środa, grudnia 06, 2017

#72 "Saga rodziny Neshov" by Anne B. Ragde

#72 "Saga rodziny Neshov" by Anne B. Ragde

Tytuł: Ziemia kłamstw / Raki pustelniki / Na pastwiska zielone / Zawsze jest przebaczenie 
Autor: Anne B. Ragde 
Wydawnictwo: Smak Słowa
Data wydania: 8 maja 2017 / 5 czerwca 2017 / 7 lipca 2017 / 20 września 2017
Liczba stron: 312 / 312 / 312 / 342

"W tych zakątkach naszego globu wartość człowieka mierzy się liczbą osób podążających w jego orszaku pogrzebowym. Kościół pękających w szwach oznacza, że ktoś był bardzo kochany"

Na początku za wszystkie egzemplarze książki chciałabym podziękować wydawnictwu Smak Słowa. Jeśli chodzi o współpracę i rzetelność, to wydawnictwo to po prostu rządzi! Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się mieć jakiś nieprzyjemności przy naszej współpracy, więc Smak Słowa zasługuje na tych kilka słów pochwał :) Wielkie dzięki! 

Saga rodziny Neshov jest bardzo specyficzna. Po pierwsze to powieść norweskiej pisarki, a ja oprócz kilku kryminałów nigdy wcześniej nie miałam styczności z norweską literaturą. Nie spodziewałam się, że historia ta tak bardzo mi się spodoba. 

Kiedy na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia stara Anna Neshov nagle dostaje wylewu i leży na łożu śmierci, jej trzej synowie muszą stawić czoła nie tylko chorobie matki, lecz także własnemu życiu oraz skomplikowanym wzajemnym relacjom (bracia do wielu lat nie mieli ze sobą żadnego kontaktu). Erland pracuje jako dekorator wystaw sklepowych w Kopenhadze, Margido jest właścicielem małego zakładu pogrzebowego, a najstarszy 56-letni Tor, prowadzi rodzinne gospodarstwo w Byneset niedaleko Trondheim. 
Tor jako jedyny z całej trójki ma dziecko, córkę Torunn, którą spotkał tylko raz w życiu. Teraz pragnie, aby córka przyjechała poznać babcię, zanim ta umrze. 

Moim zdaniem saga ta nie jest dla przeciętnego czytelnika. Dlaczego? Ponieważ w tej książce nie ma wartkiej akcji, a wątki nie wprawiają w osłupienie - chociaż zaskoczeń nie brakuje i niejednokrotnie można się zaszokować. Autorka głównie gra emocjami głównych bohaterów i stawia ich w bardzo trudnych sytuacjach. 
Tytułowa rodzina to zaściankowy klan, który ma wiele tajemnic. Rodzeństwo prawie w ogóle ze sobą nie rozmawia. Trzej bracia prowadzą odrębne życia, w których nie ma miejsca dla krewnych. Tragedia sprawia, że muszą ponownie się spotkać i nawiązać choć minimalne relacje. Nie jest to łatwe, kiedy ma się do czynienia z praktycznie obcą osobą. Mimo wszystko, przez wzgląd na matkę i córkę jednego z braci, muszą próbować odnowić swoje więzi. 

Powieść ta opiera się na trudnych relacjach międzyludzkich, dlatego właśnie nie jest łatwa w odbiorze. W książce pojawia się promyczek nadziei w postaci Torunn, która stara się spoić rodzinę na nowo. Jej jedynej na tym zależy. Ale kobieta ma przed sobą bardzo trudne zadanie - zwłaszcza, że po drodze na jaw wychodzą rodzinne tajemnice, które znacząco wpływają na jej losy. 
Nie nie jest łatwo, ale jak się chce, to można. I Torunn to udowadnia. 

Dla mnie te książki to fenomen. Pomijając treść i przekaz. Za każdym razem jak zasiadałam do czytania i wiedziałam, że właśnie tę książkę mam zacząć albo po prostu kontynuować, to ogarniała mnie niechęć i niemoc. Nie wiem dlaczego. Dla mnie książki te mają charakter lekko depresyjny. W dodatku zimna, szara i ponura Norwegia nie zachęca. Jednak kiedy już zaczynałam czytać, to nie mogłam się od niej oderwać. Pokonywałam kolejne rozdziały z prędkością światła. Historia pochłaniała mnie do tego stopnia, że zabrałam ten zimny skandynawski kraj na wakacje do Grecji! :) 

Czasami człowiek ma ochotę na coś innego. Na coś co wyciszy i ukoi nerwy, na coś gdzie nie ma głośnych pościgów, makabrycznych zbrodni czy romansów wyciskających łzy. Jeśli Wy należycie do tej części czytelników, to sięgnijcie po tę serię. Być może rodzina Neshov nie zachwyci Was od pierwszego rozdziału, ale dajcie jej szansę. Ja dałam i w ogóle tego nie żałuję. 
Jeśli mogłabym coś doradzić, to polecam czytanie z przerwami. Po każdym tomie sięgnijcie po coś innego, coś co lubicie, bo jeśli ktoś nie jest prawdziwym koneserem tego typu literatury, to może się pożegnać z tą rodziną już po pierwszym tomie. A szkoda by było, bo saga ta jest wartościowa i moim zdaniem warto ją znać. 

niedziela, grudnia 03, 2017

Podsumowanie miesiąca - listopad 2017

Podsumowanie miesiąca - listopad 2017

Dzień dobry! Cześć! I czołem!
Jak tam Wasze wyniki z listopada? U mnie pięć! Nie za dużo, nie za mało, ale zawsze mogłoby być lepiej. Najważniejsze dla mnie jest to, że przekroczyłam już liczbę przeczytanych książek z zeszłego roku, a to od stycznia było moim celem, także się udało :) Teraz już na spokojnie czytam kolejne książki i ustalam nowy rekord, aby go pobić w nowym roku.

Listopad rozpoczęłam od przeczytania książki polskiej autorki Agnieszki Burskiej-Wojtkuńskiej. Pani Agnieszka napisała poradnik dla kobiet, który nawiązuje do duńskiej filozofii szczęścia - hygge. "Suma drobnych radości" to krótki instruktaż dla zabieganych osób, w którym autora namawia do tego, aby zatrzymać się na moment i zacząć cieszyć się z małych rzeczy, takich jak pierwszy śnieg, pyszna kawa wypita o poranku lub obserwacja dzieci podczas robienia ciasteczek.
Ja jestem wielbicielką hygge, bardzo do mnie przemawia ta filozofia, bo uprawiałam ją od dawna - nie wiedząc nawet, że ma to swoją nazwę :) Od lat spędzam wieczory przy zapalonych świeczkach, z herbatą w ulubionym kubku i książką w ręku. Od dawna był to dla mnie tylko ukochany relaks i idealny sposób na spędzenie samotnego wieczoru. Od niedawna wiem, że to hygge :) Także zapewne wielu z Was ta filozofia również jest bliska.
"Suma drobnych radości" czasami mnie irytowała, ale czytało się lekko i przyjemnie, więc jeśli jesteście miłośnikami takich książek, a zwłaszcza przejrzystych, jasnych zdjęć (książka jest przepięknie wydana!), to zachęcam do przeczytania.

Moim faworytem wśród przeczytanych listopadowych książek jest "It ends with us" Colleen Hoover. Dałam drugą szansę tej autorce i nie żałuję, bo ta książka mnie zachwyciła. Była naprawdę poruszająca i z bardzo silnym przekazem, Poruszony w niej został temat przemocy domowej, z którą musiała walczyć główna bohaterka. Nie jest zwykła historia o miłości. To coś więcej! Autorka tak pokierowała akcją i stworzyła taką historię, że czytelnik może odczuwać prawdziwy ból bohaterów. Czytając byłam bardzo wstrząśnięta emocjonalnie, a kończąc ją byłam autentycznie zmęczona.

 Jedynym thrillerem tego miesiąca był "Nocny stalker" Roberta Bryndzy. Nie był to zbyt porywający thriller, mam do niego kilka zastrzeżeń - zwłaszcza na akcję, która rozkręcała się dość wolno. Jednak z każdym kolejnym rozdziałem było lepiej i w rezultacie lekturę mogę zaliczyć do udanych. Na moją opinię wpłynęła przede wszystkim główna bohaterka - komisarz Erika Foster, której jestem fanką.
Lubię Bryndzę i z pewnością sięgnę po kolejne części tej serii - o ile pokażą się w Polsce.

Hmm... Co teraz? Może "Zawsze jest przebaczenie" Anne B. Ragde. Nie będę się bardzo rozpisywała tutaj na temat tej książki, ponieważ recenzja całej serii pojawi się na blogu w przyszłym tygodniu, ale powiem, że jestem bardzo zadowolona z tego, że mam tę serię u siebie na półce. Nigdy nie czytałam podobnej historii i zadziwia mnie to, że tak bardzo mi się podobała. Wydawnictwu Smak Słowa należą się wielkie podziękowania za wydanie tych książek :) Więcej o rodzinie Neshov pojawi się w poście na blogu około środy - czwartku ;)

I na koniec, związku z tym, że grudzień zapukał do naszych drzwi, a co za tym idzie wszystkim udziela się już świąteczna atmosfera. Otrzymałam od Wydawnictwa Znak powieść Richarda Paula Evansa "Hotel pod Jemiołą". Książka reklamowana jest jako przedsmak świąt i tutaj pojawia się mój pierwszy zarzut, bo świąt w tej historii jest naprawdę niewiele, więc nie poczułam tej atmosfery. Powyższy romans to historia dwóch ludzi, którzy spotykają się w tytułowym hotelu na kursie dla początkujących pisarzy. Tam się poznają i zakochują w sobie, jednak główna bohaterka nie ma pojęcia, że jej wybranek Zeke skrywa pewną tajemnicę, która znacząco może wpłynąć na jej uczucia.
Powieść ta jest lekka i przyjemna, czyta się bardzo szybko i niestety jest bardzo przewidywalna. Tak jak wspominałam świąt tam nie uraczysz, ale jeśli ktoś szuka czegoś na odmóżdżenie to jak najbardziej polecam. Ja się dwa razy zastanowię nim sięgnę po kolejną powieść Evansa, a już na pewno zastanowię się nad kolejnymi książkami świątecznymi. Nie przepadam za Bożym Narodzeniem, ale jeżeli jest jakaś powieść, która jest w stanie zmienić moje podejście do tego "magicznego czasu" to koniecznie dajcie znać :)

NOWE NA PÓŁCE: Do kolekcji dołączyła książka Jodi Picoult "Świadectwo prawy", "Tam gdzie ty" oraz "Karuzela uczuć". Poza tym od wydawnictwa Bernardinum otrzymałam "Ostatnie srebrniki", od wydawnictwa Smak Słowa "Zawsze jest przebaczenie", od wydawnictwa WAB "Sekretne życie samotnej lalki", a od wydawnictwa Muza poradnik "Obudź się". Za wszystkie przesyłki serdecznie dziękuję :)


sobota, listopada 25, 2017

#71 "Hotel pod Jemiołą" by Richard Paul Evans

#71 "Hotel pod Jemiołą" by Richard Paul Evans

Tytuł: Hotel pod Jemiołą
Autor: Richard Paul Evans 
Wydawnictwo: Znak 
Data wydania: 22 listopada 2017
Liczba stron: 300

"Zakochać się to dużo. Być kochaną to pełnia" 

Powyższa książkę otrzymałam od wydawnictwa Znak - za co bardzo dziękuję. Przyznam się, że "Hotel pod Jemiołą" to moje pierwsze spotkanie z Richardem Evansem, co może być dziwne, bo autor ten jest dość popularny w naszym kraju. Nie wiem czemu, ale jakoś nie mogę przekonać się do powieści romantycznych pisanych przez mężczyzn :) Mimo wszystko, powyższa książka przypadła mi do gustu, mimo iż miała kilka minusów. 

Kimberly prawie się poddała. Śmierć matki, dwukrotnie zerwane zaręczyny i nieudane małżeństwo sprawiają, że nie wierzy już w szczęście. Pozwala sobie tylko na jedno marzenie - pragnie napisać powieść o miłości. 
W urokliwym hotelu Pod Jemiołą organizowany jest kurs dla początkujących pisarzy. Kim poznaje tam tajemniczego Zeke'a, z którym nawiązuje wyjątkową więź. Taką, jaka zdarza się tylko ludziom, którzy podobnie patrzą na świat. 
Czy przypadkowe spotkanie będzie dla Kimberly początkiem wielkich zmian? 
Czy do najważniejszej powieści - jej własnego życia - los dopisze szczęśliwe zakończenie? 


Jak już wiecie z opisu książki, historia jest o Kim, kobiecie, która ma bujną i nieszczęśliwą przeszłość i marzy o karierze pisarki. Napisała powieść romantyczną i jej największym marzeniem jest jej wydanie. Aby dowiedzieć się jak tego dokonać i aby nauczyć się kilku niezbędnych rzeczy, jedzie na kurs do bardzo miłego i ciepłego hotelu. Spotyka tam niezwykle sympatyczną Samanthę oraz tajemniczego Zeke'a. 
Na kursie są spotkania z zakresu pisania oraz promocji i marketingu, a zwieńczeniem wyjazdu ma być spotkanie z jednym z największych autorów romantycznych powieści - E.T. Cowellem. Tak się składa, że Kim jest jego fanką i marzy o spotkaniu ze swoim idolem. Cała historia polega na tym, że owy pisarz zaprzestał pisania i nikt nie wiedział dlaczego, ponieważ Cowell nigdy nie udzielał się medialnie, przez co nikt nie wiedział jak tak naprawdę wygląda. W związku z tym każdy był ciekawy tego tajemniczego mężczyzny. 

Jeśli chodzi o plusy tej historii, to muszę przyznać, że napisana jest w bardzo ciepły sposób. Evans wykreował bardzo przytulny świat oraz bohaterów, którzy wzbudzają sympatię. Książka jest idealna na długie zimowe wieczory! Sama fabuła również była dla mnie nowością i podchodziłam do niej z przyjemnością, bo w sumie mogłaby dotyczyć każdego z nas. Niejeden bookoholik marzył bądź marzy o tym, aby kiedyś coś napisać i wydać (ja tak mam), więc po kryjomu doszukiwałam się w tej książce podpowiedzi - w końcu to kurs dla początkujących pisarzy :) Także jeśli szukacie ciepłej historii na zimę, to właśnie ją znaleźliście. 
Zawiodła mnie tylko jedna rzecz. Książka jest promowana jako świetny przedsmak świąt Bożego Narodzenia. Ja nie lubię tych świąt, więc spodziewałam się, że ciężko będzie mi przebrnąć przez te wszystkie choinki, prezenty, życzenia itd. Naprawdę sądziłam, że to będzie świąteczna powieść, która choć odrobinę przekona mnie do magii świąt. Nic z tego! Akcja książki odbywa się w okresie przedświątecznym, i mimo iż pojawia się w niej Wigilia, to jest to raczej tło do głównych i kulminacyjnych wydarzeń. Nie odczułam, aby na te sytuacje miała wpływ magia świat. Także jeśli chodzi o Boże Narodzenie, to nie tutaj. 

Kolejnym minusem jest przewidywalność. Mimo iż nigdy wcześniej nie czytałam podobnej książki, to od razu się zorientowałam o co chodzi z całym tym tajemniczym Cowellem. Nie wiem jak to się stało, ale jak tylko ten wątek został poruszony, to już wiedziałam jak to się skończy. I nie pomyliłam się, bo przewidziałam dosłownie wszystko! :) Także to jest główny minus, ponieważ odebrało mi to nieco przyjemności z czytania, aczkolwiek i tak jestem zadowolona z tej lektury. Dawno nie czytałam prawdziwego romansu - temu trochę brakuje, bo moim zdaniem prawdziwy romans powinien wzruszać. Tutaj wzruszeń jest niewiele, ale mimo wszystko to fajna historia. 

A skoro przy minusach jesteśmy... Naprawdę zdenerwował mnie fragment, w którym główni bohaterowie udają się do Nowego Jorku. Sądziłam, że to książka o zwykłych ludziach i dla zwykłych ludzi, a tymczasem tam wydarzyła się prawdziwa rozpusta! Kolacje w najdroższych restauracjach, prezenty od Tiffaniego... Serio? To takie mało świąteczne. 

Podsumowując, powieść na zimę - tak, na święta - nie. "Hotel pod Jemiołą" to ciepła i przytulna historia o miłości. Czyta się ją szybko i przyjemnie, nie jest to wymagająca lektura, więc w sam raz nadaje się na długie wieczory. Nie nudziłam się czytając, a to duży plus. 
To co mi się w niej bardziej podoba, to główne przesłanie, z którym Was zostawię. A mianowicie - najlepsze lata naszego życia są zawsze przed nami. 


sobota, listopada 18, 2017

#70 "Nocny stalker" by Robert Bryndza

#70 "Nocny stalker" by Robert Bryndza

Tytuł: Nocny stalker 
Autor: Robert Bryndza
Wydawnictwo: Filia Czwarta Strona
Data wydania: 11 kwietnia 2017
Liczba stron: 400

"Czekającemu czas zawsze się dłuży"

"Nocy stalker" to moje drugie spotkanie z Robertem Bryndzą. Czytałam już pierwszy tom o Erice Foster "Dziewczynę w lodzie" (KLIK) i byłam zadowolona z lektury. Tutaj było podobnie, choć początkowo nie mogłam się wkręcić. 

Pod koniec parnego lata Erika Foster zostaje wezwana na miejsce zbrodni. Mężczyznę znaleziono zamordowanego w jego mieszkaniu. Został związany i uduszony plastikową torbą. Kilka dni później policja znajduje kolejne zwłoki. Okoliczności są dokładnie takie same. Erika i jej zespół próbują dotrzeć do prawdy i trafiają na trop doskonale przemyślanych działań seryjnego mordercy, który cierpliwie śledzi swoje ofiary i wybiera idealny moment, by uderzyć. 
Wszystkie ofiary to samotni mężczyźni, którzy bardzo cienią sobie prywatność. Dlaczego przeszłość tych wszystkich osób jest owiana tajemnicą? I co ich łączy z mordercą? 

Fale gorąca atakują Londyn, a Erika Foster zrobi wszystko, co w jej mocy, by powstrzymać zabójcę, zanim zginie kolejny człowiek. Nawet jeśli będzie musiała zaryzykować własną pracą. Erika nawet nie podejrzewa, że jej życie również może być zagrożone. 

Akcja w książce kręci się powoli. Zwłaszcza jej pierwsza część. Czasami lubię jak w książce nic nie jest podane na tacy, bo czytelnik z napięciem oczekuje dalszych losów. Tutaj jednak było inaczej. Przy pierwszym morderstwie zabójca nie zostawia żadnych śladów, żadnych poszlak, przez co policjanci stoją w miejscu. Bardzo długo krążą po omacku i właśnie dlatego akcja nieco się przeciąga. W związku z tym ciężko mi było wczuć się w tę historię. Męczyłam się przez kilka pierwszych rozdziałów (może pół książki ;) ). Ale w końcu zaskoczyło i potem poszło już jak z płatka. Każde kolejne zabójstwo dostarczało nowych wiadomości o mordercy, co w rezultacie naprowadziło Foster na właściwie tory.

 Kryminały Bryndzy mają coś w sobie, bo ten autor nie jest "jednym z wielu", którzy wymarzyli sobie napisanie książki. Odnoszę wrażenie, że tutaj wszystko jest zaplanowane, każdy szczegół zamknięty jest na ostatni guzik, a autor ma jasno określony plan na całą historię. Nawet bohaterowie - z którymi często mam problem - w jego książkach są wyjątkowi i każdy z nich zupełnie inny. To powoduje, że historia jest ciekawsza i bardziej zachęca do czytania.
Po raz kolejny muszę podkreślić, że jestem fanką Eriki Foster. Ta kobieta ma coś w sobie, jest silna i niezależna, doskonale wie czego chce i dąży do celu własną ścieżką, a nie tą wydeptaną przez innych. Wierzy w swoją intuicję i policyjny instynkt, dzięki czemu jest tak skuteczna i odnosi sukcesy w pracy. Nie zawsze wszystko idzie po jej myśli i nie każdy docenia jej umiejętności, ale nie poddaje się i wierzę, że w kolejnych częściach zobaczymy jeszcze lepszą Foster.

Jest jeszcze jedna fajna rzecz, którą polubiłam w tym kryminale. Zabójca! Nie wiem czemu, ale intrygują mnie schorzenia psychiczne u ludzi. Tutaj mamy do czynienia z takim człowiekiem i rewelacją jest, że autor zadbał o to, aby nieco przybliżyć nam tę postać. W książce jest kilka rozdziałów pisanych z perspektywy mordercy, dzięki czemu możemy poznać jego życie, plany i przeszłość, która niewątpliwie miała wpływ na przestępstwa przez niego popełniane. Wielki plus dla Bryndzy właśnie za to! Często w tego rodzaju książkach jest tak, że potencjalny zabójca ukrywa się gdzieś wśród światków czy rodziny ofiary. Tutaj jest nieco inaczej, co nie oznacza, że morderca nie miał styczności ze swoimi ofiarami.

Podsumowując, "Nocny stalker" to dobry kryminał, który można polubić, ale mógłby mieć nieco większą dynamikę (zwłaszcza na początku). Ogólnie jestem zadowolona z lektury i z pewnością sięgnę po kolejne części tej serii - zwłaszcza przez wzgląd na główną bohaterkę, która mnie fascynuje, bo lubię takie kobiety. Jestem ciekawa co następnym razem "zaserwuje" nam Robert Bryndza. Mam nadzieję, że coś dobrego, bo czekam na kryminał, który przeczytam z zapartym tchem. 

wtorek, listopada 14, 2017

#FILM "Najlepszy" by Łukasz Palkowski

#FILM "Najlepszy" by Łukasz Palkowski


Tytuł: Najlepszy
Reżyseria: Łukasz Palkowski 
Premiera: 17 listopada 2017 
W rolach głównych: Jakub Gierszał, Arkadiusz Jakubik, Janusz Gajos, Magdalena Cielecka, Kamila Kamińska, Anna Próchniak 

"Gdy słabość staje się siłą" 

W sobotę wybrałam się do kina na przedpremierowy pokaz filmu "Najlepszy" w reżyserii Łukasza Palkowskiego. Musicie wiedzieć, że bardzo rzadko chodzę do kina, zazwyczaj nie oglądam filmów, bo tego nie lubię, a już nie wspomnę o serialach, o których nawet nie słucham. Ogólnie - nie jestem filmowa. Ale kiedy zobaczyłam zwiastun tego filmu od razu wiedziałam, że muszę go zobaczyć. 

"Najlepszy" to historia oparta na faktach. Opowiada historię Polaka Jerzego Górskiego, który w naszym kraju jest raczej nieznany, ale zyskał sławę na świecie. 
Jerzy jako nastolatek popadł w narkomanię. Był uzależniony i kilka razy ledwo uszedł z życiem. Pod wpływem bardzo znaczących dla niego wydarzeń, zgłasza się do ośrodka odwykowego i tam rozpoczyna swoje nowe życie. Zaczyna trenować bieganie, pływanie oraz kolarstwo, aby ostatecznie wystartować w najtrudniejszych i najbardziej wymagających zawodach triatlonowych świata - Double Ironman (7,6 km pływania, 360 km jazdy na rowerze i 84 km biegiem). 

Szczerze powiem, że jestem zachwycona tą historią. Pokazuje wielką determinację człowieka, jego siłę - nie tylko tę fizyczną, ale przede wszystkim psychiczną, bo nie jest łatwo wyjść z takiego uzależnienia. Już samo to było dla mnie mistrzostwem świata. A tu jeszcze takie zawody! 

Taka postawa, siła, dążenie do celu jest godne podziwu. Pokonanie własnych słabości, własnych ograniczeń to najtrudniejsze przeszkody, jakie życie rzuca nam pod nogi. Człowiek jako postać jest słaby, to psychika czyni nas silnymi. Nie każdego na to stać, ale kiedy już ktoś pokonuje samego siebie, to nie pozostaje nic innego, jak tylko stanąć i przyklasnąć. Historia Jerzego porusza i "wchodzi" na ambicję. Podczas seansu parokrotnie miałam w głowie, że się zmobilizuję i sama zacznę małymi krokami pokonywać swoje słabości. Może coś z tego wyjdzie :) W razie czego trzymajcie kciuki! 

Wspominałam Wam na początku, że nie znam się na filmach, więc ciężko mi jest się wypowiadać na temat scenografii, scenariusza itd. Ale to co mi się spodobało najbardziej to charakteryzacja. To jak wyglądali w filmie ludzie uzależnieni od narkotyków było tak prawdziwe i straszne, że momentami ciężko było patrzeć, ale ja spoglądałam na to z czystą fascynacją. Było to bardzo realistyczne! 

Sama nie wiem jak mogłabym Wam bardziej zareklamować ten film. Nigdy nie pisałam recenzji filmowych, więc trochę to dla mnie ciężkie. Ale jeśli będziecie mili okazję pójść do kina, to z czystym sercem polecam Wam "Najlepszego". 


Premiera 17 listopada! 

czwartek, listopada 09, 2017

#69 "It ends with us" by Colleen Hoover

#69 "It ends with us" by Colleen Hoover

Tytuł: It ends with us 
Autor: Colleen Hoover 
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2 października 2017
Liczba stron: 352 

"Nie ma czegoś takiego jak źli ludzie. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, którzy czasami robią złe rzeczy"

"It ends with us" to moje drugie spotkanie z Colleen Hoover. Pierwsze nie było zbyt udane. "Ugly Love" nie powaliło mnie na kolana, sama historia była dość banalna, aczkolwiek ze względu na styl pisania Hoover, całkiem przyjemnie się ją czytało. Dlatego też sceptycznie podchodziłam do pozycji, z którą dzisiaj do Was przychodzę. Jak się okazało - niepotrzebnie, bo "It ends with us" to bardzo fajna książka. 

Lily Bloom zawsze płynie pod prąd. Nic dziwnego, że otworzyła kwiaciarnię dla osób, które... nie lubią kwiatów, i prowadzi ją z pasją i sukcesami. Gdy poznaje przystojnego lekarza Ryle'a Kincaida i rodzi się między nimi fascynacja, Lily jest przekonana, że jej życie nie może być już lepsze. 
Tak mogłaby skończyć się ta historia. Jednak niektóre rzeczy są zbyt piękne, by mogły trwać wiecznie. 
To, co kryje się za idealnym związkiem Lily i Ryle'a, jest w stanie dostrzec jedynie Atlas Corrigan, dawny przyjaciel Lily. Kiedyś ona była dla niego bezpieczną przystanią, teraz sama potrzebuje pomocy. Nie zawsze jesteśmy bowiem dość odważni, by stanąć twarzą w twarz z prawdą... Szczególnie gdy przynosi ona tylko cierpienie. 

Lily wychowywała się w domu, w którym była przemoc domowa. Ojciec nie potrafił panować nad swoimi emocjami i wyżywał się na bezbronnej żonie. Traumatyczne przeżycia z dzieciństwa ukształtowały Lily na silną kobietę, która w dorosłym życiu całkiem nieźle radziła sobie z przeciwnościami losu. Nie mniejszą zasługę miał w tym jej przyjaciel - Atlas. Nauczył ją pewności siebie i pokazał wszystkie wartości, które sobą reprezentuje. 
Kilka lat później Lily przenosi się do Bostonu, poznaje przystojnego lekarza Ryle'a i rozkręca swój pierwszy biznes. Otwiera się nowy rozdział jej życia, dziewczyna jest szczęśliwa, bo wszystko układa się po jej myśli. Do czasu. W szczęśliwym związku pojawia się rysa, która jest nie do przeskoczenia. Lily musi podjąć decyzję o swojej przyszłości, która będzie rzutowała nie tylko na jej życie, ale także na wszystkich jej bliskich. 

Czy związek Lily i Ryle'a przetrwa tę próbę? Czy dziewczyna zdoła zapomnieć o bólu i strachu, którego doświadczyła jako dziecko? I co z tym wszystkim wspólnego będzie miał Atlas, najbliższy przyjaciel Lily? Pozostawiam te pytania bez odpowiedzi, bo te znajdziecie w książce (o ile po nią sięgnięcie). 

Chciałabym się skupić na ogólnym przekazie tej książki. Nie jest lekko i kolorowo - zwłaszcza we fragmentach, gdzie Lily opisuje swoje dzieciństwo. Dziewczyna była świadkiem potwornych rzeczy, których dopuszczał się jej własny ojciec. Ja jestem pełna podziwu, że zdołała się podnieść po tych traumatycznych przeżyciach. Dzieci nie powinny widzieć takich rzeczy i wielka szkoda, że rodzice o tym nie myślą. Nie zdają sobie wówczas sprawy jak bardzo niszczą dzieciństwo własnego potomka, ani jak bardzo ich zachowanie wpływa na psychikę małego dziecka. To naprawdę straszne!
Czytając tę książkę czułam ból. Prawdziwy ból, który odczuwała Lily. Ból nie fizyczny, ale emocjonalny - a ten boli równie mocno. Byłam tak bardzo skupiona i zaangażowana w tę historię, że momentami musiałam odłożyć książkę, bo byłam naprawdę zmęczona. Zmęczona psychicznie. Cierpiałam razem z Lily i przyznam, że jej historia wywarła na mnie wielki wpływ. Byłam smutna, zła i wzruszona jednocześnie. Nadmiar emocji i wrażeń sprawiał, że bolała mnie głowa i serce. Z jednej strony chciałam, aby wszystko skończyło się dobrze i aby Lily przebaczyła swoim bliskim, z drugiej nie marzyłam o niczym innym, jak o przeczytaniu, że Lily daje im wielkiego kopa w tyłek!
Myślę, że właśnie na takich reakcjach zależało autorce.

Finał historii jest słodko-gorzki. I dobrze! Takie zakończenie odpowiada mi znacznie bardziej niż wielki happy end. Dzięki temu wszystko nabiera wiarygodności, bo tak naprawdę historia przedstawiona w "It ends with us" może zdarzyć się każdej z nas. Myślę, że w postaci Lily możemy szukać siły, mądrości i inteligencji życiowej. Nie poddała się. Do końca walczyła o siebie i swoją rodzinę.

Warto było sięgnąć po tę książkę. Colleen Hoover nieco mnie do siebie przekonała i myślę, że sięgnę po jeszcze jakąś jej książkę - tak aby potwierdzić swoje zdanie. Chcę sprawdzić, czy "It ends with us" to tylko "wypadek przy pracy", czy raczej to "Ugly Love" było średniakiem jej twórczości.
Polecacie coś szczególnego Hoover? Po co sięgnąć, aby się zachwycić twórczością tej autorki? Czy jakaś inna powieść jest lepsza niż powyższa? Dajcie koniecznie znać! 

niedziela, listopada 05, 2017

#68 "Suma drobnych radości" by Agnieszka Burska-Wojtkuńska

#68 "Suma drobnych radości" by Agnieszka Burska-Wojtkuńska

Tytuł: Suma drobnych radości 
Autor: Agnieszka Burska-Wojtkuńska 
Wydawnictwo: Pascal 
Data wydania: 30 sierpnia 2017
Liczba stron: 255

"Hygge to chwile szczęścia, ciepła i bliskości, które można odnaleźć w  codzienności"

Lubię czytać tego typu książki. A może inaczej - lubię je oglądać :) Lubię ładne rzeczy, a takie książki są przepiękne, więc z przyjemnością je kartkuję. Jeśli chodzi o samą treść, to z nią bywa różnie, bo ciężko jest znaleźć pozycję, z którą zgadzałabym się w stu procentach. I z "Sumą drobnych rzeczy" było podobnie. 

Wciąż chcemy więcej mieć i ładniej żyć, cały czas próbujemy zostać lepszymi wersjami siebie, poprawiając wszystko - od odcienia własnych zębów po ergonomię szafy. Szukamy mocnych wrażeń, nie zauważając urody małych rzeczy wokół. Ten klimat umysłowy sprawia, że wielu z nas jest dziś wręcz sparaliżowanych lękiem przez byciem zwyczajnym człowiekiem. 
W tej książce znajdziecie zachętę do tego, by doceniać zwyczajność, być mamą bez kompleksów i cieszyć się z małych rzeczy. Stworzysz nastrojowe dekoracje i wykorzystasz przepisy na jedzenie dające poczucie błogości. 
Bo życie to suma drobnych radości. 

Po raz pierwszy pokuszę się o recenzję z wyraźnym zaznaczeniem plusów i minusów. Zacznę od tych drugich, bo zazwyczaj sama wolę najpierw usłyszeć złą wiadomość niż tę dobrą.

Podczas czytania niejednokrotnie przekonałam się, że książka ta nie jest dla współczesnych kobiet. Nie oszukujmy się, w dzisiejszych czasach kobieta to matka, żona i kochanka, która pracuje, zajmuje się domem, robi zakupy, jeździ na wywiadówki i dba o całą rodzinę, aby tej niczego nie zabrakło i miała co zjeść. Wstaje najwcześniej i najpóźniej się kładzie, jest wszędzie i robi wszystko najlepiej jak potrafi, aby domownicy byli zadowoleni, a dom czysty i zadbany. Ja wiem, że tak to wygląda w naszym społeczeństwie, a niejedna kobieta sama siebie zamknęła w tych kanonach, bo takie nauki wyniosła z domu rodzinnego. Więc czytając "usiądź i odpuść, bo od tego świat się nie zawali" jakoś mnie nie przekonuje, bo normalna kobieta nie ma czasu z rana, aby zamiast zimnej lury wypitej w biegu, zrobić sobie pyszną kawę z pianką, posypaną cynamonem i wypić ją nad ulubioną gazetą.
Autorka zachęca, aby dzielić się domowymi obowiązkami z rodziną, aby nie klasyfikować samej siebie jako kury domowej, ale prawda jest taka, że jest to bardzo trudne do wyegzekwowania. Nie jestem jeszcze żoną, ani matką, ale patrząc na własną mamę wiem, że to awykonalne. Bo nawet teraz, kiedy jestem dorosła i wiele rzeczy robię sama, to zobaczyć moją mamę oddającą się przyjemnościom, to bardzo niespotykana sytuacja. 
Nie znam pani Agnieszki zbyt dobrze, po raz pierwszy odwiedziłam jej profil na instagramie po tym jak zaczęłam czytać książkę, ale po lekturze wnioskuję, że nie pracuje na etacie, tylko w domu, więc rozumiem, że ma ona więcej czasu, aby zajmować się sobą i domem. Myślę, że będąc w podobnej sytuacji wiele osób miałoby o wiele lepsze i ładniejsze życie, bo miałyby znacznie więcej czasu na pieczenie ciasteczek, czytanie książek czy też urządzenie mieszkania, aby było cieplejsze i przytulniejsze. W pędzie życia codziennego nie ma czasu na to, aby zachwycać się pierwszymi pąkami na drzewach na wiosnę czy też pierwszym śniegiem, bo normalniej, polskiej kobiecie od razu kojarzy się to ze zmianą opon, kupnem nowych kurtek dla dzieci i codziennie brudnym przedpokojem. 
Jeśli ktoś ma czas na to, aby cieszyć się tym wszystkim, to zazdroszczę. 

I z minusów to byłoby na tyle :) 

Autorka skupia się na hygge. Pisałam już kiedyś o tej filozofii recenzując książkę "Hygge. Klucz do szczęścia". Osobiście bardzo lubię ten stan, bo bliskie mi jest palenie świec, siedzenie pod kocem z książką w ręku, celebrowanie wspólnych chwil z przyjaciółmi. Najtrudniejsze jest to, aby dostrzec te wyjątkowe chwile i zrozumieć, że warto jest się z nich cieszyć. Pani Agnieszka jest w tym prawdziwą mistrzynią - co podziwiam. Sytuacje opisane w książce, wzięte z prawdziwego życia autorki naprawdę napawają ciepłem i radością. Pokazują, że można, ale nie ukrywajmy - trzeba mieć na to czas. Zgadzam się z autorką, że każdy powinien mieć chwilę dla siebie, rzucić wszystko i pomyśleć o sobie, bo to po prostu jest dobre dla naszego samopoczucia. "Bycie zdrowym egoistą to sztuka" - nie każdy potrafi, ale watro próbować, aby nie zwariować. 
Tak samo warto jest dbać o nasze otoczenie. Ładny, czysty i zadbany dom od razu sprawia, że czujemy się lepiej. Jednak wszystko sprowadza się do czasu - trzeba go mieć, aby o niego zadbać. Nie chodzi jedynie o sprzątanie, bo te może być tylko powierzchowne, nikt nie wymaga od nas biegania ze szmatą przez cały tydzień, bo przecież się kurzy, ale same zakupy mebli czy dekoracji wymagają czasu, czy też samodzielne zrobienie ozdób - to hygge, wiele osób odnalazłoby w tym szczęście, ale nie wszyscy. Wszystko to kwestia podejścia i odnajdowanie małych szczęść, drobnych radości, które życie podsuwa nam na każdym kroku. I o tym właśnie jest ta książka. 

"Suma drobnych radości" nie jest dla każdego. Moja mama, wiedząc jakie prowadzi życie, pracując po 12 godzin, zapewne wyśmiałaby całą tą ideę, bo ona po prostu nie ma czasu na pieczenie babeczek czy paradowanie w pidżamie przez całą niedzielę. Ale pewnie wiele osób znajdzie dla siebie kilka porad, które będą w stanie wprowadzić do swojego życia i trochę je polepszyć. 

Dodatkowo wielkim atutem jest estetyka. Książka jest przepięknie wydana! Jestem nią zauroczona i przede wszystkim zakochana w ilustracjach. Zdjęcia to jedna z najmocniejszych stron tej pozycji. Całość jest czysta i przejrzysta, a słowem, które idealnie tutaj pasuje to - przytulna. Przytulna i "mięciutka" jak mięsisty koc, który jest tak bardzo hygge :) I to co mnie jeszcze urzeka, to zbiór przepisów na końcu. Nie zagłębiałam się w nie, tylko przekartkowałam, ale dania wyglądają smakowicie i wcale nie są trudne w przygotowaniach. Tort marchewkowy wygląda cudnie i z pewnością go przygotuję któregoś dnia. 

Książkę oczywiście Wam polecam, bo jest piękna. I nie zdziwi mnie, jeśli trochę będziecie się irytować podczas czytania, tak jak ja. W końcu o to chodzi, aby czytana treść wzbudzała emocje, bo dzięki temu tak prędko o niej nie zapomnimy. Ja będę wracała do tej pozycji, aby popatrzeć sobie na piękne zdjęcia i przypomnieć sobie, co jest hygge, kiedy najdą mnie gorsze dni. Z pewnością zapalę sobie wtedy świeczkę, zaparzę herbatę i zaszyję się pod kocem z książką w dłoniach. No dobra, przyznam się, że praktykuję to niemal codziennie, jest to moja odskocznia od codzienności, chwila, kiedy nie jestem dla innych, tylko dla siebie. Ale i tak będę zaglądała do "Sumy drobnych radości" :) 

czwartek, listopada 02, 2017

Podsumowanie miesiąca - październik 2017

Podsumowanie miesiąca - październik 2017

Szczerze powiedziawszy, jestem zaskoczona tym wynikiem. Pięć, w porównaniu do Waszych czternastu, to raczej nic, ale umówmy się - nie każdy ma tyle wolnego czasu. Czytanie to pasja, przyjemność, a nie wyścig, więc już dawno postanowiłam, że nie będę z nikim konkurowała.

Jak widać na załączonym obrazku, w październiku przeczytałam pięć książek. Najlepsza... hmm... "Byłam kochanką arabskich szejków" autorstwa Lailii Shukri. Jestem wierna moim arabskim klimatom. Kolejna historia o Polce, która zostaje uwięziona w Emiratach Arabskich, a następnie sprzedana do burdelu, aby tam sprawiać przyjemność najbogatszym szejkom tego kraju. Opowieść straszna, przerażająca i bulwersująca. Niejednokrotnie włos się na głowie jeżył - zwłaszcza, kiedy czytało się fragmenty o dzieciach. Bardzo ciężka lektura, ale pewnie też bardzo prawdziwa. Strach myśleć, co w dzisiejszych czasach robi się ludziom.

Bardzo dobrze czytało mi się również "Wodę, która niesie ciszę" Brittainy C. Cherry. Nie ukrywajmy - bardzo pozytywnie wypowiadałam się o poprzednich książkach tej autorki. Tym razem było podobnie, bo mimo iż przedstawione historie nie są jakieś wybitne, to Cherry ma w sobie coś, co sprawia, że jej książki czyta się z przyjemnością. Zostałam fanką serii "Żywioły" i z niecierpliwością czekam na ostatni tom (a ten już za kilka dni pojawi się w księgarniach).
Tym razem spotykamy Maggie, która w wyniku traumatycznych przeżyć w dzieciństwie, zamyka się w sobie i nie mówi. Obok niej zawsze jest Brooks - przyjaciel i członek zespołu rockowego. Historia kręci się wokół tej dwójki, która się w sobie zakochuje, a ostatecznie musi stawić czoła wyzwaniom i trudnościom, które pod nogi rzuca im los. Jak zawsze w przypadku Cherry książka jest lekka i przyjemna, idealna na jesienne wieczory.

"Felicia zaginęła" to drugi tom serii, którą stworzył Jorn Lier Horst. I podobnie jak poprzednia część, ta bardzo przypadła mi do gustu. Komisarz Wisting podejmuje się odnaleźć zaginioną dziewczynę, po której przepada ślad. Nikt nie wie, gdzie jest i dlaczego zniknęła. Nikt nie ma pojęcia, że jej zniknięcie połączone jest ze zbrodnią sprzed 25 lat. Komisarz musi szybko odnaleźć dziewczynę, aby uniknąć najgorszego. Super książka, którą polecam nawet jeśli nie czytało się pierwszego tomu. Bez problemu będzie można się "połapać" w fabule.

No i na koniec mój ulubiony Remigiusz Mróz! "Deniwelacja" to kontynuacja serii o komisarzu Forście. Czekałam na to, bo poprzednie tomy bardzo mi się podobały. Tym razem Wiktor udaje się na "koniec świata", aby tam uratować pewną dziewczynę. Świadomie pakuje się w największe kłopoty swojego życia. Nie przysparza mu to jednak przyjaciół - wręcz przeciwnie, wisi nad nim widmo jeszcze większych problemów.
Z fabuły wynika, że pojawi się kolejna część tej historii, na którą bardzo czekam. Bo jak to już u Mroza bywa, zakończenie zwiastuje kolejną ciekawą książkę, której już nie mogę się doczekać.
Natomiast jeśli chodzi o "Oskarżenie" to przyznam, że jestem trochę zawiedziona - po raz pierwszy, jeśli chodzi o tę serię. Nadal ubóstwiam Chyłkę i Zordona, ale w "Oskarżeniu" akcja toczyła się bardzo wolno, jak flaki z olejem, fabuła była bardzo rozciągnięta w czasie i przez większą część nie działo się nic znaczącego. Pod koniec akcja trochę przyśpieszyła, zakończenie jak zwykle zwaliło z nóg, ale nie zmienia to faktu, że nie będzie to moja ulubiona książka. Niemniej jednak, tak jak wspomniałam, kocham głównych bohaterów i nie zamierzam długo się na nich gniewać, bo jedna sprawa im nie wyszła. Czekam na kolejne, bo chcę więcej i więcej!

Tak wyglądał mój październik. A jak wyglądał Wasz?

NOWE NA PÓŁCE: W październiku dotarła do mnie paczucha, którą kolekcjonowałam przez ostatnie tygodnie. W środku było aż dziewięć książek! Odsyłam Was do specjalnego posta na blogu, w którym wszystko zostało opisane. Wystarczy, że klikniesz >>TUTAJ<<. Poza tym do kolekcji dołączyła książka Jodi Picoult "Drugie spojrzenie" oraz "Mroczne zakamarki" Kary Thomas, które otrzymałam od Wydawnictwa Muza.

piątek, października 27, 2017

#67 "Byłam kochanką arabskich szejków" by Laila Shukri

#67 "Byłam kochanką arabskich szejków" by Laila Shukri

Tytuł: Byłam kochanką arabskich szejków
Autor: Laila Shukri 
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 26 września 2017 
Liczba stron: 375

"Wstrząsająca historia Polki, którą rozkochano, aby sprzedać"

Kolejna powieść pisarki, ukrywającej się pod pseudonimem, Laili Shukri. "Byłam kochanką arabskich szejków" to historia Polki, która spotkała się z barbarzyństwem, zwyrodnialstwem, potwornym bólem i mękami, które zafundował jej kochanek. Strach było czytać i nie mniejsza panika ogarnia mnie teraz, kiedy mam o tym napisać. Rzeczy, które dzieją się na Bliskim Wschodzie są po prostu straszne. 

W jednym z klubów Julia poznaje Tarka, przystojnego Syryjczyka, który ją oczarował, a następnie zaprosił na egzotyczną wycieczkę do Dubaju. Na miejscu okazuje się, że kobieta znalazła się w rękach jednego z największych gangów handlujących ludźmi. Rozpoczyna się koszmar seksualnego zniewolenia, brutalnej fizycznej i psychicznej przemocy... 
Jak w XXI wieku wygląda handel ludźmi? Czy tylko śmierć jest wybawieniem z niewoli? Brutalna rzeczywistość tysiąca kobiet wykorzystywanych przez najbogatszych szejków, o której świat woli nie mówić. 

Przyzwyczaiłam się do tego, że Laila Shukri ze szczegółami opisuje w swoich książkach wszystkie ciemne strony Bliskiego Wschodu. Każda z jej powieści skupia się głównie na jednym zagadnieniu, które zgłębiane jest bardzo wyczerpująco. O wszystkich tych książkach możecie przeczytać tutaj. W "Byłam kochanką arabskich szejków" tematem numer jeden jest współczesne niewolnictwo.
Tak, tak, niestety w XXI wieku nadal mamy do czynienia z tym okropnym przestępstwem.

W powyższej książce poznajemy losy Julii. Dziewczyna poznaje na imprezie przystojnego Syryjczyka, który rozkochuje ją w sobie i po kilku tygodniach namawia do wyjazdu do Dubaju. Julię dziwi to, że mężczyzna płaci za niebotyczne drogie bilety do Zjednoczonych Emiratów Arabskich i obiecuje jej złote góry, nie prosząc ani o złotówkę, ale mimo wszystko godzi się na wyjazd. Miłość jest taka ślepa... Na miejscu okazuje się, że przystojny Syryjczyk pracuje dla gangu werbującego młode i ładne dziewczyny tylko po to, aby sprzedać je do miejscowych burdeli. I tutaj rozpoczyna się prawdziwy koszmar Julki. Dziewczyna musi znosić niebotyczne cierpienie i upokorzenie. Jest przetrzymywana i zmuszana do "pracy", tylko po to, aby zaspokoić egoistyczne i brutalne zachcianki arabskich szejków. Nie ma nadziei na ucieczkę, bo wie, że nawet jak uda jej się uciec, to po zawiadomieniu policji automatycznie trafi do więzienia. Za co? Za seks pozamałżeński.

Zastanawiacie się pewnie, jak to jest możliwe, że w tak rygorystycznym kraju, gdzie Islam jest najważniejszy i bardzo gorliwie przestrzegany, dzieją się tak niestworzone rzeczy. To jest właśnie paradoks tego wszystkiego! Przed światem zgrywa się przykładnych muzułmanów, a kiedy tylko zapada zmrok wszyscy trudnią jest seks biznesem, przemocą, sprzedażą narkotyków itd. Na całym świecie porywane są młodzie dziewczyny, a nawet dzieci (!), które resztę swoich dni mają spędzić w arabskich burdelach i zaspokajać najbardziej obrzydliwe i masochistyczne fantazje najbogatszych mieszkańców Emiratów.
Najbardziej przerażające jest to, co Laila Shukri opisuje o tych biednych dzieciach. Porywane są z Indii, Syrii, Afganistanu, brutalnie zabierane od matek i umieszczane w tych obskurnych przybytkach. Często też zdarza się, że działacze ganków obiecują matkom tych dzieci, że zabierają je do lepszego miejsca, w którym będzie dostęp do szkół, szpitali i dobrego zarobku, dzięki któremu całej rodzinie będzie żyło się lepiej. Oczywiście dzieci przepadają jak kamień w wodę. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak to w rzeczywistości wygląda, bo to jest ponad moje siły. Najbardziej w tym wszystkim zadziwiająca jest niemoc polityków, działaczy, władz. Wszyscy o wszystkim wiedzą, ale nikt z tym nic nie robi. Ze strachu? Dla pieniędzy? Nie wiem, ale z pewnością jest coś na rzeczy, bo wierzę, że w przeciwnym razie ktoś by działał, aby zapobiec tym przeraźliwym czynom.

"Byłam kochanką arabskich szejków" to lektura dla osób o mocnych nerwach. I zdecydowanie zaradzam czytanie osobom 18+. Mnie ta książka przeraziła i poraziła swoją brutalnością. Warta jest przeczytania, ale po jej skończeniu będziecie mieli zupełnie inne wyobrażenie o Zjednoczonych Emiratach. W mediach mówi się, że to bogaty kraj, Dubaj wyłożony jest marmurowymi chodnikami, a w restauracjach podaje się desery z jadalnym złotem. Należy jednak pamiętać, że każdy kraj ma swoją drugą, ciemną stronę. A ta jest bardziej "rozbudowana" niż Wam się wydaje. 




sobota, października 21, 2017

#66 "Felicia zaginęła" by Jorn Lier Horst

#66 "Felicia zaginęła" by Jorn Lier Horst

Tytuł: Felicia zaginęła
Autor: Jorn Lier Horst 
Wydawnictwo: Smak Słowa
Data wydania: 16 sierpnia 2017
Liczba stron: 354

"Na dnie wszystko wygląda inaczej niż na powierzchni" 

"Kluczowy świadek" wprowadził mnie w świat kryminalnej literatury skandynawskiej. Idąc za ciosem kontynuuję tę przygodę wraz z komisarzem Williamem Westingiem. "Felicia zaginęła" to druga część całej serii i już czuję, że będzie ona bardzo dobra, bo po raz kolejny jestem zadowolona z lektury. 

Obecnie w Norwegii jest ponad 1000 zaginionych osób. Za każdym zniknięciem kryje się swoiste misterium, zagadka. Książka "Felicia zaginęła" opowiada jedną z takich historii. 

Gdy komisarz William Wisting otwiera starą sprawę zaginięcia, w tym samym czasie podczas prac budowlanych zostaje znalezione ciało kobiety. Dochodzenie odkrywa sieć kłamstw i brzemiennych w skutkach wydarzeń, i pomimo że sprawa jest stara, jest dramatyczne następstwa wciąż są odczuwalne. Wisting walczy z czasiem i przedawnieniem sprawy, ale przede wszystkim z mordercą, który myślał, że udało mu się uniknąć kary... 

Początkowo było mi ciężko się wkręcić w fabułę, ponieważ pojawiają się dwa główne wątki. Pierwszy to znalezione ciało kobiety na budowie, drugie to zaginięcie młodej dziewczyny. Dodatkowo do tego wszystkiego pojawia się wątek poboczny - tajemniczych kręgów w trawie na polu golfowym. Wszystko to sprawiło, że nadmiar bohaterów i wydarzeń po prostu mi się plątał. Jednak Horst tak pokierował śledztwem, że bardzo szybko wszystko mi się wyklarowało i bez problemów mogłam się cieszyć z lektury. 

Sprawa jest bardzo skomplikowana, ponieważ przy znalezionym ciele Felicii nie ma żadnych śladów ani tropów. Morderca nie pozostawił po sobie żadnych znaków, a dodatkowo sprawa za kilka dni ma ulec przedawnieniu, więc odnalezienie osoby, która dokonała tego makabrycznego czynu staje się priorytetem dla norweskich śledczych. Druga sprawa również nie jest prosta, gdyż nikt nie widział młodej Amelie. Dziewczyna wyszła z domu po kłótni z narzeczonym i nikt jej później nie widział. Wisting podejrzewa najgorsze, ponieważ z doświadczenia wie, jak kończą się tego rodzaju sprawy, jednak do końca ma nadzieję, że dziewczyna żyje. Za wszelką cenę stara się ją odnaleźć. Komisarz po zbadaniu pierwszych poszlak i przepytaniu świadków szybko dochodzi do wniosku, że te dwie sprawy coś łączy, więc rozpoczyna się pościg za mordercą, aby uratować życie Amalie. 

Akcja, podobnie jak w poprzednim tomie, toczy się stosunkowo powoli. Autor nie podaje wszystkiego na tacy i nie od razu wiadomo o co w tym wszystkich chodzi. Motywy są nieznane, udział świadków również. Także pierwsi podejrzani pojawiają się późno. Osobiście przyznam, że bardzo odpowiada mi taki styl. Lubię książki dynamiczne, kryminały z wartką akcją, gdzie dużo się dzieje, jednak przy takich zazwyczaj wszystko jest takie oczywiste i czytelnik szybko potrafi się domyślić kto jest domniemanym sprawcą. Tutaj jest inaczej. Tak jak wspomniałam powolna akcja sprawia, że czytelnik "pochłania" rozdział za rozdziałem, bo każdy wnosi jakieś nowe wątki do śledztwa. Ja do samego końca nie wiedziałam kto jest mordercą, mimo iż miałam swoje typy, to okazały się one nietrafione. 

Pomimo tego, że śledztwo jest prowadzone stopniowo, to sama akcja książki nie zwalnia ani na trochę. W każdym rozdziale dzieje się coś nieoczekiwanego. Autor zaskakuje czytelników, wprowadzających nowych bohaterów i nowe wydarzenia, które mają wpływ na prowadzoną sprawę. Czasami wydawać by się mogło, że to już wszystko, że tutaj już nie może się wydarzyć, a tymczasem Horst zrzuca prawdziwą bombę, która całkowicie zmienia obraz książki. 

Wydaje mi się, że mogę szczerze powiedzieć, że jestem fanką tego skandynawskiego pisarza i mam wielką nadzieję i ochotę na przeczytanie kolejnych tomów z tej serii. Ani przez moment nie nudziłam się podczas czytania "Felicia zaginęła", a dodatkowo zakończenie dostarczyło mi mocnych wrażeń i oczywiście sam sprawca mnie zaskoczył, bo go o to nie podejrzewałam. Także moje spotkania z norweskim kryminałem jak do tej pory są bardzo udane. Niedawno zakupiłam książkę Jo Nesbo i będzie to moja pierwsza przygoda z tym pisarzem. Mam nadzieję, że będzie ona równie udana i nie zawiodę się, bo te skandynawskie kryminały jednak mają coś w sobie. 

Na koniec dodam, że za możliwość przeczytania książki bardzo gorąco dziękuję wydawnictwu Smak Słowa, od którego otrzymałam powyższy egzemplarz. 

środa, października 18, 2017

Nowe na półce - wrzesień 2017

Nowe na półce - wrzesień 2017

Lubię takie poniedziałki! :)
W zeszły poniedziałek dotarła do mnie paczka, na którą czekałam ponad tydzień. Już nie mogłam się jej doczekać, a teraz kiedy jest, to nie mogę się zdecydować na kolejność czytania.

Tak trudne jest życie książkoholika... Też tak macie? :)

Co, jak i dlaczego? No to może po kolei.

1. Remigiusz Mróz - "Czarna Madonna"
Jestem fanką pana Mroza i czytam niemalże wszystko co wychodzi spod jego pióra, dlatego zdecydowałam się na zakup tej książki. Z Waszych opinii wynika, że jest to powieść inna niż poprzednie, dlatego coraz bardziej jestem jej ciekawa i już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę czytać. Będzie mi bardzo miło zobaczyć pana Mroza w innym wydaniu - nieco bardziej strasznym i trzymającym w napięciu. Mam nadzieję, że się nie mylę, i że ta historia spełni moje oczekiwania.
Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych miał wylądować w Tel Awiwie o trzeciej w nocy. Nigdy nie dotarł na miejsce, a kontakt z maszyną utracono gdzieś nad Morzem Śródziemnym. Na pokładzie znajdowało się 520 osób, w tym narzeczona Filipa, która miała odbyć pielgrzymkę do Bazyliki Grobu Świętego.Przez pierwsze godziny Filip wierzy, że samolot się odnajdzie. Nic nie wskazuje na zamach, straż przybrzeżna nie odnajduje wraku, a co jakiś czas do kontroli lotów dociera sygnał z transpondera.Co stało się z boeingiem? Jaki związek ma jego zniknięcie z podobnymi zdarzeniami?I jakie znaczenie ma obraz Matki Bożej, nazywany Czarną Madonną?Pierwsze odpowiedzi każą Filipowi sądzić, że niewiedza naprawdę jest błogosławieństwem.

2. Meghan Quinn - "Drogie życie" 
Na ten zakup zdecydowałam się dzięki Waszym recenzjom. Także póki co książka spokojnie czeka na półce na swoją kolej, aczkolwiek wydaje mi się, że nie będę kazała jej długo czekać na swoją kolej.
Cztery odważne dusze, które potrzebują wsparcia, stając w obliczu wielkich wyzwań. Program Drogie Życie został stworzony, aby pomóc ludziom takim jak oni wyjść ze strefy komfortu, stawić czoła największym przeszkodom, pokonać demony i... dowieść samym sobie, że są czegoś warci.Stojąc na rozdrożu pomiędzy ciągłym pragnieniem zdobycia czegoś więcej, a całkowitym zagubieniem, zdecydowali się wziąć udział w tym projekcie. Uczestnictwo w nim zamierzają potraktować jak kolejne postanowienie noworoczne, tym większe jest ich zdziwienie, kiedy dają się porwać szalonej przygodzie, która już na zawsze zmieni ich życie.Drogie Życie,prosimy, bądź dla nas dobre.Z poważaniem,Hollyn, Jace, Daisy i Carter

3. Collen Hoover - "It ends with us" 
Przyznam się, że do tej pory przeczytałam tylko jedną książkę tej autorki i szczerze powiem, że nie byłam zachwycona. "Ugly love" bardzo mnie zawiodło. Dlaczego więc zdecydowałam się na kupno kolejnej książki Hoover? Mam nadzieję, że zatrze złe pierwsze wrażenie. A poza tym mam ochotę poczytać coś, co złamie mi serce i czuję, że tak może być z tą książką.
Czy to nie masochistyczne prosić się o złamane serce? Co z nami, książkoholikami, jest nie tak? :)
Czasem te osoby, które najmocniej nas kochają, potrafią też najmocniej ranić.Lily Bloom zawsze płynie pod prąd. Nic dziwnego, że otworzyła kwiaciarnię dla osób, które… nie lubią kwiatów, i prowadzi ją z pasją i sukcesami. Gdy poznaje przystojnego lekarza Ryle’a Kincaida i rodzi się między nimi wzajemna fascynacja, Lily jest przekonana, że jej życie nie może być już lepsze.Tak mogłaby skończyć się ta historia. Jednak niektóre rzeczy są zbyt piękne, by mogły trwać wiecznie. To, co się kryje za idealnym związkiem Lily i Ryle’a, jest w stanie dostrzec jedynie Atlas Corrigan, dawny przyjaciel Lily. Kiedyś ona była dla niego bezpieczną przystanią, teraz sama potrzebuje takiej pomocy. Nie zawsze jesteśmy bowiem dość odważni, by stanąć twarzą w twarz z prawdą… Szczególnie gdy przynosi ona tylko cierpienie.

4. Jo Nesbo - "Pierwszy śnieg" 
Kolejne wyznanie - nigdy nie czytałam Jo Nesbo! Książkę zamówiłam w zasadzie dla mamy. Zobaczyła zwiastun filmu, który powstał na podstawie tego kryminału i zapragnęła zapoznać się z lekturą. Oczywiście nie odmówię sobie przyjemności zapoznania się z Jo Nesbo.

Jest listopad, w Oslo właśnie spadł pierwszy śnieg. Birte Becker po powrocie z pracy do domu chwali syna i męża za ulepienie bałwana w ogrodzie. Nie jest on jednak ich dziełem. Stają przy oknie - i widzą, że bałwan jest skierowany twarzą w stronę domu. Patrzy wprost na nich.W tym samym czasie komisarz Harry Hole otrzymuje anonimowy list podpisany "Bałwan". Zaczyna dostrzegać wspólne cechy dawnych, niewyjaśnionych spraw. Okazuje się, że wraz z pierwszymi oznakami zimy do gazet trafia informacja o nowym morderstwie. Ofiara jest zawsze zamężną kobietą, a jednocześnie w pobliżu miejsca zbrodni pojawia się bałwan. Wszystko wskazuje na to, że po Oslo i okolicach znów krąży seryjny zabójca.


5. Laila Shukri - "Byłam kochanką arabskich szejków" 
Jestem fanką książek z Bliskim Wschodem w tle, więc nic dziwnego, że ta książka pojawiła się na mojej półce. Poza tym czytałam już inne książki tej autorki z tej serii i byłam nimi zachwycona, więc podejrzewam, że tym razem będzie podobnie. Te historie zawsze wzbudzają we mnie wielkie emocje, są bulwersujące i momentami przerażające. Nie można przejść obok nich obojętnie.
Wstrząsająca historia Polki, którą rozkochano, aby sprzedać…Opowieść jednej z tysiąca kobiet, która stała się żywym towarem. Laila Shukri dotarła do niej i wysłuchała jej historii, aby móc opowiedzieć ją światu.W jednym z klubów Julia poznaje Tarka, przystojnego Syryjczyka, który ją oczarował, a następnie zaprosił na egzotyczną wycieczkę do Dubaju. Na miejscu okazuje się, że kobieta znalazła się w rękach jednego z największych gangów handlujących ludźmi. Rozpoczyna się koszmar seksualnego zniewolenia, brutalnej fizycznej i psychicznej przemocy…Jak w XXI wieku wygląda handel ludźmi? Czy tylko śmierć jest wybawieniem z niewoli? Brutalna rzeczywistość tysięcy kobiet wykorzystywanych przez najbogatszych szejków, o której świat woli nie mówić głośno.

6. Jojo Moyes - "We wspólnym rytmie" 
Kocham "Zanim się pojawiłeś"! Późniejsze powieści Moyes nie złapały mnie tak za serce jak ta którą wspomniałam, ale nie zmienia to faktu, że zawsze z przyjemnością czytam książki tej autorki. Moim zdaniem są to lekkie historie, romantyczne i w każdej można znaleźć coś pozytywnego - w sam raz na coraz dłuższe jesienne wieczory.
Dobry jeździec wie, że ma tylko jedną szansę, aby zaskarbić sobie szacunek konia. Wie też, że przez jeden wybuch gniewu może na zawsze stracić jego zaufanie. Konia można bowiem skrzywdzić tylko raz. Potem latami odbudowuje się zerwaną relację. Z ludźmi bywa podobnie… Świat Natashy rozsypał się wraz z odejściem męża. Gniew i zraniona duma popchnęły ją do zrobienia rzeczy, których potem żałowała. Gdy człowiek traci kogoś bliskiego, nie zawsze zachowuje się rozsądnie. Natasha zamknęła się w swojej samotności, postawiła na niezależność i karierę. Kiedy decyduje się pomóc spotkanej w podejrzanych okolicznościach Sarze, nie przypuszcza, że ta „dziewczynka znikąd” odkryje przed nią życie na nowo.Co się stanie, gdy Natasha zaryzykuje wszystko dla dziewczynki, której nawet nie zna i nie rozumie? Czego można się nauczyć od osoby, która kocha bardziej konie niż ludzi? We wspólnym rytmie to opowieść o kobiecie, która nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłaby znów być kochana, i o dziewczynie, która jest gotowa kłamać i kraść dla kogoś, kogo kocha.Miłość istnieje w tym, co się robi, w małych i dużych gestach. To, że się o niej nie mówi, nie oznacza, że jej nie ma. 

7. Remigiusz Mróz - "Oskarżenie" 
Patrz punkt 1. :) Kocham pana Mroza i całą serię o Chyłce i Zordonie. Kto zna i lubi, ten wie. To trzeba mieć!
Od serii brutalnych morderstw pod Warszawą minęły cztery lata. Sprawcę ujęto, skazano, a potem osadzono w więzieniu. Dowody wskazujące na dawną legendę „Solidarności” były nie do podważenia.Mimo to pewnego dnia mecenas Joanna Chyłka otrzymuje list od żony skazańca, w którym kobieta twierdzi, że odkryła nowe dowody na niewinność męża. Prawniczka przypuszcza, że to jedna z wielu spraw, którym nie warto poświęcać uwagi…Przynajmniej do czasu, aż kobieta ginie, a materiał DNA jednej z ofiar zabójcy zostaje odnaleziony w innym miejscu przestępstwa. W dodatku wszystko wydaje się w jakiś sposób związane z Kordianem Oryńskim...

8. Agnieszka Bruska - Wojtkuńska - "Suma drobnych radości" 
Lubię takie klimaty. Bardzo chciałabym wieść takie spokojne i poukładane życie, kierować się przz cały czas tą duńską ideologią, jaką jest hygge, jednak w moim przypadku niestety się tak nie da. Aczkolwiek bardzo chętnie oglądam te wszystkie piękne zdjęcia, które codziennie pojawiają się na instagramie, czytam o tym, podziwiam... Może znajdę w tej pozycji coś dla siebie i choć małą rzecz zmienię w swoim otoczeniu.
Jak wieść zwyczajne życie i odnaleźć w nim szczęście? Jak wykorzystywać to, co najlepsze w idei hygge, dzień po dniu? Wciąż chcemy więcej mieć, wygodniej i ładniej żyć, cały czas próbujemy zostać lepszymi wersjami siebie, poprawiając wszystko – od odcienia własnych zębów po ergonomię szafy. Szukamy mocnych doznań, nie zauważając urody małych rzeczy wokół. Ten klimat sprawia, że wielu z nas jest dziś wręcz sparaliżowanych lękiem przed byciem zwyczajnym człowiekiem. Agnieszka Burska-Wojtkuńska – blogerka (Mrs. Polka Dot), socjolog i mama, przekonuje, że skandynawskie zjawiska hygge i lagom to więcej niż sezonowe mody, więcej niż świeczki i puchate koce. To idee, które pozwalają zwolnić, zadbać o relacje i dostrzec szczęście w codzienności. W tej książce znajdziesz zachętę do tego, by zacząć doceniać zwyczajność, być mamą bez kompleksów oraz cieszyć się każdą chwilą. Stworzysz nastrojowe dekoracje i wykorzystasz przepisy na jedzenie dające poczucie błogości. Bo życie to suma drobnych radości.
9. Hanya Yanagihara - "Ludzie na drzewach" 
Kocham "Małe życie"! Była to jedna z najpiękniejszych książek, które czytałam i strasznie jestem ciekawa nowej historii autorki tego majstersztyku. Mam nadzieję, że się nie zawiodę i "Ludzie na drzewach" wzbudzą we mnie wielkie emocje. Nie mogę się tego doczekać, aczkolwiek pozycję tę zostawię sobie na zimę, na długie wieczory :)

Amerykański lekarz na wyprawie w niezbadane rejony Pacyfiku dokonuje odkrycia, które odmieni jego życie i cały świat nauki. Niepokojąca, trzymająca w napięciu i tragiczna w wymowie opowieść o zderzeniu odmiennych kultur, stawiająca pytania o granicę między dobrem i złem, altruizmem i egoizmem.Przejmujący debiut Yanagihary jest też próbą rozstrzygnięcia odwiecznego dylematu: czy wielkie umysły mają prawo do życia poza moralnymi normami?
A co Wy ostatnio ciekawego zakupiliście?


niedziela, października 15, 2017

#65 "Woda, która niesie ciszę" by Brittainy C. Cherry

#65 "Woda, która niesie ciszę" by Brittainy C. Cherry

Tytuł: Woda, która niesie ciszę
Autor: Brittainy C. Cherry 
Wydawnictwo: Filia 
Data wydania: 21 czerwca 2017
Liczba stron: 400 

"Człowiek powinien się trzymać tych, którzy w niego wierzą. kiedy sam tego nie robi"

Kolejny tom serii "Żywioły" od Brittainy C. Cherry - "Woda, która niesie ciszę". Nowa historia, nowi bohaterowie, równie dramatyczne i wzruszające doświadczenia postaci mogą wciągnąć czytelnika do świata Cherry. A świat ten, tak jak zawsze, jest pięknie wykreowany, więc czytanie to sama przyjemność. Ja potrzebowałam takiej lektury i cieszę się, że zabrałam się za nią właśnie teraz. 

Ulotne chwile. Nasze życie jest ich sumą. Niektóre są bolesne, pełnie cierpienia. Inne piękne, pełne nadziei i obietnic. 
Przeżyłam wiele ważnych, zmieniających, stawiających przede mną wyzwania chwil. Momentów, które przerażały i pochłaniały. Jedna największe z nich - najbardziej wzruszające i chwytające za serce - dotyczyły jego. Miałam dziesięć lat, kiedy straciłam głos. Skradziono dużą część mnie, a jedyna osobą, która naprawdę mnie słyszała, był Brooks Griffin. Stanowił światło moich mrocznych dni, był obietnicą jutra, dopóki jego samego nie spotkała tragedia. Dramat, który zatopił go w morzu wspomnień. 
Oto historia chłopaka i dziewczyny, którzy kochali siebie nawzajem, ale nie kochali samych siebie. Opowieść o życiu i śmierci. O miłości i niedotrzymanych obietnicach. 
O chwilach. 

W związku z tym, że w ostatnim czasie mam gorsze dni (jesień), to nic mi się nie chce. Nawet czytanie idzie mi mozolnie i żadna lektura nie wciąga mnie na tyle, bym przeczytała ją z zapartym tchem. Postanowiłam więc sięgnąć po Brittainy C. Cherry, która kojarzy mi się ze wzruszającymi historiami, które dają nadzieję na lepsze jutro. I kolejna część serii "Żywioły" nie zawiodła mnie, bo była naprawdę wciągająca. 

Mała Maggie, w wyniku tragicznych okoliczności, traci głos. Ze światem komunikuje się dzięki kartkom. Jednak jest jedna osoba, która rozumie ją bez słów i jest to jej najlepszy przyjaciel Brooks, lider zespołu muzycznego. Jak to zawsze w takich historiach się dzieje, para z czasem zakochuje się w sobie, jednak na drodze ich miłości staje wiele przeciwności. Młodzi muszą sobie z nimi poradzić, aby walczyć o swoje uczucie. 

Bardzo podobała mi się ta historia, mimo iż momentami irytowała mnie główna bohaterka. Rozumiem jej dramat, bo zapewne wiele osób w jej sytuacji miałoby traumę do końca życia, ale jej milczenie momentami mnie męczyło. Radziła sobie ze swoimi lękami, tak jak potrafiła, aczkolwiek dla mnie trwało to za długo. Jednak jest to tylko jeden minus, który znalazłam w tej historii. Całość była bardzo spójna, akcja toczyła się szybko i nie było nudy. Relacje między głównymi bohaterami były budowane stopniowo, małymi kroczkami, los rzucał im kłody pod nogi, a oni nie poddawali się i do końca o siebie walczyli. To było bardzo budujące. 
Przekonana jestem, że wiele czytelniczek od razu pokochało Brooksa. Cherry ma tendencję do kreowania mężczyzn silnych i z trudnym charakterem, ale zarazem wrażliwych i ciepłych. Każdy jej bohater taki był, także Brooks. Lubię jej kreacje, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma takich facetów. Nie ma opcji, by na świecie chodził sobie taki Brooks - przystojny, lubiany, twardy facet, który nie daje sobie w kasze dmuchać, a jednocześnie wrażliwy, dobroduszny, skory do poświęceń. To niemalże ideał, a w te ja nie wierzę, dlatego jest to trochę nierealne. Jednak rozumiem, że romanse kierują się swoimi prawami i tacy bohaterowie po prostu muszą być, aby rozkochać w sobie czytelnika. Taki był Edward ze "Zmierzchu", taki był Christian z "Pięćdziesięciu twarzy Greya" i taki jest Brooks. 

Na koniec po raz kolejny muszę pochwalić autorkę za styl pisania. Nie wiem jak ona to robi, ale jest to tak przyjemne, że mogłabym czytać wyłącznie jej książki. Też tak macie? Taż lubicie czytać jej powieści? Ja już się nie mogę doczekać kolejnego, ostatniego tomu serii "Żywioły", i z tego co się orientuję ma wyjść  ona w listopadzie. "Siła, która ich przyciąga" zamknie serię, ale mam nadzieję, że nie będzie to ostatnia książka Brittainy C, Cherry. 

poniedziałek, października 09, 2017

#64 "Deniwelacja" by Remigiusz Mróz

#64 "Deniwelacja" by Remigiusz Mróz

Tytuł: Deniwelacja 
Autor: Remigiusz Mróz 
Wydawnictwo: Filia Czarna Strona 
Data wydania: 10 maja 2017 
Liczba stron: 496 

"Człowiek trudzi się, żeby dobrze przeżyć cały czas, jaki dostaje na tym świecie, po czym jeden lekki ruch palca sprawia, że to wszystko traci sens" 

Forst wrócił! 

Jak ja tęskniłam za tym charyzmatycznym i wyjątkowym komisarzem. Myślałam, że jego historia zamknie się w trylogii, a tutaj taka niespodzianka! Pan Remigiusz Mróz nie przestaje zadziwiać swoich czytelników i zdaje się, że wciąż to będzie robił, bo piąty tom serii o Froście z pewnością pojawi się w przyszłym roku. Już nie mogę się doczekać! 

Gdzie jest Wiktor Forst? 
To pytanie zadają sobie zakopiańscy śledczy, gdy topniejący w Tatrach śnieg odsłania makabryczny widok na zboczach Giewontu. Odnalezione zostają zwłoki grupy kobiet, których za życia nic ze sobą nie łączyło. Żadna wycieczka nie zaginęła zimą na szlakach, a wszystkie ofiary wypadków w górach zostały odnalezione. W dodatku na ciałach nie ma żadnych śladów świadczących o tym, by doszło do zabójstw.
Kiedy w Zakopanem znikają jednak kolejne kobiety, nie ma wątpliwości, że na Podhalu pojawił się seryjny zabójca. 
Policja odkrywa ślad prowadzący do Wiktora Forsta. 
Problem polega na tym, że nikt nie wie, gdzie od roku przebywa były komisarz... 

Ci, którzy czytali poprzednie tomy z pewnością wiedzą, że Forst nie miał łatwego życia. Doświadczył w nim wiele zła, bólu i niesprawiedliwości, stracił to, co się dla niego liczyło i obwiniał się o śmierć niewinnych ludzi, w tym kobiety, na której mu zależało. Wszystkie te czynniki spowodowały, że Wiktor zdecydował się na ucieczkę. Wyjechał na Pomorze, aby rozpocząć nowy rozdział swojego życia, z dala od Zakopanego i Bestii z Giewontu, która przyczyniła się do jego wszystkich niepowodzeń. 
Jednak Remigiusz Mróz stworzył bohatera, który nie potrafi siedzieć na tyłku, więc po raz kolejny Forst pakuje się w kłopoty - oczywiście na własne życzenie. Chcąc pomóc pakuje się w kolejne bagno i ściąga na siebie gniew wpływowych i złych ludzi, którzy skutecznie potrafią zniszczyć życie. 
Czy tym razem uda mu się osiągnąć zamierzony cel, tak aby niewinne ofiary uszły z życiem? Tego przekonacie się czytając, ale już teraz mogę Wam powiedzieć, że nie będzie łatwo, a lektura z pewnością Was wciągnie. Więc jeśli nie chcecie zarywać nocy, to lepiej nie bierzcie się za tę lekturę. 

"Deniwelacja" pisana jest z trzech perspektyw - wyżej wspomnianego Forsta, którego czytelnik odnajduje w dalekiej Hiszpanii, ze strony prokurator Wadryś - Hansen, która prowadzi śledztwo w sprawie zabitych w Tatrach kobiet oraz samego mordercy, który do ostatnich stron pozostaje czytelnikowi nieznany. 
Ja osobiście nie domyśliłam się kto stoi za tajemniczymi morderstwami, ale rozdziały pisane z jego perspektywy są bardzo mylące. I sami się o tym przekonacie, kiedy już skończycie czytać książkę. 

Szczerze powiem, że początkowo było mi ciężko przebrnąć przez pierwsze rozdziały. Wciąż trzyma mnie czytelnicza niemoc, chociaż nie jest ona już tak silna jak jeszcze kilka tygodni temu. Jednak wciąż nie natrafiłam na książkę, która skutecznie, raz na zawsze, wyciągnęłaby mnie z tego czytelniczego marazmu. Forstowi udało się to połowicznie, bo po pierwszych trudnościach, w końcu nadszedł moment, kiedy fabuła przyśpieszyła, a ja poświęciłam dwa wieczory na to, aby w końcu dowiedzieć się, kto jest mordercą i co Wiktor ma z nim wspólnego. Opłaciło się! 

Kto czytał kiedykolwiek jakąkolwiek książkę Mroza wie, jak ten autor pisze, jak kreuje swoich bohaterów, ich świat i poszczególne wątki. Akcja rozkręca się z rozdziału na rozdział, a kiedy osiągnie już wystarczająco wysokie napięcie, to trzyma do końca i nie odpuszcza ani na moment. Kulminacja oczywiście przypada na ostatnie zdania książki, bo przecież pan Mróz nie byłby sobą, gdyby na koniec nie zapodał swoim fanom prawdziwej bomby! Tym razem było podobnie, a ja już zacieram ręce na kolejny tom, bo zapowiada się niezła akcja. Czuję, że Forst tym razem nie odpuści i dalej będzie ryzykował swoim życiem, aby tylko móc odzyskać to, co utracił. 

Osoby, które przeczytały wcześniejsze tomy tej serii będą zachwycone czwartą częścią (patrz ja), natomiast ci, którzy nie znają Wiktora Forsta powinni to natychmiast zmienić, bo ten komisarz to postać naprawdę nietuzinkowa i wyjątkowa i pomimo wielu wad i trudnego charakteru, to nie można go nie lubić. A jego "związek" z Osicą to istny majstersztyk! Także gorąco Wam polecam! 

Koniecznie dajcie znać, co sądzicie o tej książce. Czy Wy również jesteście fanami Forsta? 

sobota, października 07, 2017

czytampierwszy.pl

czytampierwszy.pl

Cześć!
Dzisiaj przychodzę do Was z pewnym portalem. Być może większość z bookstagramowiczów już słyszało o czytampierwszy.pl i zapewne nie będę pierwszą, która o tym mówi. Jednak jest to dość świeża sprawa, więc może coś komuś umknęło :)

Co to jest i dla kogo? 
Wyżej wspominany portal został stworzony z myślą o recenzentach książkowych - blogerów, bookstagramów i dla wszystkich, których pasją są książki. Główną myślą przewodnią było to, aby znacznie ułatwić kontakt z wydawnictwami. Do tej pory zazwyczaj wszystko odbywało się drogą mailową. Pisało się do danego wydawcy z prośbą o egzemplarz recenzencki, a później wysyłało się linki do recenzji i zdjęć ze wszystkich portali, na których publikujemy. Jeśli ktoś współpracuje z trzema - czterema wydawnictwami rzeczywiście mogło być to kłopotliwe i czasochłonne.
"Czytam pierwszy" to platforma, gdzie wszystko jest w jednym miejscu. Nie trzeba pamiętać żadnych adresów mailowych do przedstawicieli, klarownie widzimy, które książki musimy jeszcze zrecenzować i gdzie wysłać napisaną opinię. To zdecydowanie prostsze!
W dodatku na portalu mają być dostępne najnowsze powieści, więc przedpremierowo będzie można przeczytać długo wyczekiwaną książkę i oczywiście ją zrecenzować jako jeden z pierwszych.
Początkowo byłam zachwycona tą formułą. Sama na stałe współpracuję tylko z jednym wydawnictwem, ale nie ukrywam, że chciałabym poszerzyć ten krąg, dlatego nie mogłam się doczekać, kiedy portal ruszy.

Co znajdziemy na portalu? 
Jak dotąd "Czytam pierwszy" współpracuje tylko z trzema wydawnictwami - SQN i siostrzanym SQN Imaginatio oraz Czwarta Strona. Podejrzewam, że krąg ten będzie się poszerzał, ale póki co musimy się zadowolić tym co jest. Wybór książek do recenzji nie jest super wielki, ale każdy znajdzie coś dla siebie, ponieważ znajdują się tam przedstawiciele niemal każdego gatunku - nawet sportowe! A wiadomo, że z czasem książek będzie przybywało.
Dodatkowo do wyboru będą dwa rodzaje książek - wersja elektroniczna i finalna, więc fani czytania na czytniku nie zostali pominięci.

Jak to działa? 
Oczywiście za książki nie płacimy. Mamy za to wirtualne punkty tzw. ISB, które wymieniamy na wybraną książkę. Tuż po aktywacji konta otrzymujemy na start 50 takich punktów, dzięki którym możemy dokonać pierwszego zakupu. Wersje elektroniczne książek zazwyczaj "kosztują" 20 punktów, natomiast wersje finale 100. I tutaj pojawia się mój problem i być może ktoś z Was mi pomoże (o ile już macie konto na czytampierwszy.pl i z niego korzystacie). Jak?! Jak mam "kupić" swoją pierwszą książkę, skoro wszystkie są po 100 ISB, a ja mam ich o połowę mniej?! Jest to dla mnie problem nie do pokonania, bo nawet nie mam możliwości przetestowania tego portalu, więc nie wiem jak przebiega przesyłka, ile w rzeczywistości ona trwa oraz tego co najważniejsze - jak dodać recenzję, jak są one ocenianie itd. Wiadomo, że wszystko opisane jest w regulaminie, ale często jest tak, że regulamin sobie, a życie sobie. Bardzo chciałabym to przetestować i podzielić się z Wami wrażeniami. Mam nadzieję, że ktoś mi pomoże rozwiązać ten problem i niebawem będę mogła powrócić z kolejnym postem na ten temat :)
Jeśli lubicie wersje elektroniczne książek, to śmiało możecie dokonać pierwszego zakupu. Po zamieszczeniu recenzji oraz jej zaakceptowaniu zostanie ona oceniona i na Wasze konto wpłyną nowe ISB-y. Co ważne - im więcej recenzji na różnych portalach, tym więcej punktów. Oceniane są posty na blogach, instagramie, facebooku, lubimy czytać, na stronach księgarń, empiku itd. Także można szaleć!

Pochwała
Jeśli się czegoś obawiacie, to dodam tylko, że kontakt z administratorami oraz przebieg "transakcji" jest banalnie prosty. Ja "zajarana" po pierwszym logowaniu oczywiście chciałam skorzystać z możliwości zamówienia książki. Nie zauważyłam tylko, że przy składaniu zamówienia trzeba wybrać którą z wersji książki chcecie otrzymać. Domyślnie zaznaczona jest ta elektroniczna, więc takową otrzymałam. Punkty zeszły z mojego konta, a ja przez kilka dni czekałam na przesyłkę. Dopiero potem postanowiłam sprawdzić swoje konto i odkrywałam swoją pomyłkę. Nie miałabym z tym problemu o ile posiadałabym czytnik. Niestety takowego nie mam, a czytanie na komputerze - po tym jak spędzam 8 godzin w pracy przed monitorem, to dla moich oczu samobójstwo. Napisałam więc reklamację i po kilku dniach moje punkty wróciły na swoje miejsce. Także wszystko da się załatwić :)

Tylko co z tego, skoro nie stać mnie na żadną książkę papierową :)

Jeśli jesteście użytkownikami tego portalu i znacie jakiś patent na zakup książki to koniecznie się ze mną tym podzielcie. Widziałam tam kilka pozycji, które chętnie bym przeczytała :) I oczywiście podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami na temat tego portalu.
Lubicie czy nie?

Bezpośredni link (banner) do portalu znajdziecie w menu po prawej stronie :) Sami możecie przetestować.

wtorek, października 03, 2017

Podsumowanie miesiąca - wrzesień 2017

Podsumowanie miesiąca - wrzesień 2017

Mój plan nie został zrealizowany. Założyłam sobie 5 książek do przeczytania na wrzesień, ale niestety skończyło się na czterech. Mam nadzieję, że w kolejnych miesiącach pójdzie mi lepiej, bo chciałabym pobić ilość przeczytanych książek z poprzedniego roku. Wtedy było 48 książek i brakuje mi 9, aby wyrównać ten wynik.

We wrześniu powróciłam do moich ulubionych bohaterów z Arabskiej Sagi. Nie jest tajemnicą, że jestem fanką Bliskiego Wschodu i wszelkiego rodzaju historie tego typu są mi bliskie. Dlatego też nie mogłam wybrać innej książki na miano tej najlepszej w miesiącu.
"Arabski mąż" - podobnie jak poprzednie części - szokuje i bulwersuje. Opiera się głównie na terroryzmie i opisuje jak obecnie wyglądają kraje objęte wojną. Historia jest straszna i naprawdę ciężko jest uwierzyć w to, że takie rzeczy dzieją się we współczesnym świecie.
Jeśli nie znacie tej serii, to ja ją Wam gorąco polecam, bo naprawdę można się z niej wiele dowiedzieć - również tych pożytecznych rzeczy, można lepiej poznać Islam i kulturę Bliskiego Wschodu.

Również "Lokatorka" jest godną uwagi pozycją. Coraz częściej sięgam po thrillery i muszę przyznać, że powoli stają się jednym z moich ulubionych gatunków, a zwłaszcza te psychologiczne, gdzie można wejść w psychikę bohaterów. "Lokatorka" trzyma w napięciu do ostatnich stron. Surowość i minimalizm podkreślany na jej stronicach wzbudza w czytelniku pewnego rodzaju respect. Ja nie mogłam się oderwać od tej lektury i przeczytałam ją chyba w trzy dni. Naprawdę byłam zachwycona tą lekturą i polecam ją każdemu!

Szczególnymi uczuciami darzę "Pocztówki z Grecji" Victorii Hislop, ponieważ zabrałam tę książkę na wakacje. Oczywiście jechałam do Grecji :) Miło było czytać o rzeczach, które mnie otaczają, o miejscach, w których byłam, o kulturze, którą czuje się na każdym kroku. Była to niesamowita podróż. W książce są opisane historie i przypowieści - zabawne i smutne, straszne i wesołe. Każdy znajdzie coś dla siebie, a dodatkowo się czegoś nauczy o tej wspaniałej greckiej kulturze. Atutem są ilustracje zdobiące stronice tej książki. Jeśli ktoś się wybiera na wakacje - do Grecji lub w inne równie piękne i klimatyczne miejsce - to polecam, bo fajnie się czyta opisy krajobrazów mając je przed własnymi oczyma.

Na zakończenie "Na pastwiska zielone" Anne B. Ragde. Trzeci tom serii o rodzinie Neshow. Jak zwykle dostarczył mi cudownego czasu, aczkolwiek uważam, że nie był tak dobry jak dwa poprzednie. Z niecierpliwością czekam na czwartą, a zarazem ostatnią część tej sagi, bo bardzo jestem ciekawa zakończenia. Czuję, że coś mnie zaskoczy, dlatego mam nadzieję, że czwarty tom szybko wpadnie w moje łapki.

NOWE NA PÓŁCE: Do kolekcji dołączyła jedynie "Jesień cudów" Jodi Picoult.


Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger