śmierci przebywała z dzieckiem. 

Pierwszy raz spotykam się z książką, w której tak dobitnie poruszany jest temat rasizmu i uprzedzeń. Picoult jak zwykle pięknie zarysowała nam problem, z którym ma do czynienia bohater. Ruth zostaje oskarżona o morderstwo z premedytacją, bo wykonywała polecenie przełożonej o zakacie dotykania dziecka, jednak stanęła w obliczu życia i śmierci i sama musiała zdecydować, co jest dla niej ważniejsze - praca czy życie niewinnego dziecka. I podstawowe pytanie - czy jakby była biała, to również stanęłaby przed sądem obwiniana o morderstwo? 

Temat ten jest o wiele bardziej skomplikowany niż się wydaje i tak naprawdę warto przeczytać tę książkę, aby zgłębić to zagadnienie. To, co próbuje nam przede wszystkim pokazać autorka to to, że biali mają ogromne szczęście z powodu koloru swojej skóry i jak nie doceniają przywilejów, które z tego płyną. Być może my, jako Polacy, nie potrafimy zdać sobie z tego sprawy, bo mimo wszystko w naszym kraju jest niewielu czarnoskórych ludzi, jednak w Stanach Zjednoczonych (co dla mnie jest szokiem, bo zawsze ten kraj postrzegałam jako jeden z najbardziej tolerancyjnych) rasizm jest powszechnie spotykany. I to, co uderzyło mnie najbardziej, to stwierdzenie, że każdy z nas jest w jakimś stopniu rasistą. Bardzo mną to wstrząsnęło, bo od zawsze uważam się za osobę bardzo tolerancyjną, jednak kiedy o tym myślałam i analizowałam przykłady przedstawione w książce, muszę przyznać, że jest coś w tym stwierdzeniu. Najlepszym przykładem okazała się Kennedy - prawniczka, która broniła Ruth w sądzie. Od początku procesu twierdziła, że w tym wszystkim nie chodzi o kolor skóry - a jednak, koniec może zaskoczyć czytelników. 

Picout po raz kolejny udowodniła, że ma w sobie ogromną umiejętność poruszania swoich czytelników, stawiania ich przed trudnymi tematami, ludzkimi dylematami i dramatami. W jej książkach nic nie jest oczywiste, a czytelnik sam musi obrać którąś ze stron. To, co ważne w "Małych wielkich rzeczach" to przekaz, że każdemu trzeba dawać szansę, że nic nie jest czarne albo białe, że ludzie to tylko ludzie, każdy popełnia błędy i absolutnie każdemu należy się druga szansa. Musimy akceptować siebie jako ludzi, bo na tym świecie jest już stanowczo za dużo nienawiści, abyśmy sami ją potęgowali. To nie jest niczyja wina, że ktoś urodził się czarny, żółty lub popielaty. Jeśli kobieta kocha drugą kobietę, to co nam do tego?! Jeżeli mężczyzna wieczorami ma ochotę przebierać się za kobietę, to co z tego?! Jeśli daje mu to radość i przynosi szczęście, to dlaczego nie? Każdy z nas dąży do szczęścia. Dla każdego z nas szczęście to co innego. Po prostu się szanujmy i tolerujmy. A wówczas świat na pewno stanie się lepszy. 

niedziela, maja 07, 2017

Podsumowanie miesiąca - kwiecień 2017

Podsumowanie miesiąca - kwiecień 2017

Początkowo myślałam, że kwiecień będzie jednym z gorszych miesięcy czytelniczych, ale rezultat jest całkiem niezły. 6 książek! W tym roku to najlepszy wynik i jest bardzo zbliżony do mojego życiowego rekordu, który wynosi siedem przeczytanych książek.

Zdecydowanie najlepszą książką (tutaj mam mały dylemat) jest "O wiele więcej" Kim Holden. Przepiękna historia o miłości, szukaniu siebie, łamaniu barier... Holden zdecydowanie wybiega na pozycję lidera moich ulubionych autorów. Tworzy piękne, pełne emocji i uczuć historie, które poruszają czytelników. Także, jestem na tak!

Drugie miejsce jak dla mnie to "Kochając pana Danielsa". Lekka i przyjemna lektura o młodzieńczej miłości, która musi stawić czoła dorosłemu życiu. Według mnie nie jest to ambitna literatura, raczej coś na odmóżdżenie, ale przecież i takie książki trzeba czytać, aby nie zwariować. Brittainy C. Cherry mnie zaintrygowała, dlatego niebawem przeczytam kolejne powieści tej autorki i zobaczymy, czy w dalszym ciągu będę miała o niej dobre zdanie.

Kolejnych miejsc nie podaję, bo pozostałe książki już nie były tak dobre i nie potrafię się zdecydować :) Na uwagę na pewno zasługuję "Margo" - bardzo depresyjna, mroczna i momentami przerażająca książka. Warto zwrócić uwagę na świat wykreowany przez Tarrym Fisher, bo jest bardzo realistyczny.
Kolejną wartą uwagi pozycją - chociaż nie dla wszystkich - jest poradnik "Magia olewania", czyli jak rezygnować z ludzi, rzeczy i czynności, które nie sprawiają nam radości i wywołują stres na rzecz czegoś przyjemnego i relaksującego, czegoś co jest dla nas dobre i przynosi radość. Więc jeśli macie problem z asertywnością, a Waszą głowę zaprząta wiele obowiązków i spraw do załatwienia, których tak naprawdę nie musicie robić, bo może to zrobić ktoś inny, to powinniście przeczytać tę książkę. Ja kilka sugestii wzięłam sobie do serca i już wcieliłam w życie. Działa!
Jeśli miałabym wskazać najgorszą książkę kwietnia, to nie potrafiłabym wybrać, bo zarówno "Już czas" Jodi Picoult, jak i "Zabójca z sąsiedztwa" Alex Marwood, to według mnie dwie porażki. Obydwie ciągnęły się jak flaki z olejem. I choć przy powieści Picoult mogę to sobie jakoś wytłumaczyć, bo ona lubi owijać w bawełnę i trochę "lać wodę", a poza tym napisała tyle wspaniałych książek, że jeden "gniot" nie robi różnicy i nie zaprzecza jej wspaniałości, tak przy lekturze pani Marwood w ogóle tego nie rozumiem. Zwłaszcza, że to kryminał! Powinien trzymać w napięciu, wzbudzać strach i ciekawość. Ja w tej lekturze nic takiego nie znalazłam. Była to moja druga książka tej autorki (równie kiepska) i powiedziałam basta! Nigdy więcej.

NOWE NA PÓŁCE: Ojj! Dużo tego przybyło na półkę, bowiem zrealizowałam dwumiesięczne zamówienie oraz dostałam kilka książek od wydawnictw plus do tego oczywiście zakup kolejnych części kolekcji Jodi Picoult. Jeśli chodzi o kolekcję to wyszły dwa tomy "Zagubiona przeszłość" oraz "Jak z obrazka". Do tego w paczce była najnowsza powieść tej autorki, czyli "Małe wielkie rzeczy". Ponadto zamówiłam "Inwigilację", kolejną część thrillera prawniczego Remigiusza Mroza, dwie książki Brittainy C. Cherry "Powietrze, którym oddycha" i "Ogień, który ich spala", powyższe przeczytane już pozycję - "O wiele więcej" Kim Holden oraz "Magię olewania" Sarah Knight i do tego "Co przyniesie wieczność" autorstwa Jennifer L. Armentrout. Z kolei od wydawnictwa Znak otrzymałam "Wszystkich ludzi generała" Michaela Hastingsa, a od wydawnictwa Smak Słów norweski kryminał "Kluczowy świadek".

środa, maja 03, 2017

#47 "Kluczowy świadek" by Jorn Lier Horst

#47 "Kluczowy świadek" by Jorn Lier Horst

Tytuł: Kluczowy świadek
Autor: Jorn Lier Horst 
Wydawnictwo: Smak Słowa
Data wydania: 26 kwietnia 2017
Liczba stron: 348

"Oparta na faktach historia jednego z najbardziej brutalnych morderstw Norwegii"

W ostatnich latach kryminały i thrillery skandynawskie zyskały w naszym kraju bardzo dużą popularność i aż wstyd się przyznać, ale "Kluczowy świadek" był moim pierwszym spotkaniem z literaturą norweską. Skandynawia jakoś nigdy mnie nie pociągała. Skojarzenia z zimnym klimatem, szarym krajobrazem i niedostępnymi ludźmi skutecznie zniechęciły mnie do sięgania po tego typu książki. Co się więc stało, że zdecydowałam się sięgnąć po powyższą lekturę? Zawdzięczam to wydawnictwu Smak Słowa, od którego dostałam ten egzemplarz. 

Preben Pramm leży martwy od tygodnia. Jest nagi, związany, a na jego ciele widać ślady wyszukanych tortur. Dom się wywrócony do góry nogami, ale nie wygląda na to, żeby zabójcy znaleźli to, czego szukali. 
Pramm nie miał krewnych, przyjaciół i najwidoczniej żadnego kontaktu z ludźmi z zewnątrz. Jaka była tajemnica Pramma? Czemu musiał umrzeć w tak brutalny sposób? 

To, co jest najlepsze w tej historii to to, że została oparta na autentycznych wydarzeniach z kryminalnego świata Norwegii. Oczywiście na potrzeby tej książki autor pozmieniał niektóre rzeczy - w tym najważniejszą, bowiem w rzeczywistości sprawca nie został jeszcze odnaleziony. Tutaj mamy możliwość dowiedzieć się, kto zabił i dlaczego. Moim zdaniem ten kryminał jest jednym z najbardziej realistycznych, które czytałam. Sprawa prowadzona jest stosunkowo wolno, krok po kroku pojawiają się nowi świadkowie, nowi podejrzani i nowe motywy tejże zbrodni. Uważam, że jest to największy plus tej książki, bo czytelnik nie otrzymuje wszystkiego na tacy. Dzięki temu sam może snuć domysły i z niecierpliwością oczekiwać finału sprawy. Z każdym kolejnym rozdziałem dowiadywaliśmy się nowych rzeczy, a zakończenie może zaskoczyć. 

"Kluczowy świadek" to pierwszy tom serii o komisarzu Williamie Westingu. W Polsce ukazały się już kolejne części, więc jeśli ktoś jest zainteresowany taką tematyką, to polecam! Zwłaszcza, że nie będzie musiał czekać długich miesięcy na następne tomy. Ja się jeszcze zastanawiam nad tym, czy je zakupię, bo moja lista serii, które bardzo chciałabym mieć z miesiąca na miesiąc się wydłuża, a pieniędzy w portfelu nie przybywa. Ale jeśli kiedyś natrafię na jakąś promocję, to poważnie zastanowię się nad zakupem. 


poniedziałek, maja 01, 2017

#46 "Magia olewania" by Sarah Knight

#46 "Magia olewania" by Sarah Knight

Tytuł: Magia olewania
Autor: Sarah Knight 
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 15 marca 2017
Liczba stron: 208

"Jak olać to, co nieważne"

Od czasu do czasu lubię sobie poczytać jakieś poradniki, które dotyczą przede wszystkim polepszania życia, szukania szczęścia w małych rzeczach lub po prostu co robić, jak myśleć i jak dążyć do tego, aby być choć odrobinę szczęśliwszym człowiekiem. Mam tendencję do popadania w nostalgię i kryzysy egzystencjonalne, więc zdarza się, że taki poradnik jest dla mnie wybawieniem przez depresją. A poza tym zawsze ciekawie jest poznać sposoby innych ludzi na życie. Można czerpać z tego inspirację i niektóre elementy wprowadzić do swojego życia, co może zaowocować ciekawymi efektami. 

Tym razem sięgnęłam po popularną ostatnio "Magię olewania". Już sam tytuł do mnie przemawia :) 

"Magia olewania" jest książką dla tych wszystkich, którzy pracują za dużo, za mało wolnych chwil spędzają na rozrywce i nigdy nie mają wystarczająco dużo czasu dla ludzi i spraw, które naprawdę ich uszczęśliwiają. 

Dzięki tej książce dowiecie się:
  • Dlaczego przejmowanie się tym, co pomyślą inni, jest twoim najgorszym wrogiem i jak przestać to robić. 
  • Jakie są proste kryteria oddzielania tego, czym powinniśmy się przejmować, od tego, czym nie warto zaprzątać sobie głowy. 
  • Jak praktykować sztukę nieprzejmowania się nieistotnymi rzeczami i prośbami oraz nielubianymi ludźmi, nie zachowując się jednocześnie w sposób bezduszny i lekceważący 
  • Jak opanować sztukę mówienia "nie" rzeczom nieważnym, co doprowadzi do zmiany twojego życia 
I o wiele więcej... 


Autorka książki skupia się głównie na tym, aby rezygnować z rzeczy, które nas męczą i nie sprawiają radości na rzecz czynności, które wywołują w nas zupełnie inne emocje. To samo dotyczy ludzi. Po co spędzać swój cenny, wolny czas z ludźmi, których nie lubimy i którzy nas denerwują, skoro w tym czasie można robić wiele innych i fajnych rzeczy. 

Sarah Knight skupia się głównie na zagadnieniach naszego codziennego życia, którym poświęcamy najwięcej czasu, czyli rzeczy, praca, przyjaciele, znajomi i obcy oraz rodzina. Autorka podsuwa nam gotowe rozwiązania, sformułowania i przykładowe odpowiedzi na wypadek problematycznych sytuacji, których codzienne doświadczamy, tak aby osiągnąć zamierzony cel, nie krzywdzić uczuć innych i nie stać się zołzą. 

Przyznam, że lektura jest ciekawa i jak dla mnie bardzo pomocna. Wiem jakim jestem człowiekiem, często ulegam namowom i robię rzeczy na które w ogóle nie mam ochoty tylko po to, aby sprawić przyjemność innym. Oczywiście trzeba tutaj odróżnić najbliższych ludzi, których się lubi i kocha, bo robienie dla nich niektórych - czasami nawet trudnych rzeczy - nie powinno stanowić problemu. To, co ja na pewno sobie zapamiętam i spróbuję wdrążyć w swoje życie to to, aby nie przejmować się opinią innych. Zapewne będzie to trudne, bo każdy z nas, świadomie lub nie, zastanawia się nad tym, co myślą na nasz temat ludzie. Ale cóż... spróbuję! 

Trzeba też przyznać, że wiele rzeczy w tej książce jest trochę naciąganych. Autorka nam przestawia swoją perspektywę, opisuje rzeczy oraz sytuacje w których się znalazła i pokazuje jak z nich wybrnęła. Aczkolwiek jest ona przedstawicielką wolnego zawodu, więc mogła bez skrupułów rzucić pracę, której szczerze nie lubiła na rzecz pracy, którą mogła wykonywać siedząc w piżamie we własnym salonie. Wszyscy dobrze wiemy, że temat pracy jest bardzo problematyczny i w naszym kraju często tak jest, że szef każe - pracownik musi. Nie ma dyskusji i negocjacji, bo może to doprowadzić do rychłego zwolnienia, co w rezultacie nie będzie dla nas dobre i tylko dołoży nam stresów. I zamiast cieszyć się wolnym popołudniem po pracy na gwałt będziemy szukać nowego zatrudnienia, bo przecież trzeba z czegoś żyć. 

Także nie wszystkie sytuacje przedstawione w tej książce można przełożyć na polskie realia, ale podejrzewam, że każdy z nas znajdzie coś dla siebie. Jeśli ktoś lubi takie poradniki, to polecam. 

Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger