poniedziałek, grudnia 30, 2019

#140 "Zaufasz mi" by Diana Brzezińska

#140 "Zaufasz mi" by Diana Brzezińska

Cześć Moliki!
Pamiętacie jak całkiem niedawno pisałam Wam o książce Diany Brzezińskiej "Będziesz moja"? Jeśli nie wiecie o czym mówię koniecznie to nadróbcie, a najlepiej zapoznajcie się z tą książką, bo jest świetna. I dzisiaj mam zamiar kontynuować swoje ochy i achy, bo właśnie jestem po lekturze drugiego tomu serii kryminalnej.

"Zaufasz mi" to kontynuacja losów policyjnej pani psycholog Ady Czarneckiej oraz podkomisarza Krystiana Wilka. Po trudnej i dramatycznej w skutkach sprawie z pierwszego tomu Ada ucieka do rodzinnego domu, aby trochę odpocząć od pracy i zapomnieć o tym co się wydarzyło. Kobieta nawet po długiej, kilkumiesięcznej przerwie dalej ma koszmary i napady lękowe, które nie pozwalają jej normalnie funkcjonować. Nie wyobraża sobie powrotu na komendę i pracy.
Bodźcem, który zmobilizował ją do powrotu była informacja o zatrudnieniu na zastępstwo innego psychologa, który swoim doświadczeniem i sposobem pracy znacznie przewyższał Adriannę. Zarówno ona, jak i Krystian Wilk, nie mogli pozwolić na to, aby ostatecznie Ada została zwolniona, dlatego podkomisarz ściąga ją do pracy.
Ada od razu została przydzielona do toczącej się sprawy. W Szczecinie odnotowano znaczny wzrost samobójstw. Krystian i Ada od razu zaczęli przypuszczać, że nie jest to przypadek i próbują znaleźć coś co łączy wszystkie ofiary.

Po raz kolejny autorka zafundowała nam bardzo ciekawą sprawę, która nie jest taka oczywista jakby mogło się wydawać. Za samobójstwami stoi skomplikowana historia, bardzo trudna do rozszyfrowania. Adrianna za punkt honoru stawia sobie rozwiązanie tej zagadki, pomimo tego, że sama boryka się z wahaniami emocjonalnymi spowodowanymi zbliżającym się rozwodem oraz rozprawą, która ma zakończyć sprawę z pierwszego tomu.
We wszystkim stara się pomóc jej Krystian. Podkomisarz pomimo uczuć, które żywi do Adrianny pozostaje jej przyjacielem. Stara się ją uspokajać w trudnych napadach lękowych. Ich relacja się zacieśnia i naprawdę nie mogę się już doczekać, kiedy zostaną pełnoprawną parą. Ale na to muszę poczekać (mam nadzieję) do kolejnego tomu.

Książkę czyta się szybko i przyjemnie, jest naprawdę wciągająca, bo akcja toczy się naprawdę dynamicznie. Porównując dwa tomy przyznam, że pierwszy podobał m się odrobinę bardziej, ale nie zmienia to faktu, że jestem fanką tej serii Polubiłam bohaterów - zwłaszcza Krystiana Wilka, który już w pierwszej części skradł moje serce (pomimo tego, że jego zachowanie i sposób bycia woła o pomstę do nieba).

"Zaufasz mi" to taki romantyczny kryminał - bardzo fajna pozycja na zimowe wieczory. Dostarczy Wam wielu wrażeń, interesującą intrygę, romantyczne uniesienia i zakończenie, które wyprowadzi Was z równowagi. Ja już zacieram ręce na kolejny tom. Mam ogromną nadzieję, że ukarze się szybko, bo życie w takiej niewiedzy i nieświadomości aż boli! :)
Gorąco Wam polecam tę serię. Są to jedne z fajniejszych książek polskiego pochodzenia, które czytałam w ostatnim czasie.

piątek, grudnia 20, 2019

#139 "I żyli długo i szczęśliwie" by C.C. MacDonald

#139 "I żyli długo i szczęśliwie" by C.C. MacDonald

Cześć Moliki!
Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz przeczytałam książkę od pierwszej do ostatniej strony. To straszne, wiem. Ale stało się! I właśnie z tą książką do Was dzisiaj przychodzę.

A na myśli mam thriller psychologiczny pt. "I żyli długo i szczęśliwie" autorstwa C.C. MacDonald.
Głównymi bohaterami jest angielska rodzina. Poznajemy Naomi i Charliego w momencie, kiedy starają się o rodzeństwo dla swojej dwuletniej córeczki Prue. Jednak para ma problemy z poczęciem drugiego potomka, a dodatkowo Naomi czuje się coraz bardziej zawiedziona mężem i ich relacją.
Zniechęcona i rozczarowana kobieta coraz częściej się irytuje i szuka rzeczy, które odwróciłyby jej uwagę od męża. I tutaj pojawia się przystojny Sean, ojciec jednego z chłopców nieuczęszczających do tego samego żłobka co Prue. Naomi od razu zapałała fascynacją do mężczyzny i zapragnęła do poznać bliżej. Poznali się na tyle blisko, że wylądowali razem w gorącym uścisku pod prysznicem, a zaraz potem okazało się, że Naomi zaszła w ciąże.
I w tym momencie zaczyna się największy problem kobiety, bowiem w jej domu zaczynają się dziać dziwne i niewyjaśnione rzeczy, do tego nie wie czyje dziecko nosi pod sercem, a jakby tego było mało Sean okazuje się być kumplem jej męża.
Minęło sporo czasu nim Naomi zorientowała się, że Sean ma taką samą obsesję na jej punkcie, jak ona na niego z początku ich znajomości.

Ja mam mieszane uczucia po tej lekturze. Moim zdaniem książka jest mocno przegadana, a akurat tego nie lubię. Autor w głównej mierze skupił się na tym, aby pokazać co dzieje się w głowie głównej bohaterki. Naomi doznała wielu emocji przez całą długość książki i jest osobą, która lubi wszystko analizować. Czytelnik ani na moment nie miał okazji wyjść z jej głowy. Czytając tę książkę momentami aż byłam zmęczona jej ciągłym myśleniem i po prosu chciałam, aby akcja wreszcie ruszyła do przodu.
Jeśli mowa o akcji, to uprzedzam, że nie jest ona szybka i wartka. Ba! Początkowe rozdziały wloką się jak ślimak. Miałam wrażenie, że bohaterowie kręcą się kółko - odwożą dziecko do żłóbka, wracając, zajmują się córką, rozmawiają o ciąży, dziecku i remoncie domu. Żadnych konkretów, żadnych zwrotów akcji. Kompletnie nic, tylko ciągłe rozważania głównej bohaterki. I właśnie dlatego ciężko się czyta tę książką (przynajmniej mi).
Dopiero przekraczając połowę zaczyna akcja zaczyna się powoli rozkręcać. Jednak nie spodziewajcie się fajerwerków. Zakończenie też jest takie bez wow. Jakby autor nie miał pomysłu jak to zakończyć, więc wybrał najprostszy i najbanalniejszy sposób, a potem na kilku stronach zaprezentował zeznania bohaterów i tyle. Myślę, że można było to jakoś lepiej zorganizować, bo sama intryga była całkiem niezła.

To co fajne jest w tej książce to pokazanie jak jeden nieprzemyślany czyn może wpłynąć na całe nasze późniejsze życie. Człowiek musi się wtedy zmierzyć z ogromnymi konsekwencjami, ale także z poczuciem winy, które czasami jest gorsze od niejednej kary. I trzeba z tym żyć, bo czasu nie da się cofnąć, a tak jak wspomniałam, niektórych rzeczy nie da się naprawić i będą się one za nami ciągnęły i przypominały przez całe życie o błędach popełnionych w przeszłości. Niestety tak to już jest...

Moim zdaniem Naomi i Charlie mieli wielkie szczęście jak na to co zrobili. Zarówno on jak i ona uniknęli konsekwencji, co nie oznacza, że mogą spać spokojnie, bo obydwie doskonale wiedzą, że wyrządzili krzywdę innym osobom. Ja na ich miejscu nie potrafiłabym się z tym pogodzić.

Czy warto sięgnąć po tę książkę? Myślę, że tak, jednak nie jest to lektura dla wszystkich. Z pewnością część czytelników będzie zadowolona psychologicznym aspektem tego thrillera, jednak część, która szuka akcji, dreszczyku emocji i nagłych zwrotów akcji będzie mocno zawiedziona. Także zależnie od tego czego szukacie, sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy chcecie przeczytać "I żyli długo i szczęśliwie".

wtorek, grudnia 10, 2019

#138 "Najcenniejszy podarunek" by Klaudia Bianek

#138 "Najcenniejszy podarunek" by Klaudia Bianek

Cześć Moliki!
Nie pamiętam, kiedy byłam tutaj ostatni raz. Zresztą, mój Instagram też mocno ucierpiał w ostatnich tygodniach. Kompletnie nie mam weny do czytania. Myślę, że jesień i zima kompletnie pochłonęły moje dobre chęci i jakąkolwiek motywację do robienia czegoś konkretnego.

Jednak nie zważając na to, postanowiłam przyjść i napisać dla Was kilka słów o książce "Najcenniejszy podarunek" Klaudii Bianek.
Klaudię początkowo znałam jedynie z instagramowego profilu, jednak bardzo się ucieszyłam, że zdecydowała się napisać swoją własną powieść. Bardzo wspieram wszelkich bookstagramerów, którzy robią coś własnego, niezależnie od tego czy projektują i sprzedają zakładki czy też piszą książki. Bardzo mnie to cieszy i wszystkim życzę powodzenia, bo jest to piękny przykład jak pasja staje się pracą.

Wracając do książki... "Najcenniejszy podarunek" to świąteczna historia Oliwii, która walczy z wieloma przeciwnościami losu, aby zorganizować święta Bożego Narodzenia. Na jej drodze staje nieobecna matka, unikająca kontaktu z rodziną, uzależniony od alkoholu ojciec, niewystarczające fundusze... Oliwia nie ma lekko, ale bardzo się stara, bo chce, aby w jej życiu zapanowała normalność.
Niespodziewanie pomoc oferuje jej Oskar, sąsiad z którym jako dziecko świetnie się dogadywała, lecz z biegiem lat kontakt się urywał i zakończył na zachowawczym przywitaniu przy mijaniu na ulicy.

Ten, kto jest ze mną dłużej wie, że ja kompletnie nie lubię świąt i historii z nimi związanych. Dlatego też bardzo rzadko sięgam po tego typu literaturę. Jednak kiedy zaproponowano mi tę książką to pomyślałam, że to przede wszystkim świetna okazja do zapoznania się z twórczością Klaudii (bo niestety jeszcze nie czytałam jej debiutanckiej powieści). I przyznam Wam szczerze, że mimo mojej niechęci do tego świątecznego okresu, to książka bardzo mi się podobała.
Przede wszystkim historia wydała mi się bardzo oryginalna i prawdziwa. Nie wszystko było takie oczywiste. Nie było sztucznie wytworzonej świątecznej atmosfery, że w tym czasie wszystko jest takie cudowne, ludzie dobrzy, a stół sam nakrywa się wigilijnymi potrawami. Klaudia wprowadziła do swojej książki kalejdoskop emocji - radość, smutek, żal... Był dramat, komedia i "happy end". Chociaż z tym ostatnim to tak nie do końca, choć chyba mogę Wam zdradzić, że zakończenie książki sugeruje ciąg dalszy losów tych bohaterów. Co oczywiście bardzo mnie cieszy, bo bardzo ich polubiłam.

Także jeśli szukacie słodko-gorzej książki, która idealnie nadawałaby się do czytania w okresie świątecznym, to z czystym sumieniem mogę polecić Wam tę ciepłą powieść, która na pewno dostarczy Wam dużo wrażeń i nastoi optymistycznie przez zbliżającymi się świętami.

sobota, października 26, 2019

#137 "Tysiąc obsesji" by Gabriela Gargaś i Marcel Woźniak

#137 "Tysiąc obsesji" by Gabriela Gargaś i Marcel Woźniak

Hello Moliki!
Jak Wam mija październik? Macie coś ciekawego do czytania?
W moje ręce wpadła ostatnio książka "Tysiąc obsesji" autorstwa polskiego duetu Gabrieli Gargaś i Marcela Woźniaka. I niestety z przykrością muszę stwierdzić, że nie była to dobra lektura.

"Tysiąc obsesji" to powieść romantyczna opowiadająca o dwójce dojrzałych ludzi. Anika jest sekretarką, planującą swój ślub z wieloletnim partnerem Kacprem. Para wychowuje wspólnie syna z poprzedniego związku kobiety - Kubę. Jest to typowa szczęśliwa rodzinka, która ma swoje wzloty i upadki, jednak dzięki swojej miłości potrafią wyjść z każdej opresji.
Spokój tej rodziny zaczyna zakłócać przystojny Robert. Robert i Anika poznają się przypadkiem podczas wyjazdu służbowego w Toruniu. Po zaskakującym spotkaniu rozchodzą się w swoje strony, jednak ten krótki moment zaważa na całej ich przyszłości.
Robert jest byłym piłkarzem, który szuka swojej drogi w życiu. Dalej mieszka w okazałej willi z żoną, z którą jest w separacji i z siedemnastoletnim synem, z którym nie potrafi znaleźć wspólnego języka. Po kilku zawodowych niepowodzeniach postanawia nawiązać współpracę z rosyjskim przedsiębiorcą zakładając firmę bukmacherską. Wówczas Robert nie miał jeszcze pojęcia, jak niebezpieczna może być ta współpraca i jak wiele przez nią będzie mógł stracić.
Anika i Robert spotykają się ponownie w Warszawie i od tamtej pory nie mogą przestać o sobie myśleć.

Powiem Wam tak - tytuł książki i jej opis wskazywały na gorącą i namiętną historię. Miałam nadzieję, że spotkam się z romansem, który poruszy moje serce i sprawi, że niejednokrotnie będę miała gęsią skórkę. Nie jestem wielką znawczynią tego gatunku literackiego i naprawdę jeśli chodzi o romanse to nie mam wygórowanych oczekiwań. Jednak to co zadziało się w "Tysiąc obsesji" przerosło nawet mnie.
Wątek kryminalny jest nawet okay. Wiecie... rosyjski mafiozo, przekręty, pościgi. Pomysł był w porządku, wykonanie nieco gorsze, ale nie będę się już czepiać. Było kilka niedoróbek i niedociągnięć w fabule, ale nie były tak znaczące, aby nie zrozumieć co autorzy mieli na myśli.
Ale to co przerosło mnie najbardziej to główna bohaterka. Anika wykreowana została na silną i niezależną kobietę, która wie czego chce. I naprawdę rozumiem, że miłość nawet najtwardszym może zawrócić w głowie. Ale tego, że trzydziestopięcioletnia kobieta zaczyna zachowywać się jak rozkapryszone dziecko, tego nigdy nie zrozumiem. Pomijam fakt, że myśli jedno, robi drugie. Zwalę to na tę nieszczęsną miłość. Jednak w sytuacji, kiedy twój partner zadaje ci ból i mówi bardzo nieprzyjemne rzeczy to a) milczysz i dajesz się poniżać, bo jestem szarą myszką, bojącą się odezwać i przepraszającą, że żyje - wiemy już, że Anika taka nie była; b) walczysz z nim, próbując się wyrwać z silnego uścisku, bluzgasz, a jeśli masz możliwość okładasz go pięściami i policzkujesz. A co robi Anika: "Kacperku, to boli! Kacperku, puść mnie!" "Kacperku, Kacperku, Kacperku..." Serio???
Albo w sytuacji, kiedy twój kochanek cię olewa i mówi, że dla twojego bezpieczeństwa musicie zerwać kontrakt wołasz: "Robercie Keplerze, nienawidzę cię!", "Zniszczyłeś mi życie, Robercie Keplerze!", "Robercie Keplerze, nie chce cię znać!".

Ja nie byłam w stanie tego znieść :(

Nie polecę Wam tej książki, oszczędzę Wam rozczarowań. Nie dość, że akcja idzie bardzo powoli, pierwsze zbliżenie głównych bohaterów, na które tak naprawdę się czeka, było chyba po przeczytaniu stu stron, to jeszcze nie sprostało ono moim oczekiwaniom. Główna bohaterka woła o pomstę do nieba, Robert jest czterdziestolatkiem o zapędach nastolatka... Eh, no szkoda gadać.

Jak nie musicie - nie czytajcie.

piątek, października 18, 2019

#136 "Anonimowa dziewczyna" by Greer Hendricks i Sarah Pekkanen

#136 "Anonimowa dziewczyna" by Greer Hendricks i Sarah Pekkanen

Cześć Moliki!
Jak wiecie (albo i nie), jestem wielką fanką thrillerów psychologicznych. Uwielbiam ten dreszczyk emocji, kiedy mam do czynienia z osobami, które są niepoczytalne. I ostatnio, dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka, w moje ręce trafiła książka pod tytułem "Anonimowa dziewczyna".

Główną bohaterką tej książki jest młoda dziewczyna o imieniu Jess, która decyduje się wziąć udział w niecodziennym badaniu prowadzonym przez znaną i cenioną doktor Shields. Jessica musi szczerze odpowiadać na bardzo osobiste i krępujące pytania dotyczące tego, jak zachowałaby się w danej sytuacji, co sądzi o zemście czy zdradzie. Dziewczyna nie ma pojęcia do czego posłużą jej odpowiedzi, co doktor Shields zrobi z jej wypowiedziami, czy użyje ich w jakieś swojej pracy czy innym programie. Z czasem terapeutka proponuje Jess bliższą współpracę przez co dziewczynie stawiane są różne zadania związane z relacjami międzyludzkimi.
Z czasem Jessica przestaje ufać pani doktor, bo nie wie już co jest prawdziwym życiem, a co sytuacją wykreowaną przez terapeutkę. Szybko orientuje się, że "niektóre obsesje bywają zabójcze".

- Czy mogłabyś skłamać i nie mieć wyrzutów sumienia?
- Czy ofiary mają prawo wziąć odwet?
- Czy zraniłaś osobę, na której ci zależy?
Na te i inne pytania musi opowiedzieć Jess. Przyznaje, że kiedy czytałam tę książkę, to równocześnie z główną bohaterką odpowiadałam sobie na te pytania. Nie były one łatwe i czasami trzeba było wejrzeć naprawdę głęboko w najciemniejsze zakamarki duszy, aby zdobyć się na szczerość. I podziwiam Jessicę, że zdecydowała się ujawnić swoje słabości i prawdziwe "ja" zupełnie obcej osobie. Nie przysporzyło jej to wielkich korzyści (poza materialnymi). Natomiast wpakowała się w naprawdę trudną i niebezpieczną sytuację.
Postać doktor Shields od początku nie wzbudza zaufania. Pomimo tego, że jest wytworną i elegancką kobietą, to w jej sposobie bycia jest coś takiego, co jednocześnie zachwyca, ale również budzi respekt i trwogę. Jest zimna, elokwentna, władcza... Ma w sobie magnes, który przyciąga ludzi i coś czym wzbudza u ludzi strach przez zawiedzeniem jej. Dlatego każdy kto ma z nią do czynienia chce sprostać jej wymaganiom.
Tak też zachowywała się Jess. Wpadła w pułapkę, z której ciężko było się wydostać. Mimo licznych prób, doktor Shields nie pozwoliła dziewczynie o sobie zapomnieć. Terapeutka potrafiła wykorzystać przeciwko Jessice całą wiedzę, którą zyskała podczas badania.
Przyznam, że doktor Shields jest bohaterką, której nie da się zapomnieć. Tak jak wspomniałam ma w sobie magnes, który zauroczył również mnie, dlatego rozdziały pisane z jej perspektywy są moimi ulubionymi. Jest to kobieta niebezpieczna, co dało się poznać po zadaniach, które przygotowała dla Jess.

"Anonimowa dziewczyna" to naprawdę dobrze wymyślony i napisany thriller psychologiczny. Z każdym rozdziałem czytelnik coraz bardziej wkręca się w chorą grę terapeutki. Książkę czyta się z zapartym tchem, bo ma się świadomość, że badanie, któremu poddała się Jessica miało czemuś służyć. Tylko czemu? Co doktor Shields zrobi ze zdobytą wiedzą?
Pierwsza część książki bardzo mnie zaciekawiła. Badanie, trudne pytania, szczere odpowiedzi... Już wtedy nasuwały mi się pytania: "po co to wszystko?". Później napięcie nieco opadło, ale nie oznacza to, że było nudno. Z tyłu głowy ciągle pojawiały mi się pytania bez odpowiedzi, dlatego też nie mogłam oderwać się od tej książki. Jak najszybciej chciałam dowiedzieć się o co w tym chodzi i jaki związek mają bohaterowie, którzy w trakcie zaczęli się pojawiać. Ani przez chwilę nie było nudno.
Pomimo tego, że po jakimś czasie zaczęłam się domyślać o co chodzi, to jednak zgłębienie psychiki doktor Shields sprawiło, że do końca książki czułam w sobie ekscytację i ciekawość.

Dawno nie miałam w rękach tak dobrego thrillera psychologicznego. Jeśli lubicie takie książki, to zdecydowanie powinniście po nią sięgnąć. Znajdziecie w niej pokręconych bohaterów, fabułę, która wzbudzi w Was ciekawość i bardzo interesującą intrygę. Polecam gorąco!

piątek, października 11, 2019

Podsumowanie kwartału - lipiec, sierpień, wrzesień

Podsumowanie kwartału - lipiec, sierpień, wrzesień

Cześć Moliki!
Minął kolejny kwartał, więc przychodzę do Was z moim comiesięcznym podsumowaniem.
Jaki jest wynik każdy widzi. Marzę o powrocie do czasów, kiedy osiem książek mogłam przeczytać w miesiąc, a nie trzy :) Obawiam się, że te czasy nie wrócą, chyba że zacznę jeździć do pracy komunikacją miejską, co raczej prędko nie nastąpi.

Przejdę do rzeczy. Przez lipiec, sierpień i wrzesień przeczytałam osiem książek i tak się złożyło, że trafiłam na całkiem niezłe powieści. Z ręką na sercu przyznaję, że nie ma wśród nich żadnej beznadziejnej historii. Jako najgorszą mogłabym wybrać "Farmę", ale nie myślcie, że jest to zła książka. Jest po prostu specyficzna, akcja nie jest dynamiczna, a i temat, który jest poruszany w tej książce nie jest  łatwy. Natomiast nie zdziwiłoby mnie, gdyby ktoś napisać, że według niego jest to genialna książka.
Wśród powyższych książek są także dwa romanse, które totalnie mnie zaskoczyły. Po "Kastorze" kompletnie nie spodziewałam się tego, że ta historia spodoba mi się tak bardzo. Na plus zadziałało miejsce akcji - mój piękny Wrocław. Jest to romans inny niż te, które czytałam poprzednio, ale podobało mi się. Z kolei "Seksowny kłamca" to już typowe romansidło. I przyznaję, że gdy usłyszałam tytuł i zobaczyłam okładkę, to nie liczyłam na fajerwerki. Ba! Sądziłam nawet, że będzie to totalna porażka, a tutaj takie miłe zaskoczenie!  Fajna, letnia lektura. Jeśli takie lubicie, to na pewno się Wam spodoba.
Na wyróżnienie zasługuje także "Będziesz moja" Diany Brzezińskiej. Bardzo fajnie napisany kryminał z małym wątkiem romantycznym. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom tej serii, bo po pierwsze bardzo polubiłam bohaterów i jestem ciekawa co się u nich zadzieje. Po drugie wątek romantyczny był bardzo subtelny i autorka nie wyczerpała tego tematu, więc tam na pewno będzie wrzało! A po trzecie fabuła i pomysł na książkę moim zdaniem był zaskakujący, śledztwo przebiegało interesująco, więc z chęcią dowiem się, co jeszcze wymyśliła dla nas pani Brzezińska.
Ale, ale... Czas na wielkiego zwycięzcę tego zestawienia.
"Kasztanowy ludzik"! Świetny thriller, sceny mrożące krew w żyłach, wartka akcja, ciekawi bohaterowie, intrygująca zbrodnia. Ta książka ma wszystko, co lubię w tym gatunku literackim. Nie nudziłam się ani przez chwilę. Książka jest po prostu ge-nial-na!!!

Dziś krótko i na temat, bo chcę napisać jeszcze jedną recenzję, a potem zmykam pod kocyk z książką, bo znów mam w swoich rękach dobrze zapowiadający się thriller psychologiczny.

Trzymajcie się!

sobota, października 05, 2019

Książka na wakacjach - Wyspa Korcula (Chorwacja)

Książka na wakacjach - Wyspa Korcula (Chorwacja)

Cześć.
Wakacje... Kiedy to było...
Jak zawsze bardzo trudno mi jest zabrać się do "Książki na wakacjach". Przychodzi mi to znacznie łatwej, kiedy odwiedzam siostrę lub organizuję jakieś weekendowe wypady do jakiegoś miasta, bo wtedy jestem nastawiona na zwiedzanie, dzięki czemu potem jestem w stanie Wam co nieco poopowiadać o danym miejscu. Gorzej, kiedy jadę na taki typowy urlop, gdzie założeniem jest przede wszystkim odpoczynek. Oczywiście nigdy nie jest tak, że cały czas leżę plackiem na plaży. Wypuszczam się na jakieś krótkie wycieczki czy spacery po okolicy, jednak zawsze mam pewnego rodzaju niedosyt, kiedy wracam do domu.

W tym roku wakacje spędziłam w Chorwacji na wyspie Korcula. Jest to niewielka wysepka, ale bardzo ładna. Głównym miastem jest miasto o tej samej nazwie co wyspa, jednak tam nie udało mi się dotrzeć i bardzo tego żałuję.

Jedynym miejscem, które udało mi się zobaczyć podczas tego tygodniowego wyjazdu to miejscowość Vela Luka, przy której położony był hotel, w którym stacjonowałam. Miasteczko jest bardzo malutkie i tak naprawdę niewiele jest w nim do zobaczenia. Można się przejść główną ulicą wzdłuż portu, skorzystać z restauracji i kawiarni, które znajdują się wokół.



Główną atrakcją miasta jest chyba jaskinia Vela Spila, która znajduje się na wzgórzu. Aby się tam dostać prowadzą dwie drogi - jedna łagodniejsza, ale dłuższa i druga dużo szybsza, ale bardziej hardcorowa. Jaskinia sama w sobie nie jest jakaś spektakularna i oszałamiająco rozległa, ale osoby, które lubią tego typu atrakcje na pewno będą zadowolone. Ja spodziewałam się czegoś innego i myślałam, że jaskinia będzie miała więcej kondygnacji, a jej zwiedzanie zajmie nieco więcej czasu niż 15 minut. Mimo wszystko cieszę się, że tam poszłam. Po pierwsze dlatego, że chodzenie po górach, nawet tych najmniejszych, nigdy nie jest dla mnie łatwe i zdobywanie kolejnych szczytów jest dla mnie wielkim powodem do dumy i samozadowolenia. A po drugie widoki z góry były obłędne!!! A ja uwielbiam oglądać miasta z lotu ptaka. 


A drugą wycieczką, którą postanowiłam sobie zafundować wraz ze znajomymi to rejs na wysepkę Proizd, która przez swoje błękitne wody i piękne plaże została wybrana na najpiękniejszą wyspę Chorwacji w 2007 roku. Proizd ma cztery kamieniste plaże. Wszystkie mają w sobie coś charakterystycznego, dzięki czemu każda z nich jest inna i wyjątkowa. Jeśli jest się w pobliżu, to na pewno warto jest tam popłynąć i skorzystać z kąpieli wodnych i słonecznych. 


Z całą pewnością wrócę jeszcze do Chorwacji, bo urzekła mnie swoim pięknem. Nie mam na myśli tylko i wyłącznie plaż i błękitnej wody, ale przede wszystkim miasta i miasteczka, których klimat bardzo mi odpowiada. Moim marzeniem jest objazdówka po tym kraju i dążę do tego, aby w przyszłym roku spełnić ten plan. 


środa, października 02, 2019

#135 "Kasztanowy ludzik" by Soren Sveistrup

#135 "Kasztanowy ludzik" by Soren Sveistrup

Cześć Moliki!
Dzisiaj mamy premierę książki, która w ostatnim czasie podbija wszystkie polskie social media. I szczerze przyznam, że w ogóle mnie to nie dziwi, bo sama jestem wielką fanką "Kasztanowego ludzika".

"Kasztanowy ludzik" to bardzo dobry thriller. Akcja dzieje się w Kopenhadze, co moim zdaniem od początku oddaje klimat tej książki. W duńskiej stolicy dochodzi do serii makabrycznych morderstw. Seryjny zabójca ma jakiś plan, nikomu nieznany system wybierania kolejnych ofiar. Wszystkie zabójstwa łączy jedna rzecz - na miejscu zbrodni śledczy zawsze znajdują kasztanowego ludzika. A co jeszcze ciekawsze, odnajdują na nim odciski palców zaginionej przed rokiem kilkuletniej córki pani minister. Do sprawy przydzieleni zostają detektyw Naia Thulin oraz jej nowy partner Mark Hess. Policjanci walczą z czasem, bowiem morderca działa szybko i każdy kolejny dzień to ryzyko. Wkraczają do akcji, aby dowiedzieć się kto jest Kasztanowym Ludzikiem i co naprawdę stało się z dzieckiem pani minister.

Od początku byłam mocno zaangażowana w tę historię. Nie od dziś wiadomo, że lubię dobre thrillery. Ten pochłonął mnie całkowicie i dostarczył mnóstwo emocji powodując dreszcze i niekiedy odrazę. Autor bardzo dokładnie przedstawił swoim czytelnikom opisy morderstw, więc bardzo łatwo było sobie wszystko wyobrazić. A jak ktoś ma tak bujną wyobraźnię jak ja, to dreszcze są jak najbardziej uzasadnione. I takie thrillery właśnie lubię, bo czuję jakbym była częścią całego śledztwa, a nie tylko przypadkowym gapiem.
Autor dawał bardzo mało wskazówek czytelnikom co do samego sprawcy, ja bardzo długo nie miałam pojęcia, kto może stać za falą morderstw. Potem, kiedy sytuacja zaczynała się klarować miałam swoje podejrzenia, jednak w żadnym wypadku nie domyśliłabym się zakończenia. I to moim zdaniem określa czy książka tego gatunku jest dobra czy nie. Bo co to a frajda czytać thriller, kiedy już od połowy historii wiemy, kto stoi za wszystkimi zbrodniami. W "Kasztanowym ludziku" akcja toczy się różnie. Czasami pędzi jak szalona i kolejne strony się po prostu pochłania, a czasami zwalnia. Autor bardzo skupia się na opisach otoczenia, charakterystykach itd., jednak tutaj jest to na plus, ponieważ wszystko jest bardzo realistyczne i dobrze się to czyta.
I pomimo tego, że główni bohaterowie przedstawieni są nieco stereotypowo tzn. obydwoje z problemami osobistymi, nie pałający do siebie sympatią, to ja ich bardzo polubiłam. Zwłaszcza Hessa, który jest bezkompromisowy, ma odwagę podejmować trudne i ryzykowne decyzje, wierzy w swoje przeczucia i wnikliwie dąży do wyjaśnienia sprawy, nie bacząc na przeciwności i brak poparcia szefostwa.

Wątek poboczny, który mimo wszystko zajmuje sporą część rozważań autora, to szeroko pojęta opieka socjalna. Sveinstrup obrazuje jak wiele trzeba zmienić, aby pomagać tym najsłabszym i bezbronnym. Wytyka błędy i zaniedbania, które mają bardzo duży wpływ na życie ludzi, którzy z takiej opieki korzystają. Moim zdaniem ignorancja służb jest głównym czynnikiem, który zmusił mordercę do wymierzenia "sprawiedliwości" własnymi rękoma.

"Kasztanowy ludzik" to książka, która Was zahipnotyzuje. Obiecuję, że nie będzie mogli się od niej oderwać. Wszystko tutaj ze sobą współgra - miejsce akcji, sam pomysł na fabułę, bohaterowie... Dla mnie było to coś innego niż książki, które wcześniej czytałam. I od naprawdę dawien dawna nie czytałam nic, co tak mocno by mnie wciągnęło. Nie przejmuje się formatem książki i jej objętością, jest to niemała cegiełka, ale naprawdę warto poświęcić dla niej czas i zarwać noce, bo na pewno dostarczy Wam takich emocji, że i tak nie będziecie mogli spać.
Myślę, że właśnie znalazłam kolejną książkę TOP3 do mojego rocznego podsumowania.

Także zapraszam Was do księgarni. Bo premiera już dziś!! A tej książki nie może zabraknąć na Waszych półkach.

sobota, września 28, 2019

Wyzwanie kobiecej fotoszkoły

Wyzwanie kobiecej fotoszkoły

Hejka!
W zeszłym tygodniu miałam okazję brać udział w wyzwaniu Kobiecej Fotoszkoły Dominiki Dzikowskiej. Była to moja pierwsza styczność z tego typu zabawą. Podeszłam do tego na luzie, pomyślałam "a co mi szkodzi!", to nic nie kosztuje, a jedyne czego potrzeba do wykonania zadań to chwila na przeczytanie newslettera i zapoznanie się z tematem, a potem odrobina kreatywności przy wykonywaniu zdjęć. Początkowo sądziłam, że nie uda mi się wykonać wszystkich pięciu zadań. Tak jak wspominałam, podeszłam do tego bardzo luźno i nawet założyłam sobie, że jak jakieś zadanie mi się nie spodoba, to je po prostu oleję. Jednak z każdym kolejnym dniem coraz bardziej wkręcałam się w zadania i coraz większą przyjemnością i pasją podchodziłam codziennych wyzwań. Już po drugim dniu wiedziałam, że nie odpuszczę, bo ta zabawa sprawia mi wiele przyjemności i frajdy, a to co działo się podczas całego wyzwaniowego tygodnia przerosło mnie i moje najśmielsze oczekiwania.

Do pierwszego zdjęcia podeszłam bardzo nieśmiało mimo iż miało pokazywać po prostu coś związanego z profilem, który się prowadzi. U mnie sprawa była oczywiście prosta - na zdjęciu musiały się znaleźć książki.
Na tyle mocno utrudniłam sobie zadanie, że nie przygotowywałam zdjęć wcześniej. Miałam rozpiskę i doskonale wiedziałam jaki temat jest danego dnia, więc mogłabym skorzystać z wolnego weekendu i przygotować wszystkie zdjęcia na zaś. Jednak postanowiłam, że będę je robiła na bieżąco. A nie było to łatwe, biorąc pod uwagę to, że kończę pracę o 16, a w domu jestem około pół godziny później (o ile nie ma korków, nie jadę na zakupy itd.). Także codziennie walczyłam z czasem, aby złapać w swoim pokoju światło dzienne. Na ogół mi się udawało, ale czasami naprawdę nie było łatwo.
Także pierwsze zdjęcie dotyczyło kompozycji i przedstawienia swojego profilu. Zdjęcie, które znalazło się na moim Instagramie możecie zobaczyć powyżej.
Drugi dzień był najtrudniejszy ze wszystkich!
Tematem było selfie i opowiedzenie o sobie kilku słów. Odkąd założyłam swój książkowy profil na Instagramie przyjęłam taką taktykę, że będzie on tylko i wyłącznie poświęcony książkom. Dlatego też obserwuję wyłącznie profile o podobnej tematyce, początkowo ukrywałam go nawet przed moimi znajomymi i rodziną (ale nie wyszło) i wszystkie treści, które prezentuję na moim profilu są okołoksiążkowe. Z czasem robiłam wyjątek i wrzucałam zdjęcie zaczytanej mnie, ale zawsze było to z profilu, półprofilu itd. Jednak nigdy nie dodałam selfie. Tym razem również nie było to typowe selfie (patrz zdjęcie główne), ale pokazałam siebie w całej okazałości.
Nie chcę tutaj rozpisywać się na temat moich kompleksów, bo o tym wspominałam już pod zdjęciem na Instagramie. Jednak w tym miejscu muszę powiedzieć, że fala dobroci, miłości, serdeczności i życzliwości przerosła moje najśmielsze oczekiwania! Usłyszałam pod swoim adresem mnóstwo ciepłych słów, pochwał, komplementów... Momentami nie nadążałam za odpisywaniem i dziękowaniem. Do tej pory, kiedy myślę o tym dniu, to na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech i z pewnością będę wracać do tego zdjęcia i komentarzy, kiedy dopadnie mnie jesienna chandra. Był to jeden z najmilszych dni w moim życiu, bo kompletnie obcy mi ludzie potrafili wywołać we mnie radość. Także jeszcze raz chciałabym wszystkim podziękować. To było fantastyczne!!!

Od dnia trzeciego zaczęła się jazda bez trzymanki - bardziej techniczne tematy, bardziej fotograficzne. I tak na środę Dominika przygotowała "Jasne zdjęcia". Przyznam, że miałam tutaj niemały problem, ponieważ ogólnie lubuję się w jasnych fotografiach (co nie oznacza, że te ciemne mi się nie podobają) i na moim profilu staram się dodawać jasne kompozycje.
Wiecie, mam biały stół, białe regały na książki, więc generalnie nie musiałam za wiele robić. Wystarczyło sfotografować regał, rozjaśnić zdjęcie w aplikacji i gotowe. Jednak to byłoby za proste.
Wróciłam na parapet! Ostatnie zdjęcie w tym miejscu zrobiłam dwa lata temu! Z pomocą przyszła mi też biała firanka, która moim zdaniem, pomimo tego, że jest z boku fotografii i nie jest jego głównym punktem, to nadaje całemu zdjęciu charakteru i to ona zrobiła tutaj robotę.
Jestem mega dumna z tego zdjęcia i podoba mi się ono najbardziej ze wszystkich pięciu, które zrobiłam na rzecz wyzwania.

Czwartek to "zdjęcie kwiatów z rozmazanym tłem". Ten dzień był najbardziej naszpikowany technicznymi informacjami. Dzięki prezentacji live z Dominiką można było bliżej zapoznać się ze swoim aparatem, poznać jego funkcje i pobawić się fotografią. Przyznaję, że robię zdjęcia w trybie automatycznym i tak naprawdę nie znam możliwości i umiejętności mojego aparatu. Ten dzień dał mi do myślenia i obiecałam sobie, że przysiądę, poczytam i przetestuję swój sprzęt - tym bardziej, że zdjęcie, które zrobiłam kompletnie mi się nie podoba!

No i piątek, piąteczek, piątunio!
Myślałam o tym dniu od początku wyzwania, ponieważ temat przyprawiał mnie o zawrót głowy. Ruch!
Książki są statycznym elementem wystroju (nie licząc oczywiście wartkiej akcji lektury). I zastanawiałam się jakie zdjęcie zrobić, aby zaprezentować książki i ruch. Początkowo na myśl przyszło mi sfotografowanie bawiącego się i skaczącego kota na tle biblioteczki. Ale okazało się to awykonalne! Może gdybym miała pomocnika, który bawiłby się z kotem, jednak w pojedynkę nie byłam w stanie tego zrobić.
I potem olśniło mnie! Kartkowanie stron okazało się strzałem w dziesiątkę. Przecież to też ruch. Kombinowałam jak koń pod górę. Ustawiłam wiatrak na najwyższe obroty, aby strony mi się naturalnie przewracały - ten zabieg mi się nie udał. Wiatrak nie podołał. Pozostały więc własne ręce skrzętnie ukryte na zdjęciu za filiżanką. I pomimo tego, że zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to zdjęcie, to jednak efekt końcowy mnie zadowala.

I tak prezentował się tydzień wyzwań z Kobiecą Fotoszkołą. Podczas tych dni poznałam super babki, wszystkie przesympatyczne i wspierające, bez zawiści i zazdrości. Poza tym, że sama Dominika jest świetną kobietą, pełną energii i życzliwości, to jej "wyznawczynie" podążają tą samą drogą :)
Jestem przeszczęśliwa, że odważyłam się wziąć udział w wyzwaniu i planuję wziąć udział w kolejnej edycji. Bardzo dużo dało mi te pięć dni. Teraz pozostało już tylko pracować nad sobą i swoimi zdjęciami.

A Wy braliście udział w wyzwaniu? Jak Wam poszło? Który dzień był Waszym ulubionym?

sobota, września 21, 2019

#134 "Będziesz moja" by Diana Brzezińska

#134 "Będziesz moja" by Diana Brzezińska

Cześć i czołem!
Ostatnio w moje ręce trafia coraz więcej książek polskich autorów i tym razem także trafiłam na całkiem przyjemną pozycję. Na myśli mam książkę "Będziesz moja" Diany Brzezińskiej.
Na wstępie chciałam podziękować wydawnictwu Otwartemu za możliwość przeczytania tego kryminału. Naprawdę dobrze się przy nim bawiłam.

"Będziesz moja" to tak jak wspomniałam powyżej kryminał z małą dozą romansu. Jest to pierwsza część serii kryminalnej, więc domyślam się, że w kolejnych tomach wątek miłosny będzie się rozwijał, jednak miała nadzieję, że już teraz autorka dostarczy nam wielu romantycznych uniesień. Jako nieuleczalna romantyczka bardzo na to liczyłam, ale pani Diana stopniowo buduje uczucie między głównymi bohaterami.
A są nimi rudowłosa pani psycholog Adrianna Czarnecka oraz podkomisarz Krystian Wilk. Obydwoje pracują w szczecińskiej komendzie i wspólnie zostają przydzieleni do pracy przy sprawie sprzed dziesięciu lat. Jednak po kilku tygodniach ich wszystkie myśli i siły skierowane zostają na bieżącą, bardzo pilną i trudną sprawę. W Szczecina zaczyna grasować seryjny morderca, który na swoje ofiary wybiera młode, rudowłose dziewczyny. Cały zespół policyjny, w którego skład wchodzą Adrianna oraz Krystian, musi jak najszybciej znaleźć mordercę, aby ocalić życie rudowłosych kobiet, do których zalicza się także policyjna pani psycholog.

To co bardzo podobało mi się w tej książce to dynamiczna akcja toczących się śledztw. Były prowadzone dwa niemalże w tym samym czasie, więc czytelnik na bieżąco otrzymywał informacje o postępach w akcji. Obydwie sprawy były bardzo fajnie wymyślone, zaskakiwały i naprawdę trzymały w napięciu. Dla mnie zakończenie było totalnym zaskoczeniem i w ogóle nie spodziewałam się, że tak to właśnie może się skończyć.
Na wielki plus zaliczam także głównych bohaterów. Krystian Wilk od początku wzbudził moją sympatię, mimo iż jest bezczelnym kobieciarzem i bardzo pewnym siebie, nie znoszącym sprzeciwu facetem. Na ogól takie typy nie wzbudzają mojego zaufania, jednak coś kazało mi myśleć, że podkomisarz Wilk to w głębi duszy dobry człowiek, mężczyzna, przy którym kobieta czuje się bezpiecznie. Pomimo tego, że na wiele wad, to da się go lubić.
Podobała mi się także Adrianna. Jej postać jest bardzo realistyczna. To twarda babka, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, potrafi postawić na swoim, mimo iż często wątpi w siebie i swoje możliwości. Trzeba ją zachęcać do działania, podbudowywać jej morale. Trudno jest jej podejmować ważne życiowe decyzje, ma dużo wątpliwości i za wszelką cenę stara się sprostać wymaganiom społeczeństwa. Jednak kiedy już coś postanowi - realizuje swoje założenia i na ogół dobrze na tym wychodzi.

"Będziesz moja" to, jak to nazywam, romantyczny kryminał. Takie połączenie zadowoli fanów obydwóch gatunków literackich, choć tak jak wspomniałam na początku, romansu póki co było niewiele. Jednak główni bohaterowie mają się ku sobie i jestem pewna, że w kolejnych częściach ich relacja ewoluuje.
Książkę czyta się szybo, jest napisana bardzo fajnym i prostym językiem, wiec każdemu powinna przypaść do gustu. Sprawy prowadzone w tej książce są kompletnie różne, zaskakujące i wzbudzają w czytelniku niemałą ciekawość.
Ja jestem bardzo zadowolona z tej lektury i z przyjemnością sięgnę po część drugą.
I jak na debiutantkę, to pani Diana wykonała super robotę! Oby więcej takich debiutów!

czwartek, września 12, 2019

#133 "Farma" by Joanne Ramos

#133 "Farma" by Joanne Ramos

Dzień dobry Moliki!
Powoli aklimatyzuję się w Polsce po powrocie z wakacji i przyznam Wam szczerze, że nie jest tak źle jak mogłoby być. Spodziewałam się totalnego dramatu, depresji i płaczu, a okazuje się, że poza deszczowym weekendem nie jest najgorzej. Pracy co prawa dużo, ale do ogarnięcia. Nawet wczesne wstawanie nie sprawia mi problemu.
Mam nadzieję, że ten stan rzeczy się długo utrzyma, bo jesień to dla mnie zawsze najgorszy okres w roku. Jestem z tych osób, których zawsze dopada jesienna chandra, a że jestem nadwrażliwa i wszystko przeżywam sto razy bardziej, to nawet najdrobniejsze potknięcie, złe słowo czy niezrozumienie doprowadza mnie do stanów depresyjnych. Także... Chwilo trwaj!

Recenzja może zawierać spoilery 

A zebraliśmy się dzisiaj tutaj, aby porozmawiać o książce "Farma" Joanne Ramos. Temat, który został poruszony w tej powieści nie jest mi obcy, powiem kiedyś czytałam bardzo podobną historię. Z tym że "Źródła miłości", o których teraz myślę, opowiadały o hinduskich kobietach.
Tytułowa Farma to pewnego rodzaju ośrodek, zamieszkały przez kobiety, które zdecydowały się zostać surogatkami dla bogatych rodzin, które nie mogły mieć dzieci, które ponad wszystko ceniły sobie swoją karierę, czy też dla kobiet, które nie chciały tracić figury.
W Złocistych Dębach zdecydowała się zamieszkać Filipinka Jane. Jane pochodziła z biednej rodziny, po nieudanym związku została sama z córeczką, której chciała zapewnić jak najlepsze życie. Dlatego postanowiła skorzystać z okazji i zamknąć się w luksusowym ośrodku. Dziewczyny, które w nim zamieszkały mogły liczyć na wszystko - zdrowe posiłki, codzienne masaże, kompleksowe badania i stały dostęp do lekarza oraz hojne wynagrodzenie po wydaniu na świat zdrowego dziecka.
Był jeden haczyk - pensjonariuszki były stale kontrolowane, nie mogły utrzymywać kontaktów z bliskimi i całym światem zewnętrznym, a także nie mogły odejść z Farmy przed porodem.
Warunki, które zostały zapewnione surogatkom były godne, jednak ścisła kontrola złamałaby niejednego. Kiedy Jane zdaje sobie sprawę z tego, że jest traktowana jak przedmiot, a jej ciało jest wykorzystywane, zaczyna zadawać sobie pytanie, czy to wszystko ma jakiś sens i czy naprawdę warto jest się tak poświęcać.

Zgadzam się z opiniami osób, które twierdzą, że nie jest to must have. Nie jest to książka, która wywoła u Was reakcję "muszę to przeczytać jak najszybciej!", "to jest takie niesamowite!" itp. Dobrze się czyta tę książkę, jednak nie jest ona dynamiczna, nie jest pełna akcji i nie trzyma w napięciu. Moim zdaniem warto jest przede wszystkim przeczytać tę książkę ze względu na kobiecą solidarność. Mimo tego, że w naszym kraju surogacja jest nielegalna, to na świecie jest to bardzo popularne i czasami warto jest się zastanowić nad tym, co czują takie kobiety i co je skłoniło do urodzenia i oddania dziecka. Ta książka po raz kolejny potwierdziła moje odczucia co do kobiecej siły - jak wiele jesteśmy w stanie znieść i jak wielkiego poświęcenia się dopuścić, aby zadbać o rodzinę i jej przyszłość.
Mnie bardzo poruszył los Jane. Ta dziewczyna zdecydowała się zostawić swoją kilkumiesięczną córeczkę pod opieką kuzynki, tylko po to, aby zapewnić jej lepszy start. I jakby rozłąka nie była wystarczającym poświęceniem, to dodatkowo nie mogła się z nią spotkać podczas trwania ciąży. Psychologiczne zagrywki właścicielki ośrodka tylko potęgowały w Jane poczucie winy i bezsilność. Smutno było to czytać, jednak Jane udowodniła, co jest dla niej najważniejsze.

Także jeśli jesteście fanami książek o kobietach dla kobiet, to uważam, że powinniście sięgnąć po "Farmę". Jestem przekonana, że niejednokrotnie Was zbulwersuje, a może i wzruszy. Warto jest uzmysławiać sobie co dzieje się na świecie, dlatego ja Wam tę powieść polecam.

środa, sierpnia 28, 2019

#132 "One płoną jaśniej" by Shobha Rao

#132 "One płoną jaśniej" by Shobha Rao

Hej, hej!
Piszę to kilka godzin przed moim wyjazdem na wakacje, więc wybaczcie mi, jeśli ta recenzja nie będzie wybitna, jednak mam bardzo mało czasu, a przede mną prasowanie, pakowanie itd. Także z góry przepraszam za jakość, ale postaram się, aby jednak w miarę treściwie przedstawić Wam moje odczucia względem książki Shobha Rao "One płoną jaśniej".

Powyższa książka to historia o dwóch młodych dziewczynach pochodzących z hinduskiej wioski. Obydwie są biedne, obydwie mają duże rodziny, obydwie myślą o wspólnej przyszłości. Wyobrażają sobie, że będą przyjaciółkami do końca życia i że nic ani nikt nie stanie im na drodze. Jednak wszystko zmienia się, kiedy jedna z nich, Purnima, zostaje wydana za mąż i przeprowadza się do innej wnioski, a Sawitha ucieka z domu rodzinnego po gwałcie, którego padła ofiarą.
Pomimo odległości i tego, że nie mają ze sobą żadnego kontaktu, nie wiedzą co robią i gdzie są, dziewczyny ciągle o sobie myślą i bardzo chcą się odnaleźć. Jednak nie jest to takie proste, bo jako kobiety są całkowicie uzależnione od mężczyzn, a jakby tego było mało, to środki finansowe nie pozwalają im na dalekie i skomplikowane podróże.

Jako miłośniczka książek o tematyce arabskiej, azjatyckiej, muzułmańskiej, nie mogłam sobie odmówić tej książki. Byłam jej bardzo ciekawa, bo przeczytałam w swoim życiu już kilka podobnych fabularnych historii, więc za każdym razem szukam czegoś nowego. I od samego początku ta opowieść skojarzyła mi się z jedną z moich ukochanych książek "Tysiąc wspaniałych słońc", która też opowiada o kobiecej przyjaźni.
Tutaj mamy bardzo podobną sytuację, bowiem dziewczyny darzą się szczególnym uczuciem. Są sobie życzliwe, wspierają się, pomagają, mimo iż często same nie mają siły czy pieniędzy, aby siebie stuprocentowo wspomóc. Za wszelką cenę próbują siebie odnaleźć, dążą do tego niemalże po trupach, pokonują liczne przeszkody, które wcale nie są łatwe i które dla nas, Europejczyków, są totalnie abstrakcyjne. Nie jesteście sobie w stanie wyobrazić do jakich poświęceń musiały się posunąć Purnima i Sawitha, jak wielkie upokorzenia znosić, jak wiele bólu im zadano... Naprawdę w głowie się nie mieści jak niewiele znaczy kobieta w krajach muzułmańskich.

"One płoną jaśniej" to historia o potędze przyjacielskiej miłości, o wyrzeczeniach i poświęceniu, o walce o siebie i swoją godność. Jest to piękna opowieść, która obrazuje jak powinna wyglądać przyjaźń między ludźmi oraz o tym, że w świecie, kiedy człowiek człowiekowi wilkiem, najważniejsze to być po prostu ludzkim. Niejednokrotnie przy czytaniu w oku zakręciła mi się łza, kilka razy musiałam książkę odłożyć i wziąć kilka głębokich wdechów, bo to co znajduje się na stronicach tej powieści jest przerażające i tak bardzo niesprawiedliwe! Powtarzam to przy każdej recenzji książki o podobnej tematyce - niewiarygodne jest to, co dzieje się w XXI wieku i jak małe mamy o tym pojęcie. A co gorsza - nic nie możemy z tym zrobić, bo wszyscy przymykają oczy na handel ludźmi, gwałty kobiet czy śluby młodych dziewcząt z dużo starszymi mężczyznami.

Moje zbulwersowanie jest najlepszym przykładem na to, jak wielkie emocje wywołuje ta książka. I uważam, że niezależnie od tego, czy się lubi takie historie czy nie, to każdy powinien ją przeczytać, bo mimo iż jest to literacka fikcja, to naprawdę obrazuje życie muzułmańskich kobiet. I może jak będziemy się edukować w tym temacie i głośno mówić o tych barbarzyńskich metodach na życie, świat zmieni się na lepszy.
Czego sobie oraz Wam życzę.

czwartek, sierpnia 22, 2019

#131 "Seksowny kłamca" by Christina Lauren

#131 "Seksowny kłamca" by Christina Lauren

Dzień dobry Moliki!
Kiedy dostałam powyższą książkę, pomyślałam, że będzie to fajna lektura na urlop. Jednak sięgnęłam po nią szybciej, bo potrzebowałam jakieś lekkiej książki, która mnie odmóżdży. I był to strzał w dziesiątkę!

Okazało się, że "Seksowny kłamca" to któraś część z kolei jakieś serii. Nie miałam o tym pojęcia, ale kompletnie nie przeszkadza to podczas czytania, bo tomy się ze sobą nie łączą. Z tego co mi się kojarzy, to tomy opowiadają po kolei o członkach paczki przyjaciół. I w tej książce padło na przystojnego Luke'a.
Głównymi bohaterami są wspomniany Luke, seksowny i beztroski początkujący prawnik, który dzięki swojemu wyglądowi cieszy się sporym powodzeniem. Mężczyzna nie stroni od kobiet i chętnie się z nimi umawia na randki, które nierzadko kończą się następnego dnia o poranku.
Gdy pewnego dnia wybiera się do baru, Luke nie spodziewa się, że spotka tam barmankę, która na dłużej zawróci mu w głowie.
London po nieudanym związku straciła zaufanie do płci przeciwnej i nie szuka nowego partnera. Jednak, kiedy spotyka Luke'a nie może zignorować sygnałów, które wysyła jej własne ciało. Luke się jej podoba, i to bardzo! Nie chce się angażować, ale dziewczyna postanawia skorzystać z okazji i zabawić się z przystojnym prawnikiem.
Od słowa do słowa para spędza razem noc, ale żadne z nich nie spodziewało się, że ta znajomość będzie miała ciąg dalszy.

Muszę powiedzieć, że jest to bardzo przyjemna książka. Jeśli spodziewacie się ambitnego romansu, rozbudowanych wątków pobocznych czy intrygujących bohaterów to nie tutaj. Myślę, że już sam tytuł i okładka sugerują czego możemy się spodziewać w środku. Jednak nie jest tak źle, jakby to wskazywały czynniki zewnętrze. Wewnątrz mamy bardzo przyjemną, lekką i relaksującą historię.
"Seksowny kłamca" to oczywiście historia miłosna ze szczęśliwym zakończeniem, jednak by do niego doszło, bohaterowie musieli przejść pewne turbulencje, wyzbyć się swoich przyzwyczajeń, musieli zdobyć się na poświęcenie i nauczyć chodzić na kompromisy, bowiem związek zapracowanej dziewczyny, która nie wie czego chce od życia i chłopaka, któremu telefon nie cichnie od nadmiaru wiadomości od wielbicielek, nie może być łatwy.

Ja mam bardzo pozytywne odczucia, kiedy myślę o tej książce. Nie wiem dlaczego, ale kiedy ją czytałam i teraz, kiedy o niej piszę, to mam w sobie takie poczucie optymizmu, taką dobrą energię, której nawet nie umiem ubrać w słowa. Bardzo miło wspominam tę historię. Może dlatego, że książka opowiada o przemianach, które zachodzą w człowieku pod wpływem miłości, o tym do czego jesteśmy zdolni, aby być z tą wymarzoną osobą. Czasami życie wymaga od nas dużych poświeceń, ale dla niektórych te najmniejsze poświęcenia są najtrudniejsze i miło jest czytać o tym, że starania nie idą na marne, że wszystko małymi krokami prowadzi nas do celu.

No fajna jest ta książka. Sięgnijcie po nią, jeśli potrzebujecie czegoś lekkiego i przyjemnego. Myślę, że większość z Was będzie zadowolona z lektury i mam nadzieję, że historia Luke'a i London wzbudzi w Was podobne odczucia do moich.

sobota, sierpnia 17, 2019

#130 "Perfekcyjna żona" by JP Delaney

#130 "Perfekcyjna żona" by JP Delaney

Cześć Moliki!
Ale mam dla Was dzisiaj fajną książkę! Coś dla fanów "Lokatorki" JP Delaney. W moim odczuciu "Lokatorka" była genialna i naprawdę bardzo dobrze wspominam tę książkę. Do tego stopnia, że zaliczyłam ją do mojego top 3 roku 2017. "Perfekcyjna żona", bo o tej książce będę dzisiaj pisała, chyba nie dorówna debiutanckiej powieści JP Delaney, ale również będzie znajdowała się bardzo wysoko w moim rankingu.

Wspomniana książka to ten rodzaj thrillera, w którym czytelnik czuje ciekawość, podenerwowanie i dreszczyk emocji zamiast strachu.
Głównymi bohaterami są Abbie i jej mąż Tim. Abbie poznajemy pięć lat po tym jak ulega strasznemu wypadkowi i tylko dzięki mężowi - miliarderowi i guru technologicznemu, udaje się jej wrócić do żywych. Fabuła zaskoczyła mnie już od pierwszych stron, bowiem nie sądziłam, że główna bohaterka będzie tym kim jest. Abbie powoli stara sobie przypomnieć życie sprzed wypadku, zbiera wspomnienia, próbuje rozpoznać twarze i miejsca. Nic nie jest proste, bowiem Tim nie chce jej tego ułatwić. Odnalezienie starego telefonu i wiadomości do "przyjaciela" sprawiają, że Abbie nabiera podejrzeń co do prawdomówności własnego męża i chce dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się przed pięciu laty.

Tak jak wspomniałam, byłam zaskoczona już od pierwszych stron. Spodziewałam się zupełnie innych bohaterów i innej fabuły, bardziej podobnych do tego, co już kiedyś widziałam. Jednak autor się postarał i wymyślił całkiem innowacyjną fabułę, czym zyskał sobie moją przychylność. Ta książka dostarczy Wam wielu wrażeń. Każdy kolejny rozdział sprawia, że w głowie czytelnika pojawia się zamęt, bo ewidentnie "coś tam śmierdzi", ale nie wiadomo dokładnie co. Moja ciekawość była naprawdę wystawiona na próbę, bowiem akcja nie szła do przodu szaleńczym tempem, tylko była stopniowana i zrównoważona, dzięki czemu pochłonęłam tę książką błyskawicznie.

Pomimo tego, że było to zupełnie inna historia niż ta której się spodziewałam i zawierała elementy, które mnie nie interesują (komputery, technologia itp.), to bardzo mi się ta książka podobała. Przy końcu akcja zaczęła nabierać szybszego tempa, emocje sięgały zenitu i również spotkałam się z dużym zaskoczeniem. Autor zadbał o to, aby dostarczyć nam wielkich wrażeń do ostatnich stron.

Także ja jestem bardzo zadowolona z lektury. Styl i pomysły JP Delaney bardzo mi odpowiadają, bo w moim odczuciu są bardzo świeże, nowoczesne i innowacyjne. Łączenie emocji z nowoczesną technologią w tym przypadku się sprawdza. Jest to bardzo ciekawy zabieg, który sprawia, że mam ochotę na więcej książek tego autora.

Jeśli nie czytaliście nic co wyszło spod piórka JP Delaney, to musicie to nadrobić, bo jego książki są naprawdę wyjątkowe. "Perfekcyjną żonę" Wam polecam. Myślę, że nie będzie żałować zakupu ani czasu spędzonego z tymi bohaterami. Będzie to dla Was dobrze spożytkowany czas.

piątek, sierpnia 09, 2019

#129 "Nasz dom płonie" by Bonnie Kistler

#129 "Nasz dom płonie" by Bonnie Kistler

Cześć i czołem!
Ale mam dla Was dzisiaj super książkę! Jeśli jeszcze nie słyszeliście tytułu "Nasz dom płonie", to musicie to koniecznie nadrobić i zainteresować się tą książką.
Ja za swój egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona.

Czytając opis fabuły spodziewałam się thrillera. Jakoś podświadomie czułam, że będzie to trzymające w napięciu historia. Owszem, trzymała w napięciu, ale zupełnie inaczej.
Tak naprawdę bardzo ciężko jest mi zakwalifikować tę książkę do jakiegokolwiek gatunku. Jest tu trochę obyczajówki, trochę kryminału, a nawet sensacji! Ta książka to prawdziwa mieszanka!
Głównymi bohaterami tej historii jest patchworkowa rodzina. Dwoje ludzi po przejściach, postanowiło na nowo założyć rodzinę. Obydwoje mieli dzieci z poprzednich związków. Wszystko układało się idealnie. Dzieciaki się polubiły. Razem tworzyli wspaniałą i szczęśliwą rodzinę.
I wszystko pękło jak bańka mydlana, kiedy dwója rodzeństwa, Kip i Chrissy, ulegali wypadkowi samochodowemu. Wydawać by się mogło, że nic wielkiego się nie stało, nie było poważnych obrażeń, a pouczenie policyjne i gniew rodziców było jedynymi konsekwencjami całej sprawy. Jednak na drugi dzień Chrissy umiera. A wraz z jej odejściem, cała rodzina sypie się niczym domek z kart.

Ta historia pięknie pokazuje jak niewiele trzeba, aby praca, którą się wykonało, budowanie relacji, a także miłość czy przyjaźń, zostały zniszczone. Książka zbudziła we mnie tyle emocji, że to aż niemożliwe do opowiedzenia. Spotykamy się w niej z naprawdę trudnymi wyborami, którym muszą sprostać bohaterowie. Mamy do czynienia z bolesną stratą matki, która nie może pogodzić się z odejściem córeczki, z ojcowską walką o syna, aby ten nie stanął przed sądem oskarżony o zabójstwo. Ta książka jest o trudnych relacjach rodzinnych, o kłamstwach, o zaufaniu, o walce i wierze. Pokazuje, co tak naprawdę się liczy w życiu, jak ważna jest rodzina, jak łatwo sami możemy ją zniszczyć i jak niebywale trudne jest odbudowanie relacji po utracie zaufania.

Bardzo podobała mi się ta książka! I szczerze Wam ją polecam, bo daje do myślenia.
Mi początek bardzo opornie szedł, jednak z każdym kolejnym rozdziałem, kiedy emocje stawały się coraz większe, to chłonęłam ją jak gąbka. Ta książka skutecznie odblokowała moją czytelniczą niemoc. Bardzo się cieszę, że na nią trafiłam i jeszcze raz dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona za możliwość jej przeczytania.

środa, lipca 31, 2019

Książka na wakacjach - Kraj Basków II (Hiszpania)

Książka na wakacjach - Kraj Basków II (Hiszpania)

Cześć i czołem!
Od mojego powrotu z Hiszpanii minęło już całkiem sporo czasu. I mimo iż wspomnienia są wciąż żywe, to ciężko mi było zabrać się do tego posta. Sama nie wiem dlaczego.

W tym poście poświęcę chwilę na opisanie Wam ślicznego miasta, jakim niewątpliwie jest Pampeluna. Jednak większość miejsc, które wiedziałam i zwiedzałam, znacie już z mojej wcześniejszej podróży, którą szczegółowo opisałam TUTAJ.

Także poza krótką wycieczką do Pampeluny, pokażę Wam po prostu zdjęcia z pięknego (mojego ukochanego) San Sebastian oraz okolic, które zwiedziłam w Kraju Basków.


W Hiszpanii spędziłam tydzień, oczywiście w odwiedzinach u siostry. Czas ten był bardzo intensywny, ale i bardzo przyjemny. Za każdym razem jak stamtąd wracam, nabieram przekonania, że tamtejszy styl życia bardzo mi odpowiada. 
Pomijam tutaj ogólnie lenistwo narodu hiszpańskiego, wiadomo - co kraj, to obyczaj, ale najbardziej podoba mi się tamtejsza kultura jedzenia i picia.
Najmilej wspominam te leniwe poranki, które ludzie spędzają w knajpkach, popijając kawę i zajadając się drobnymi przekąskami, tak zwanymi pintxo. Są to np. małe kanapeczki z tuńczykiem i dodatkami, tortilla ziemniaczana (ta z dodatkiem kraba wymiata), grzanki z tamtejszą szynką chorizo itp. Coś co można "chapnąć" i biec dalej.
Całkiem przyjemne były także popołudnia, które spędzałyśmy w knajpkach i raczyłyśmy się ziemnym winkiem czy radlerem.
W pamięci utknął mi widok emerytów, którzy właśnie tak spędzali południa każdego dnia. Totalna abstrakcja, mając na uwadze jak wygląda życie polskich emerytów. Nie ma co ukrywać - niebo, a ziemia!


Oczywiście nie mogło obejść się bez wizyty w San Sebastian. To miasto jest obrzydliwie piękne! Tym razem postawiłam na zwiedzanie tamtejszych kościołów i katedr (jedną z nich widzicie w tle na powyższych zdjęciach). Jest to najsławniejsza bazylika tego miasta Bazylika Santa Maria del Coro. Środek oczywiście robi wrażenie, gdyż skąpany jest w złocie - podobnie zresztą jak większość kościołów.


Ale wiadomo, że najpiękniejsze kadry są na plaży! Po prostu kocham to miejsce!!! W końcu udało mi się trafić na piękną pogodę, bo do tego miałam zawsze pecha. Dopiero teraz widać, jak cudowny kolor ma tamtejsza woda i piasek.

Ale przejdźmy do tego, po co tutaj przyszłam - czyli zabieram Was na wycieczkę do Pampeluny. 


Samo miasto może być Wam znane z walk byków oraz ze znanej gonitwy ludzi z bykami, która odbywa się podczas święta San Fermin. Oczywiście jak na złość, święto wypadało tydzień po moim wyjeździe z Hiszpanii. Pragnę zaznaczyć, że jestem bardzo przeciwna walkom torreadorów i zabijaniu niewinnych zwierząt, uważam to za bestialstwo, jednak sam styl tego święta, które jest tygodniową fiestą, podczas której ludzie chodzą ubrani na biało - czerwono robi klimat. 

Pampeluna jest niewielkim miastem, a wszystkie jej atrakcje znajdują się praktycznie w ścisłym centrum. Razem z siostrą obrałyśmy sobie kilka punktów, które bardzo chciałyśmy zwiedzić. 
Swoje pierwsze kroki skierowałyśmy w stronę cytadeli, czyli pozostałości po murach obronnych miasta. Wszystko znajduje się na terenie parku, wejście jest darmowe. Miejsce nie robi spektakularnego wrażenia, ale na pewno warto tam pospacerować, kiedy jest się w Pampelunie. 


Naszym następnym punktem była arena do walk do bykami. Trochę krążyłyśmy, przeszłyśmy obok tego i szukałyśmy dalej, bo nie zdawałyśmy sobie sprawy, że odległości są tak niewielkie ;) Planowałyśmy wejść do środka, aby zobaczyć, jak to tak naprawdę wygląda, ale oczywiście takie mam szczęście podczas wyjazdów, że akurat trwały przygotowania do wspomnianego przeze mnie dnia Świętego Fermin.
Nie tracąc czasu udałyśmy się na Stare Miasto. Stare części hiszpańskich miast w większości wyglądają bardzo podobnie - wąskie uliczki, urocze, malownicze kamienice, mnóstwo restauracji, pubów i knajp z tacosami, ogródki, w których ludzie łapią oddech i raczą się orzeźwiającym winkiem. Mimo iż Stare Miasto San Sebastian wygląda bardzo podobnie, to każde z tych miejsc jest na swój sposób wyjątkowe. Centralnym punkcie na głównym placu jest ratusz, który widzicie obok na zdjęciu. Wygląda przepięknie! A z ciekawostek mogę Wam powiedzieć, że właśnie to miejsce jest startem wyścigu z bykami. Wyścig kończy się oczywiście na arenie. 
Kolejnym bardzo ważnym i ciekawym do zobaczenia punktem Starego Miasta jest tamtejsza Katedra. Z zewnątrz wyglądała na monumentalną budowlę i w zasadzie spodziewałam się typowego wnętrza, kojarzącego się z tym typem budowli. Jednak byłam bardzo zaskoczona! Po pierwsze wielkość i wysokość robiła ogromne wrażenie! Poza głównym ołtarzem i bocznymi nawami, można było zwiedzić muzeum, w którym znajdowały się relikty z przeszłości - rzeźby, malunki, różnego rodzaju kielichy itp. Znajdowała się tam nawet grota ze szkieletami!!! Także naprawdę było na co popatrzeć. 
Na terenie Katedry znajdowały się również dziedzińce. Zwłaszcza jeden robił wrażenie, przypominał mi trochę Hogwart :) I jeśli miałabym wybrać jedną rzecz, którą chętnie obejrzałabym ponownie w Pampelunie, to byłaby to właśnie ta Katedra. 


Powiem Wam, że Pampeluna jest naprawdę niewielka. Przeznaczyłyśmy na jej zwiedzanie cały dzień, bo tak miałyśmy pociągi. Przyjechałyśmy około dziewiątej i o dziewiętnastej z minutami miałyśmy pociąg powrotny. I przyznam szczerze, że nawet pełny dzień to aż za dużo czasu na zwiedzanie. Było fajnie, bo nie musiałyśmy się z niczym śpieszyć, a ponadto znalazłyśmy sporo czasu, aby zjeść obiad na ryneczku. 
Zabawna historia! Siedziałam z siostrą na ogródku jednej z restauracji w ścisłym centrum i przeszukiwałam Internet, aby znaleźć jeszcze jakieś ciekawe miejsce, które możemy zobaczyć. Przeglądałam jedną ze stron, z której wyczytałam, że na rynku, na którym akurat siedziałyśmy znajduje się ulubiona restauracja Ernesta Hemingwaya, w której rozpoczął pisanie kilku swoich dzieł. Od razu zaczęłam się rozglądać po okolicy, aby jej poszukać, po czym siostra podsunęła mi pod nos menu naszej restauracji. Oczywiście w niej siedziałyśmy! :) 
A wnętrza prezentowały się tak:


Przez resztę dnia spacerowałyśmy jeszcze po Starym Mieście, zawędrowałyśmy też do nowej części miasta. Dzień zaliczam do udanych, Pampeluna warta jest zobaczenia, więc jeśli będziecie w okolicy, to jak najbardziej polecam Wam odwiedzić ją na kilka godzin. 

Kończąc dodam Wam jeszcze ciekawostkę z Zumarragi - miasteczka, w którym mieszka moja siostra. Pewnego razu poszłyśmy na kolację do tamtejszej restauracji. Na jej środku stała ogromna kolumna z książek! Wiadomo - nie mogłam przepuścić okazji i zrobić temu zdjęcie. Dlatego postanowiłam, że musimy tam wrócić, a ja tym razem wezmę ze sobą aparat. Podczas robienia zdjęć, podeszłam nieco bliżej i zaczęłam przyglądać się tytułom, które zostały poświęcone na wykonanie tejże kolumny. I jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam tam znajome nazwisko! Tylko coś imię mi nie pasowało... 

niedziela, lipca 21, 2019

#128 "Kastor" by Agnieszka Lingas - Łoniewska

#128 "Kastor" by Agnieszka Lingas - Łoniewska

Cześć Moliki!
Co tam u Was? Co ciekawego obecnie czytacie? Może jakieś polskie książki, które są godne polecenia? Przyznam, że od dłuższego czasu na mojej półce pojawia się coraz więcej rodzimych autorów. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu! I właśnie z polską propozycją dzisiaj do Was przychodzę.

"Kastor" to pierwszy tom z serii Bezlitosna Siła. Jest to książka o męskiej tematyce i nie sądziłam, że taka historia mi się spodoba. Na szczęście miała w sobie też dużo z romansu, to całkowicie skradło moje serce.
Tytułowy Kastor to pseudonim Konstantego Lombardzkiego, przystojnego biznesmena, który w weekendy wyładowuje swój gniew i frustrację w nielegalnych walkach MMA. Kastor jest typowym twardzielem, który wzbudza respekt, nosi tatuaże, jest męski, szorstki i momentami bardzo nieprzyjemny. To taki typ, że jak to zobaczysz na ciemnej ulicy, to przechodzisz na drugą stronę.
W jego biurze pojawia się młoda sprzątaczka Anita, która wieczorami kelneruje w klubie, gdzie znajduje się podziemny ring. Dziewczyna nie ma pojęcia z kim ma do czynienia, mimo iż wielokrotnie mijała mężczyznę w dyskotece, bowiem zwyczajem Kastora jest walka w masce spod której widać tylko błękitne, lodowate oczy.
Tę dwójkę zaczyna łączyć bliższa znajomość. Kastor ma swoją przeszłość, która ukształtowała go na silnego i bezwzględnego faceta. Anita również zmaga się z demonami przeszłości, trudno jest jej zaufać komukolwiek oraz otworzyć się na ludzi i świat.
Czy dwójka tak mocno poharatanych ludzi z bagażem trudnych, bolesnych i przygnębiających doświadczeń jest w stanie zbliżyć się do siebie na tyle, aby stworzyć udany związek pozbawiony przemocy?
Sprawdzicie to czytając tę książkę.

Ja nie lubię mięśniaków, brzydzę się przemocą i agresją, nienawidzę nietolerancji - a z tym właśnie kojarzą mi się napakowani do granic możliwości faceci. Wiem, że nie każdy jest taki sam i nie powinnam generalizować, jednak utarł się pewien stereotyp w naszym społeczeństwie. Dlatego tak bardzo cieszą mnie wszelkiego rodzaju odskocznie od normy. I tutaj mamy własnie taki przypadek. Pomimo tego, że główny bohater jest mięśniakiem, który tłumi w sobie ogromne pokłady agresji, to wewnątrz jest skrzywdzonym chłopcem, który tak jak każdy potrzebuje czułości. Od początku polubiłam Kastora. Coś mi mówiło, że nie może on być złym człowiekiem - i miałam rację. Zupełnie nie dziwiło mnie to, kiedy Anita powoli kruszyła skorupę, którą się otaczał.

Nie chcę Wam zdradzać fabuły, bo liczę, że sięgniecie po tę książkę - warto! Nie jest to literatura piękna, ani historia, za którą będą szalały miliony czytelników (chociaż kto to wie... książka ma duży potencjał), ale ma coś w sobie. Czyta się ją szybko, mi wystarczyły dwa dni. Z każdym kolejnym rozdziałem byłam ciekawa kolejnych wydarzeń - jak rozwinie się relacja głównych bohaterów, jak Anita zareaguje na alterego Kastora, no i oczywiście co takiego wydarzyło się w przeszłości tej dwójki, są tak "zniszczeni" psychicznie. Totalnie się wkręciłam!
Dodatkowym plusem jest playlista, która jest bardzo w moim stylu. Z przyjemnością w przerwach między rozdziałami słuchałam sobie kawałków, których dawno nie słyszałam, a z którymi mam wiele wspomnień.
No i oczywiście to co mnie urzekło najbardziej, czyli miejsce akcji - mój kochany Wrocław! Śmieszne to było uczucie czytać o miejscach, które znam. Anita opisywała swoją drogę do domu i wtem okazało się, że jest to również i moja droga do domu, bowiem mieszkam dwie ulice dalej.  Chciało mi się śmiać! :)

Książka pozytywnie mnie zaskoczyła, dlatego polecam Wam ją serdecznie. Ja nie mogłam się oderwać.

poniedziałek, lipca 15, 2019

#127 "Jesteś moim zawsze" by M. Leighton

#127 "Jesteś moim zawsze" by M. Leighton

Hejka!
W ostatnim czasie odeszłam nieco od moich ulubionych thrillerów. Nagromadziło mi się na półce nieco romantycznej literatury i powoli nadrabiam. W moje ręce wpadła książka "Jesteś moim zawsze". Czytałam wcześniej już jedną książkę autorstwa M. Leighton. Nie zrobiła na mnie spektakularnego wrażenia, ale była bardzo przyjemna, więc chwyciłam za kolejną z nadzieją na podobne emocje.

Opis zawiera spoilery

"Jesteś moim zawsze"to historia amerykańskiego małżeństwa. Poznajemy Nate'a i Lenę w momencie, kiedy kobieta staje przez trudną życiową decyzją. Jest chora, ma raka i z racji tego, że w dzieciństwie widziała jak ta sama choroba zabiera jej siostrę, a potem ukochanego tatę, postanowiła nie poddawać się chemioterapii i naświetlaniom, aby nie stawiać swojego męża w sytuacji, kiedy ten musiałby patrzeć na jej wyniszczone ciało i osłabiony organizm. Lena pogodziła się ze śmiercią i postanowiła wykorzystać ostatnie miesiące życia jak tylko się da. Z racji tego Nate przygotował dla niej niespodziankę - zabrał żonę w romantyczną podróż po Europie.
Niespodziewanie będąc w Rzymie, Lena zaczyna dziwnie się czuć i podejrzewa, że po latach starania się o dziecko, los spłatał jej figla i w momencie, kiedy sama umiera, może wydać na świat nowe życie. Jej celem staje się donoszenie ciąży i zapewnienie dziecku dobrego startu.

Historia ta zapełniona jest sprzecznymi emocjami. Z jednej strony powolne umieranie, a z drugiej walka o nowe życie. Sytuacja w której znaleźli się główni bohaterowie jest tak beznadziejna, ale szczęśliwa zarazem, że naprawdę mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o odbiór tej książki.
Jestem bardzo wrażliwa i zapewne, gdybym obejrzała film o takiej tematyce czy przeczytała książkę, która byłaby inaczej napisana, to na pewno płakałabym jak bóbr. Jednak tutaj po kilku rozdziałach, kiedy to Lena była w ciąży, choroba postępowała, a ona sama traciła świadomość, a jej mąż w każdym kolejnym akapicie wyznawał jak bardzo kocha swoją żonę, jak bardzo nie chce jej stracić, jak bardzo będzie tęsknił i jak bardzo nie wyobraża sobie bez niej życia, to zaczynało mnie mdlić. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam romantyczne historie, ale tutaj dostałam przesyt ckliwych wyznań. Bardzo współczułam Natowi, bo stał się przypadkową ofiarą wyborów swojej żony, jednak jego miłosne wywody mnie przerosły.
Z drugiej strony kompletnie nie rozumiem postawy Leny, bo miała szansę na leczenie. Gdyby nie zdecydowała się na urodzenie dziecka, miałaby szansę na przeżycie i poczęcie drugiego dziecka lub po prostu adopcję. I nie rozumiem jak mogła pozbawić swojego męża, którego tak bardzo przecież kochała, szansy wyboru. Ona nawet nie poznała jego zdania, sama zdecydowała o swoim losie, bo tak bardzo pragnęła dziecka.
Przyznaję - nie jestem matką, ani nawet nie za bardzo lubię dzieci, jednak staram się myśleć racjonalnie. Gdyby moja druga połówka w takiej sytuacji nie porozmawiałaby ze mną i sama zdecydowała, że woli śmierć i dziecko, niż długie życie ze mną... Byłabym wściekła! Byłabym zła, rozgoryczona i rozżalona, bo świadomie zabrałaby mi to co kocham najbardziej na świecie na rzecz ogromnej i bolesnej straty i dziecka, które mogło nie przeżyć w łonie matki.

Ale to tylko takie moje wywody na temat wyborów, których nie rozumiem. I myślę, że własnie dlatego nie polubiłam głównej bohaterki. Niby myślała o innych, bo pragnęła dziecka dla siebie i Nate'a, pragnęła coś po sobie zostawić i zapewnić mężowi "zastępstwo", ale w moim odczuciu postąpiła bardzo egoistycznie.

No cóż... Na takie tematy można dyskutować długo i żarliwie i nikt zapewne nie będzie miał racji. Ile ludzi, tyle poglądów. Jeśli chcecie się zmierzyć z tym trudnym zagadnieniem, to zapraszam do lektury. Ta historia zapewne poruszy niejedno serce i wywoła kilka łez albo zbulwersuje tak jak mnie :)

Jeśli czytaliście tę książkę to dajcie znać co i niej myślicie. Jestem bardzo ciekawa, jak Wy odebraliście wybory Leny.
Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger