sobota, grudnia 31, 2016

Podsumowanie miesiąca - grudzień 2016

Podsumowanie miesiąca - grudzień 2016

Żenada. W grudniu przeczytałam zaledwie jedną książkę. I ledwie z nią zdążyłam, bo przez ostatni tydzień mocno nadgoniłam czytanie "Cienia góry". Obiecałam sobie, że do końca roku ją skończę, aby nowy rok rozpocząć z czystą listą. Udało się! :)

Sama nie wiem dlaczego w grudniu czytanie szło mi tak mozolnie. Być może stało się tak, bo wiadomo - praca, życie towarzyskie, święta i obowiązki z nimi związane pochłaniają bardzo dużo czasu wolnego i na czytanie nie pozostaje zbyt wiele. Jednak głównym źródłem czytelniczych problemów była po prostu mało porywająca lektura. "Shantaram" bardzo mi się podobało. Oczekiwałam, że druga część będzie jeszcze bardziej porywająca lub chociaż równie ciekawa. Niestety, moim zdaniem "Cień góry" jest dużo słabszy i dlatego zniechęcało mnie to do czytania. Nie potrafię czytać dwóch książek na raz, dlatego męczyłam się z lekturą przez cały miesiąc.

Teraz pozostaje rozpocząć mi nowy rok z czystym kontem, aby licznik mógł ruszyć na nowo. A w międzyczasie zamierzam przygotować podsumowanie minionego roku :)

Życzę Wam wszystkiego dobrego na nowy rok. Abyście przeczytali jeszcze więcej dobrych książek, aby Wam się wiodło w życiu osobistym i zawodowym oraz abyście spełnili jak najwięcej swoich marzeń. Wszystkiego najlepszego!

sobota, grudnia 24, 2016

Wesołych Świąt!

Wesołych Świąt!

Okres świąt Bożego Narodzenia to specjalny i wyjątkowy czas na większości z Was. Dla mnie ten okres nie jest czymś szczególnym, bo z roku na rok jest coraz smutniej przy wigilijnym stole. Ubywa osób, jedni odchodzą na zawsze, drudzy wybierają bardziej nowoczesny sposób spędzania Wigilii, jeszcze inni wyfruwają z rodzinnego gniazda i ten wyjątkowy czas spędzają ze swoimi nowymi rodzinami. Ja od bardzo dawna próbuje odnaleźć w sobie magię, która niegdyś mnie przepełniała w tym okresie. Jednak okoliczności się zmieniają. Nie ma atmosfery. Nie ma śniegu, nie ma biegającego wokół stołu małego kuzynostwa, nie ma śpiewania kolęd i tradycyjnej wyprawy na pasterkę. Wigilia dla mnie to po prostu odświętna kolacja. Są rozmowy, plotki, a śmiechu coraz mniej, bo też nie ma powodów do radości. Taka jest niestety smutna rzeczywistość.

Wciąż jednak wierzę, że wszystko może się kiedyś odmienić. Może już za rok? Każdy z nas ma na świecie osobę bez której nie wyobraża sobie wigilijnej kolacji. Dla jednych jest to mama, dla innych ukochany dziadek. Dla mnie od zawsze była to siostra. Spędziłyśmy razem dwadzieścia cztery lata mieszkając w jednym pokoju. Z biegiem lat coraz bardziej się do siebie zbliżyłyśmy, więc dzielenie z nią ważnych momentów jest dla mnie wyjątkowe. Niestety, od trzech lat Boże Narodzenie spędzamy osobno, dlatego okres ten jest dla mnie smutny. Nigdy nie sądziłam, że moim marzeniem będzie spędzenie z nią świąt, bo niegdyś wydawało mi się to rzeczą pewną. Ale takie jest życie. Nigdy nie możemy wszystkiego przewidzieć, nie wiemy jak potoczą się nasze losy, gdzie będziemy z rok. Od dziś zaczynam marzyć, aby kolejną Wigilię spędzić razem z nią, aby było tak jak dawniej.

Nieobecność rodziny znacząco wpływa na atmosferę przy stole. Jest mniej potraw, mniej rozmów, mniej prezentów. Możliwość robienia czegoś z myślą o kochanych osobach jest cudownym uczuciem. Bieganie po zatłoczonych molochach, marznięcie w długich kolejkach, nieprzespane noce, bo przecież sernik musi się upiec. Robienie tego wszystkiego i wyobrażanie sobie uśmiechu, który pojawi się na twarzach naszych bliskich sprawia, że od razu chce nam się więcej i bardziej. Szukanie odpowiednich prezentów z myślą, że być może uda się spełnić czyjeś małe marzenie to najpiękniejsze uczucie jakiego można doświadczyć w tym świątecznym czasie. Ja, przygotowując prezenty, sama cieszę się jak dziecko - zupełnie jakbym sama miała sobie podarować to co właśnie kupiłam! Wybieranie ozdobnych papierów, kokardek, wstążek. Później pakowanie tego wszystkiego, ozdabianie i strojenie. Nie czuję się w tym dobra, ale naprawdę uwielbiam to robić! Uwielbiam to, bo robię to z myślą o osobach, którym to podaruję. I wiem, że wywołam tym uśmiech na ich twarzach. Wszystko to jest cudowne, ale nie równa się z samym momentem wręczania prezentów.

W tym roku udało mi się obdarować już kilka osób, dzięki czemu przystępuję w lepszym nastroju do wigilijnej kolacji. Przypominam sobie ten moment. Wciąż słyszę ten radosny okrzyk: "Ojej, tu są prezenty!". Najlepsze było to, że nikt się nie spodziewał, że zwykłe spotkanie towarzyskie będzie miało w sobie świąteczny akcent. Wciąż mam przed oczami te zaskoczone twarze, szerokie uśmiechy, szczerą radość, a nawet łzy wzruszenia! Widzę to i uśmiecham się niemal tak szeroko jak oni wtedy. To co wtedy zobaczyłam jest dla mnie bezcenne. Bezcenne!

Stwierdzenie, że dawanie jest lepsze niż branie jest w stu procentach prawdziwe. To jest niesamowite! Inspirujące! Cudowne! I polecam każdemu! :)

Mówi się, że prezenty to najmniej ważny element Bożego Narodzenia. Bo przecież liczy się czas spędzony z rodziną, to że jesteśmy razem, to że celebrujemy narodzenie Jezusa itd. Na pewno to też jest ważne. Ale czy wywoływanie radości nie jest równie piękne? Oczywiście, że tak! Przekonacie się o tym, kiedy obdarujecie osoby, które się tego w ogóle nie spodziewają.

Kończąc mój świąteczny wywód... Świąt nie lubię, ale w tym roku zaczęły się wyjątkowo dobrze i mam nadzieję, że tak też się skończą. W dniu dzisiejszym chciałabym życzyć Wam wszystkim wesołych, radosnych i ciepłych świąt. Abyście zostali obdarowani niejednym uśmiechem i sami kilka wywołali. Czyńcie sobie radość, nie tylko od święta. Jeśli będziemy lepsi, to i nasz świat będzie lepszy. Dobro zanika. Nie podpuśćmy do tego, aby całkiem zniknęło. Bądźcie zdrowi i przede wszystkim szczęśliwi. Bo jeśli człowiek jest szczęśliwy, to znaczy, że ma wszystko co go takim czyni. Amen! :)

poniedziałek, grudnia 12, 2016

TOP 5 - Moje ulubione bookstagramy

TOP 5 - Moje ulubione bookstagramy
Już od dłuższego czasu myślałam o dzisiejszym poście. Chciałam stworzyć listę moich ulubionych bookstagramów. Dawno sobie przyjęłam, że jeśli będę tworzyć jakiekolwiek rankingi to zawsze będę wybierać pięć najlepszych pozycji. W tym przypadku było to niezwykle trudne, bo wybrać pięć wśród tylu pięknych i niesamowitych profili to rzecz naprawdę trudna. Dlatego pewnie nie będzie to ostatni post tego typu i na pewno jeszcze bookstagramy się pojawią.

Dzisiaj zaprezentuję pięć wspaniałych kont i pięć super dziewczyn, które wkładają bardzo dużo pracy w swoje profile. Zawsze z zazdrością spoglądam na ich dopracowane zdjęcia :)

1. Zacznę od profilu maw_reads od której tak naprawdę zaczęła się moja bookstagramowa przygoda. Zaczęłam ją obserwować poprzez moje prywatne konto, co wkrótce zaowocowało założeniem konta książkowego. Była prawdopodobnie pierwszą osobą, którą zaobserwowałam i do dziś jej profil jest moim ulubionym. Pamiętam, że bardzo eksperymentowała ze swoimi zdjęciami, jednak zawsze były one wypieszczone, schludne i przemyślane. Z przyjemnością oglądam jej fotografie i chętnie zaglądam na jej bloga. Niejednokrotnie kupiłam jakąś książkę po przeczytaniu jej recenzji.


2. Dominika, czyli domson1394, też prowadzi cudownego bookstagrama. Jest miłośniczką twórczości Harlana Cobena i bardzo często książki tego pisarza goszczą na jej zdjęciach. Poza tym jest bardzo sympatyczną i przyjazną osobą, kilkakrotnie miałam przyjemność wymienić się z nią komentarzami :) Jeśli jeszcze nie słyszeliście o Dominice to koniecznie zajrzyjcie na jej profil!


3. Daria prowadzi konto daria_czyta. To również jedna z pierwszych osób, które zaobserwowałam. Jej konto jest przepiękne! Daria również eksperymwntowała ze swoimi zdjęciami. Teraz są one czyste, przejrzyste i jasne. Uwielbiam takie konta, bo mam jakiegoś hopla na punkcie dobrego światła i białego tła do zdjęć. Na jej koncie wszystko to można znaleźć. A poza tym, kiedy patrzę na książki które czyta, to odnoszę wrażenie, że mamy bardzo zbliżony gust czyetlniczy


4. Marika jest właścicielką profilu o nazwie polishbooklover. To jeden z piękniejszych i najbardziej charakterystycznych kont. Książki wylegujące się w pościeli są jej specjalnością :) Bardzo podoba mi się to, że zdjęcia są tak spójne - łączy je tło i niezmienne oświetlenie. Dzięki temu jej zdjęcia są wyjątkowe i rozpoznawalne. Wystarczy, że spojrzę na tę pościel i już wiem kto jest autorem zdjęcia.


5. Na koniec Tatiana z bookstagrama o nazwie lost.in.my.books. Jak już wspomniałam bardzo lubię jasne zdjęcia z białym tłem. Tatiana robiła piękne zdjęcia łącząc moje ulubione cechy. Ostatnio trochę zmieniła wygląd swoich fotografii, ale są one równie piękne jak wcześniej. Sama nie wiem, którą wersję wolę, bo niezależnie od tła jej zdjęcia są cudowne. Z przyjemnością zaglądam na jej konto, bo jej zdjęcia bardzo mnie inspirują.


Koniec.
Ciężko było wybrać pięć z trzystu kont, które obserwuję, dlatego z pewnością będę kontynuowała posty tego typu, aby zaprezentować Wam jak wiele zdolnych i inspirujących ludzi z pasją żyje w naszym kraju. Książki są bardzo wdzięcznymi modelami, więc jeśli kochacie czytać książki i zastanawiacie się nad założeniem bookstagrama, to radzę Wam spróbować. Moje konto ma niespełna rok, a już doliczyłam się ponad 1200 obserwatorów. Mała rzecz, a cieszy :) Ponadto poznacie wiele niesamowitych osób, więc warto. Nie wahajcie się! Czekam na Was na instagramie ;)

sobota, grudnia 03, 2016

Podsumowanie miesiąca - listopad 2016

Podsumowanie miesiąca - listopad 2016

Listopad, patrząc na większość przeczytanych tytułów, mógłby przepłynąć mi pod znakiem szczęścia. Jednak nic bardziej mylnego. Pogarszające się samopoczucie nie pozwoliło mi w pełni nacieszyć się pozytywnym przesłaniem płynącym z większość tych pięknych książek, aczkolwiek poznanie filozofii hygge wpłynęło na mnie dość mocno i uświadomiło, że trzeba cieszyć się chwilą i doceniać drobne rzeczy.
Poprzedni miesiąc nie był jakimś wielkim szczytem moich możliwości, ale jakoś ciężko mi było się skupić na czytaniu, a co gorsze znaleźć na nie czas. Niemniej jednak udało mi się przeczytać pięć książek. Oto jak prezentuje się moje podsumowanie listopada.

1. Rozpoczęłam miesiąc od "Alibi na szczęście", bo po dość ciężkiej lekturze "Małego życia", którym zakończyłam październik, miałam ochotę na coś lekkiego i przyjemnego. A że już od dłuższego czasu myślałam o powrocie do historii Hanki i Mikołaja, to własnie początek listopada upatrzyłam sobie na ten perfekcyjny moment. Co za tym poszło, pochłonęłam całą "Trylogię o szczęściu", bo to jedna z przyjemniejszych powieści obyczajowych, jakie miałam przyjemność czytać. Zawsze chętnie wracam do tych bohaterów, bo wprowadzają spokój, ciepło i nadzieję. Serię tę przeczytałam już chyba trzeci raz i to zadziwiające, że zawsze wracam do niej z taką samą chęcią. Prawdopodobnie trylogia ta stanie się moją coroczną, listopadową tradycją. I jakoś nie mam nic przeciwko temu :)

2. Pozostają w klimacie szczęścia... Kolejną pozycją po którą sięgnęłam to "Hygge. Klucz do szczęścia" duńskiego autora Meika Wikinga. Przyjemność przeczytania tej książki otrzymałam od wydawnictwa Czarna Owca i byłam bardzo pozytywnie zaskoczona treścią. Poza tym, że książka jest po prostu pięknie wydana, ma wspaniałe fotografie, to w dodatku treść jest bardzo ciekawa. Hygge to tak naprawdę umiejętność cieszenia się codziennymi, drobnymi rzeczami jak czytanie książek przy zapalonych świecach, czy też spotykanie się z przyjaciółmi, kiedy za oknem szaleje śnieżyca. Większość z nas żyje wykorzystując tę filozofię, tylko nie wiedzieliśmy jak to się nazywa, i że w ogóle można to w jakiś sposób nazwać, bo dla nas to po prostu codzienność. Książka jest świetna i naprawdę gorąco ją Wam polecam!

3. I żeby nie było przesytu tym szczęściem, to na koniec miesiąca zostawiłam sobie "Przez niego zginę" K.A. Tucker. Książkę czyta się szybko. Jest naprawdę wciągająca. Akcja toczy się bardzo szybko, wątki się przeplatają, a podejrzenia co do zabójcy zmienicie co najmniej kilka razy podczas czytania. Ja sama byłam zaskoczona jak daleko posunęłam się w swoich podejrzeniach. Także polecam!

NOWE NA PÓŁCE: Już drugi miesiąc z rzędu bardzo słabiutko u mnie z nowościami... Znów tylko jedna książka. Do kolekcji dodałam "Hygge. Klucz do szczęścia". Jednak w grudniu planuję wielkie zakupy, także podejrzewam, że przybędzie do mnie przynajmniej osiem nowych i pachnących książek.

wtorek, listopada 29, 2016

#32 "Przez niego zginę" by K.A. Tucker

#32 "Przez niego zginę" by K.A. Tucker

Tytuł: Przez niego zginę 
Autor: K.A. Tucker 
Wydawnictwo: Filia 
Data wydania: 24 sierpnia 2016
Liczba stron: 512

Było to moje pierwsze spotkanie z K.A. Tucker i myślę, że mogę zaliczyć je do udanych. Autorka zasłynęła ze swojej serii "Dziesięć płytkich oddechów" jednak nie miałam jeszcze przyjemności jej przeczytać. Być może niebawem to nadrobię, jednak póki co mam w planach zamówić inne książki. Aczkolwiek będę pamiętała o tej autorce, bo styl jej pisania bardzo mi się spodobał.

Wyobraźcie sobie, że dzwoni do Was policja i informuje, że Wasza najlepsza przyjaciółka została znaleziona martwa we własnym mieszkaniu i najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. Po początkowym szoku stwierdzacie, że to niemożliwe, bo wydawała się ona bardzo szczęśliwa, miała swoją pasję, której bez reszty się poświęcała, miała chorą matkę, której nie chciała opuszczać. Więc jak to możliwe, że popełniła samobójstwo? Dlaczego? Jak?

"Przez niego zginę" to opowieść o śledztwie, do którego posunęła się Maggie. Młoda dziewczyna przyjeżdża do Nowego Jorku po tym, jak dowiaduje się, że jej przyjaciółka Celine odebrała sobie życie mieszając alkohol z lekami psychotropowymi. Maggie chce posprzątać mieszkanie i zadbać o rzeczy, które pozostawiła po sobie przyjaciółka. Po połączeniu kilku niepasujących do siebie elementów dziewczyna dochodzi do wniosku, że jej przyjaciółka nie mogła popełnić samobójstwa, więc na własną rękę wynajmuje detektywa i wspólnie z nim próbuje znaleźć potencjalnego mordercę. A kandydatów jest dwóch...

Oczywiście zachowam milczenie, bo nie chcę zdradzać zakończenia. Książka jest bardzo wciągająca, a akcja bardzo szybko się rozkręca. Z każdym kolejnym rozdziałem pojawiają się nowe poszlaki. Przyznam się szczerze, że sama zmieniałam kilkakrotnie swoje podejrzenia. Autorka doprowadziła mnie to tego, że bardzo poważnie zaczęłam podejrzewać ducha winną sąsiadkę, która była tak uroczą postacią, że grzechem było podejrzewanie jej o tak niecny czyn. W rezultacie dałam się nabrać, ale teraz to nieważne. Świetnie się bawiłam czytając tę książkę. Spędziłam z nią bardzo długie wieczory, bo nie potrafiłam się oderwać. Przeczytanie "Przez niego zginę" zajęło mi około czterech dni i był to bardzo mile spędzony czas. Mimo iż nie jest to kryminał wielkich lotów i zapewne osoby, które lubują się w tym gatunku nie zostawiłyby suchej nitki na tej powieści, to mnie - jako laika i umiarkowanego fana kryminalnych książek - się podobała.  Miło było się oderwać od tego, co do tej pory czytałam w listopadzie. Zawsze to jakieś urozmaicenie.

Ogólne wrażenia są bardzo pozytywne i oczywiście polecam powyższą książkę. Trzyma w napięciu i tak jak wspomniałam akcja jest szybka i nie nudzi czytelnika. Jestem jak najbardziej na "tak"!


sobota, listopada 26, 2016

#31 "Hygge. Klucz do szczęścia" by Meik Wiking

#31 "Hygge. Klucz do szczęścia" by Meik Wiking

Tytuł: Hygge. Klucz do szczęścia 
Autor: Meik Wiking 
Wydawnictwo: Czarna Owca 
Data wydania: 9 listopada 2016
Liczba stron: 288

Dawno mnie tutaj nie było. Tygodniowa wizyta gości, zastój czytelniczy i brak czasu skutecznie mi uniemożliwił życie w blogosferze i na bookstagramie. Powoli wracam do mojej codziennej rutyny. Znów mogę zasiąść z kawą, książką oraz kocem i rozkoszować się ciszą i chwilą przyjemności dla siebie samej.

Dzisiaj wracam z "recenzją" książki, którą otrzymałam od wydawnictwa Czarna Owca, a mianowicie "Hygge. Klucz do szczęścia". W kilku słowach postaram się Wam przekazać czymże to tajemnicze hygge jest i do czego służy. Już teraz zdradzę Wam, że tak naprawdę większość z Was żyje według tej "filozofii" kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy. To było moje pierwsze spostrzeżenie po przekartkowaniu książki i nie myliłam się. Szybko zrozumiecie, że mam rację.

Hygge to duński sposób życia polegający na tym, aby doceniać małe rzeczy, cieszyć się życiem i towarzystwem bliskich. To radość z przebywania na świeżym powietrzu, palenia świec, jedzenia dobrych rzeczy. Hygge objawia się na każdym kroku - poprzez ubiór, wystrój mieszkania, a na spędzaniu wolnego czasu kończąc. Najlepiej jest to przedstawić na przykładach.
Wyobraźcie więc sobie, że zapada jesienny zmierzch, a Wy siadacie w ulubionym fotelu, zapalacie świeczki, pijecie gorącą herbatę i zaczytujecie się w ulubionej książce. To jest właśnie hygge. Pełnia szczęścia!
Albo na przykład; za oknem szaleje śnieżyca, a Wy siadacie na parapecie z lampką wina w dłoni, obok Was leży ukochany sierściuch, w tle leci nastrojowa muzyka, a Wy nie robicie nic innego, tylko przyglądacie się padającemu śniegowi. Hygge!
Zapraszacie do siebie znajomych. Wszyscy przychodzą w świetnych nastrojach i wspólnie przygotowujecie kolację, którą zjecie oglądając stare filmy albo grając w gry planszowe. Jest miła atmosfera, wszyscy czujecie się bezpiecznie i swobodnie w swoim towarzystwie. Czujecie się szczęśliwi. To hygge.
Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Zapewne teraz już zauważyliście podobieństwa do swojego życia. Wszak my, mole książkowe, uwielbiamy zaszyć się pod kocem z kawą/herbatą/czekoladą, zapalić nastrojowe świeczki i czytać. Wszyscy z nas również kochamy spędzać czas z przyjaciółmi i rodziną. Organizujemy wycieczki lub pikniki, zajadamy się słodkościami, cieszymy się chwilą spokoju, kiedy to uciekamy przed światem zewnętrznym tylko po to, aby odsapnąć, pobyć samemu, poczuć się komfortowo i bezpiecznie w swoich czterech ścianach. Wszystko to można określić jednym duńskim słowem hygge.

Do mnie ta książka trafiła w odpowiednim momencie, bo od tygodni zmagam się z jesienną chandrą. Nic mnie nie cieszy, jestem leniwa i marudna, najchętniej nie wychodziłabym z domu - zwłaszcza kiedy widzę pogarszającą się pogodę na dworze. Dlatego cieszę się, że dostałam tę książkę, bo dzięki niej moje samopoczucie trochę się polepszyło. Hygge mówi, że trzeba się cieszyć z małych rzeczy. Celebrować ciszę i harmonię, sprawiać sobie przyjemność chociażby poprzez jedzenie czekolady lub ciasta. Trzeba spędzać miło czas ze znajomymi - gotując, spacerując, grając, biwakując. Kiedy tak sobie o tym myślę i wyobrażam sobie, że mogę robić te wszystkie rzeczy, to naprawdę robi mi się cieplej na sercu.

Muszę dodać, że jednym z najważniejszych momentów, w których możemy osiągnąć pełnię hygge jest Boże Narodzenie. Czas przedświąteczny jest idealny, aby tworzyć całą otoczkę, dzięki której nasze święta będą wyjątkowe i magiczne. Ja osobiście tych świąt nie lubię, ale tak sobie myślę... W moim mieście trwa właśnie Jarmark Bożonarodzeniowy. Można na nim znaleźć dosłownie wszystko - ozdoby, prezenty, jedzenie wszelkiej maści, mnóstwo słodkości i grzane wino. W tle leci przyjemna, świąteczna muzyka. I wiecie co? Wyobrażam sobie ten moment, kiedy wspólnie z moimi znajomymi pójdę na ten Jarmark, wszyscy będziemy mieli czerwone z zimna nosy, będziemy pić grzane wino i cieszyć się swoim towarzystwem. Chyba jednak uda mi się osiągnąć w tym roku świąteczne hygge.

Polecam Wam tę książkę. Jest łatwa w odbiorze. W środku znajdziecie mnóstwo wskazówek, co robić, aby być bardziej hygge. Mnie najbardziej urzekły przepisy na potrawy, które oddają znaczenie tej filozofii. Najbardziej zadowolona jestem z przepisu na grzaniec domowy, który już niejednokrotnie chciałam zrobić. W dodatku książka jest przepięknie wydana. Ma wspaniałe fotografie, dużo statystycznych ciekawostek. Jest malutka, zmieści się w każdej torebce, dzięki czemu może Wam wszędzie towarzyszyć. Jej autorem jest Meik Wiking - szef duńskiego Instytutu Badań nad Szczęściem. Po prostu genialna posada! Czy Wy też równie mocno chcielibyście pracować w takim miejscu?

Także gorąco polecam! Ja jestem mega zadowolona, że mam tę książkę na swojej półce.


niedziela, listopada 06, 2016

Czy nie jest cudem sama przyjaźń - znalezienie drugiej osoby, która samotny świat czyni mniej samotnym?

Czy nie jest cudem sama przyjaźń - znalezienie drugiej osoby, która samotny świat czyni mniej samotnym?

Odkąd skończyłam czytać "Małe życie" minęło już trochę czasu, jednak dopiero teraz naszła mnie pewna refleksja i postanowiłam pochylić się nad tematem przyjaźni. W książce opisana jest historia czwórki przyjaciół - Willema, Juda, Malcoma i JB. Panowie znają się od lat, wspólnie tworzą swoją teraźniejszość i przyszłość, która jest czasem lepsza, czasem gorsza, ale zawsze wspólna. Ci, którzy przeczytali tę fantastyczną powieść wiedzą, że autorka skupia się głównie na relacjach międzyludzkich Juda. Nie dziwi mnie to, bo gdybym przeszła to co on, zapewne sama miałabym problemy z funkcjonowaniem w towarzystwie.

"Zapewne tego, co chcę teraz powiedzieć nie zrozumiesz, jednak pewnego dnia zdasz sobie z tego sprawę, że sposobem na przyjaźń, jak uważam, jest znalezienie ludzi, którzy są lepsi niż ty sam. Nie mądrzejszych, nie fajniejszych, lecz bardziej szczodrych, hojniejszych, oraz takich, którzy potrafią wybaczać. Gdy już ich znajdziesz, doceniaj ich za to czego mogą cię nauczyć i staraj się ich słuchać, kiedy będą mówić coś o tobie, nie ważne jak złe lub dobre by to było. Przede wszystkim jednak ufaj im, co okaże się być najtrudniejszą rzeczą, jednak najlepszą z możliwych". 

Juda i Willema połączyła wielka i prawdziwa przyjaźń. Will był obrońcą, powiernikiem i prawdziwym wsparciem dla swojego przyjaciela, mimo iż ten nie do końca był z nim szczery. Nie naciskał na to, aby Jude opowiedział o swojej przeszłości i wytłumaczył, co spowodowało, że w dorosłość wkroczył jako bardzo nieufny, zakompleksiony i pozbawiony poczucia własnej wartości mężczyzna. Jude świadomie zdecydował się nie opowiadać o przeszłości, bo bał się, że ludzie go odtrącą, że będą się go brzydzić i nim pogardzać. Nie rozumiał, że to co się wydarzyło nie jest jego winą; że odpowiadali za to inni ludzie; że jest ofiarą. Szkoda, że tego nie zrozumiał, bo to ułatwiłoby mu bardzo dorosłe życie i przede wszystkim kontakty międzyludzkie. Może byłby bardziej otwarty i pewny siebie, może zrozumiałby, że ludzie lubią go bezinteresownie za to jaki jest; że jest wspaniałym, wykształconym i interesującym człowiekiem.
Żadne słowa od przyjaciół nie były w stanie zmienić jego myślenia o sobie. Okazana przyjaźń, miłość, wsparcie i zaufanie nie wystarczyły, aby Jude zrozumiał, że otoczony jest wspaniałymi ludźmi. Być może dlatego nie poradził sobie również z tą prawdziwą i szczerą miłością, którą obdarzył go Willem. Przerosły go uczucia, którym został obdarzony i wydaje mi się, że sam również nie poradził sobie z własnymi uczuciami, które w pewnym momencie go przytłoczyły i doprowadziły do ostateczności.

"Ostatnio Willem zastanawiał się, czy wzajemne uzależnienie to taka zła rzecz. Przyjaźnie dawały mu przyjemność i nikomu nie wyrządzały krzywdy, więc kogo to obchodzi, czy to jest uzależnienie, czy nie? A poza tym czy przyjaźń to większe uzależnienie niż związek z kobietą? Dlaczego wydaje się godna podziwu, kiedy ma się dwadzieścia siedem lat, a budzi zgorszenie u trzydziestosiedmiolatka? Dlaczego przyjaźni nie traktuje się na równi ze związkiem? A może jest lepsza? Dwoje ludzi pozostaje razem przez lata, wiąże ich nie seks, nie atrakcyjność fizyczna, nie pieniądze, nie dzieci, nie własność, lecz wzajemna zgodność na bycie razem, wzajemnie zobowiązanie wobec unii, która nie daje się skodyfikować. Przyjaźń oznacza bycie świadkiem dręczących nieszczęść przyjaciela, długich okresów nudy i rzadkich triumfów. To przywilej bycia przy drugiej osobie w najtrudniejszych chwilach i świadomość, że samu też można się przy niej czuć podle". 

Jude miał ogromne szczęście do ludzi, ale tego nie dostrzegał. A może dostrzegł, tylko za bardzo wzbraniał się, aby się przed nimi obnażyć. Muszę się przyznać, że swego czasu miałam bardzo podobny problem. Ja znam swoich przyjaciół dużo krócej niż Jude, więc można powiedzieć, że otworzenie się przed nimi było dla mnie trudniejsze, ale ja nie mam takich traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, choć również swoje przeszłam. Przeszłość ciągnie się za mną do dzisiaj i ukształtowała mnie na tyle, że nadal mam bardzo niskie poczucie własnej wartości, a moja pewność siebie jeszcze dwa lata temu nie istniała. Jednak poznanie ludzi i zaprzyjaźnienie się z nimi zmieniło mnie. Niektórzy pewnie do dziś nie mogą uwierzyć, że jeszcze kilka miesięcy temu byłam cichą, zakompleksioną, małomówną i zaniedbaną dziewczyną, która bała się odezwać i najlepiej czuła się w swoim towarzystwie. Nie lubię wracać do tamtych wspomnień, bo nie lubiłam siebie. Nadal mam problem z samoakceptacją, natomiast nie przeszkadza mi to już w codziennym funkcjonowaniu. Wiadomo, od czasu do czasu zdarzają mi się gorsze dni, kiedy czuję się załamana i jedyne na co mam ochotę, to zaszycie się w pokoju i odseparowanie od wszystkiego, ale zdarzają się one coraz rzadziej i mam nadzieję, że pewnego dnia całkowicie znikną.

"Ja wiem, że moje życie ma sens, ponieważ jestem dobrym przyjacielem. Kocham moich przyjaciół, troszczę się o nich i mam wrażenie, że ich uszczęśliwiam". 

Człowiek samotny, to człowiek nieszczęśliwy. Doświadczyłam tego na własnej skórze i wiem, że to straszne uczucie. Teraz jednak jestem sama, ale nie samotna. Mam wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy odbudowali moją pewność siebie, którzy stale sprawiają, że poczucie mojej własnej wartości rośnie. Nie wiem, czym sobie zasłużyłam, ale pojawili się w moim życiu i był to moment przełomowy, bo zmienili wszystko. Czuję, że jestem teraz lepsza, bardziej odważna, bardziej otwarta. Tak to już jest, że przyjaciele czynią nas lepszymi. Trudno mi sobie wyobrazić, gdzie bym teraz była gdyby nie oni. Czy w ogóle bym była? Jaka bym była? Nie mam wątpliwości, że moje życie nie byłoby tak kolorowe jak teraz.
I choć początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tych znajomości, to teraz nie żałuję niczego. Czasami warto jest się otworzyć, zaryzykować. Od początku naszej przyjaźni powtarzam sobie jedno zdanie "Wykorzystuj nadarzające się okazje". To moje motto, które się sprawdza, bo dzięki niemu czasami robię rzeczy sprzeczne z moimi ideologiami, rzeczy szalone, czasami łamię swoje własne bariery, które są w mojej głowie. Dzięki temu, kiedyś nie będę sobie pluła w brodę, że czegoś nie spróbowałam. I choć wiem, że przede mną jeszcze daleka droga, aby pokonać wszystkie moje bariery i ograniczenia, to czuję, że start mam dobry, a ludzie, którzy są wokół mnie będą mnie wspierać i motywować.

"Czy nie jest cudem sama przyjaźń - znalezienie drugiej osoby, która samotny świat czyni mniej samotnym"? 

Stale pracuje nad tym, aby zażegnać demony przeszłości. Bardzo się staram, bo wiem, że to mnie wciąż ogranicza i czyni smutną. Momentami nie wierzę w to, że druga osoba może polubić lub pokochać kogoś takiego jak ja. Tak złe zdanie miałam o sobie, że uważałam, że nie zasługuję na przyjaźń i miłość. Do dziś często zadaję sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego ja? Dlaczego oni? Czym ich zainteresowałam, że otworzyli przede mną swoje serca i dusze? Przecież jestem taką szarą myszką, niemalże przezroczystą osobą, bez wyrazu.
Odpowiedź niejednokrotnie otrzymałam prosto w oczy. Pozostaje tylko w to uwierzyć.

"W życiu, widzisz, Jude, czasami miłe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom. Nie musisz się martwić, nie zdarzają się tak często, jak powinny. Ale gdy się zdarzają, dobrym ludziom pozostaje tylko powiedzieć 'dziękuję' i iść dalej, i ewentualnie pomyśleć, że osobie, która zrobiła miłą rzecz, też to sprawiło frajdę, więc ta osoba nie ma chęci wysłuchiwać wszystkich powodów, dla których ktoś, komu sprawiła przyjemność, uważa, że na to nie zasługuje lub że jest tego niegodna". 

Uważam, że jestem bardzo podobna do Juda. Nasze postrzeganie siebie jest bardzo zbliżone. Po części jestem w stanie go zrozumieć, bo nie jest łatwo się otworzyć przed innymi. Wbrew pozorom czasami łatwiej jest to zrobić obcej osobie niż przed przyjacielem. Obydwoje - zresztą, każdy z nas - dźwiga jakąś przeszłość, która znacząco wpływa na teraźniejszość. Niektórzy z nas potrafią ją przekreślić grubą kreską i zapomnieć, niektórzy mają z tym problem - jak ja czy Jude. Jedno jest pewne. Warto się otwierać. Krok po kroku, ale robić to, bo dzięki temu zyskujemy przyjaciół na całe życie. Zyskujemy pomoc - szczerą, bezinteresowną i lojalną. Warto, bo wówczas nigdy nie będziemy samotni. Warto, bo będziemy kochać. A co najważniejsze! Miłość ta będzie odwzajemniona.

poniedziałek, października 31, 2016

Podsumowanie miesiąca - październik 2016

Podsumowanie miesiąca - październik 2016

Październik pod względem mojego samopoczucia był fatalny. Nie najlepiej znoszę jesienną szarugę, a poza tym mocno podupadłam na zdrowiu w tym miesiącu. Zaczęło się od bólu kręgosłupa, a na utracie głosu i przeziębieniu zakończyłam swoje dolegliwości. Także nie było się z czego cieszyć (poza oczywiście dwutygodniowym zwolnieniem lekarskim). Jeśli chodzi o październik pod względem czytelniczym, no to jest chyba całkiem nieźle jak na mnie, bo przeczytałam cztery książki, w tym dwie dość opasłe.

1. Moim faworytem tego miesiąca było oczywiście "Małe życie". Tym samym dołączam do wszystkich miłośników tej powieści. Historia o czwórce przyjaciół, a tym niepełnosprawnego Juda, jest tak poruszająca i bulwersująca, że aż trudno w nią uwierzyć. Jest to przepiękna powieść o pokonywaniu trudnych doświadczeń z przeszłości i próbie odnalezienia się w teraźniejszości. W "Małym życiu" widzimy jak trudno czasami przychodzi nam kochać, żyć i akceptować samego siebie. Książka zdecydowanie jest warta polecenia i czuję, że będzie to mój faworyt roku.

2. Jeśli chodzi o drugie miejsce, to się waham, ale jednak wybiorę - mimo całej mojej miłości do Chyłki i Zordona, "Jestem żoną szejka". Powieść ta to opis życia samej autorki, ukrywającej się pod pseudonimem Polki, która zakochała się i wyszła za bogatego Araba. Wspólnie mieszkają w Emiratach Arabskich i jak łatwo się domyślić nie jest to łatwe życie. Książka ta jest niewyobrażalnie bulwersująca. Opisuje wszystko to, co dzieje się w krajach muzułmańskich, a o czym niekoniecznie wie reszta świata. Orgie seksualne, zbrodnie honorowe, niewolnictwo... Wszystko to znajdziecie w tej książce. Nie jest to łatwa i lekka lektura, ale zdecydowanie powinniście po nią sięgnąć. Warto!

3. Na trzecim miejscu "Immunitet". Wyczekiwałam tej książki i bardzo się cieszę, że wreszcie wpadła w moje ręce. Jestem fanką Chyłki i Zordona, ich podejścia do pracy i siebie nawzajem. Już za nimi tęsknię i nie mogę się doczekać kolejnej części, bo coś mi się wydaje, że będzie bardzo ciekawie (zwłaszcza biorąc pod uwagę zakończenie czwartego tomu). Tym razem para prawników musi wybronić sędziego Trybunału Konstytucyjnego, który jest oskarżony o morderstwo. Czy im się udało? Oczywiście nie mogę tego zdradzić, ale jeśli jesteście fanami twórczości pana Remigiusza Mroza, to z pewnością pozycja ta będzie obowiązkową w Waszym grafiku czytelniczym.

4. Na koniec zostawiłam "Dziewczynę w walizce". Po tytule sądziłam, że będzie to mrożący krew w żyłach thriller, ale się zawiodłam. Fabuła ciągnęła się trochę jak flaki z olejem, aczkolwiek muszę przyznać, że najlepszą rzeczą w tej książce jest kreacja bohaterów - a zwłaszcza Teo, który swoim zachowaniem może fascynować. Zastanowiłabym się dwa razy zanim kolejny raz miałabym zamówić tę książkę. Gdybym wiedziała o niej to co wiem teraz, całkiem możliwe, że darowałabym sobie tę lekturę.

NOWE NA PÓŁCE: W tym miesiącu słabo, bo do kolekcji dodałam tylko "Małe życie".

sobota, października 29, 2016

#30 "Małe życie" by Hanya Yanagihara

#30 "Małe życie" by Hanya Yanagihara

Tytuł: Małe życie
Autor: Hanya Yanagihara
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 27 kwietnia 2016
Liczba stron: 816

Jak głosi hasło na okładce "Małe życie" to najgłośniejsza amerykańska powieść roku 2015. Trudno się z tym nie zgodzić. Ja bym do tego jeszcze dodała kilka przymiotników: najlepsza, wzruszająca, poruszająca i naprawdę godna przeczytania.

Powyższa książka to historia o czwórce przyjaciół, którzy wkraczają w dorosłość, mieszkając w Nowym Jorku. Każdy z nich jest inny, każdy ma własne zainteresowania i pasje, każdy na swój własny sposób podchodzi do życia, każdy wyznaje inne wartości i każdy ma swoją własną historię. Trudno jest pisać o tej książce nie zdradzając fabuły, jednak postaram się. Głównym bohaterem jest Jude, niepełnosprawny prawnik, który jako dziecko zaznał wiele bólu i cierpienia. Próbuje dźwigać swój ciężki krzyż, wkraczając w dorosłość. Jednak moim zdaniem bardzo średnio mu to wychodzi. Jest bardzo zamknięty w sobie, nie dopuszcza do siebie ludzi, nawet najbliższych przyjaciół, nie pozwala sobie pomóc na żadnej płaszczyźnie. Jego historia jest bardzo smutna.

A najsmutniejsze dla mnie w tym wszystkim jest to, że Jude jest bardo podobny do mnie. Też jestem typem cierpiącym w samotności, też wszystko duszę w sobie i czasami własne emocje mnie rozsadzają od środka, ale mimo to nie proszę o pomoc i wysłuchanie, bo nie umiem mówić o własnych uczuciach. Nie lubię się narzucać ludziom, zawsze mi się wydaje, że inni mają większe problemy i kogo obchodzi moje złe samopoczucie. Wiem, że to nieprawda, bo mam naprawdę wspaniałych przyjaciół i niejednokrotnie się o tym przekonałam, ale mimo wszystko proszenie o pomoc jest dla mnie trudne. Znacznie łatwiej jest założyć maskę i uśmiechać się w towarzystwie, a potem w nocy wylać łzy do poduszki niż przyjść i powiedzieć "tylko mnie wysłuchaj, proszę". Dlatego w pewnym sensie jestem w stanie zrozumieć Juda. Mimo iż nie mam tak dramatycznych doświadczeń z dzieciństwa, jak on, to każdy z nas ma przeszłość - lepszą lub gorszą, i to co dla jednych wydaje się być błahostką dla innych to powód do samookaleczenia lub samobójstwa. Naprawdę, przeraża mnie to, jak wiele mam wspólnego z głównym bohaterem.

"Małe życie" to powieść, która na bardzo długo zapada w pamięć. Z pewnością będzie to mój faworyt roku. Ogrom cierpienia, które przedstawia nam autorka, walka z chorobami i przeciwnościami losu, dążenie do sukcesu i miłości, to wszystko znajdziemy w tej pozycji. Jest w niej wszystko! I od razu zaznaczam, że to bardzo trudna książka. Nie każdy doceni jej kunszt, nie dla każdego będzie objawieniem i majstersztykiem, bo to nie tylko opis losów czwórki ludzi. Dla mnie to pewnego rodzaju przewodnik jak żyć, kiedy przeszłość drepcze nam po piętach, i jak kochać, kiedy twój partner ma problem z własną seksualnością. Ta książka jest po prostu cudowna! Z pewnością przeczytam ją jeszcze kilka razy, bo nie chcę zapomnieć tej historii. Dodała mi trochę motywacji, aby samej się zmienić i bardziej otworzyć - przede wszystkim na ludzi. Jednak praca nad samym sobą, co pokazuje również ta książka, jest najtrudniejsza. Jednak warto, bo każda historia może się zakończyć happy endem.

sobota, października 15, 2016

#29 "Jestem żoną szejka" - Laila Shukri

#29 "Jestem żoną szejka" - Laila Shukri

Autor: Laila Shukri 
Tytuł: Jestem żoną szejka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 13 września 2016
Liczba stron: 392

Sama nie wiem od czego zacząć... Targają mną takie emocje po przeczytaniu tej książki, że sama nie wiem co mogłabym o niej napisać, aby wyrazić to, co naprawdę czuję. Wydaje mi się, i z góry za to przepraszam, że poniższy tekst będzie bardzo chaotyczny, bez ładu i składu. 

Czytałam wszystkie powieści Laili Shukri. Począwszy od "Perskiej miłości", poprzez "Perską zazdrość", a na "Byłam służącą w arabskich pałacach" kończąc. Wszystkie te książki były wstrząsające i bulwersujące, opisywały najskrzętniej skrywane tajemnice arabskiego świata - niewolnictwo, wykorzystywanie seksualne czy najbardziej konserwatywne aspekty islamu. Wszystko to wydawać by się mogło totalną abstrakcją, bo przecież islam jako religia jest bardzo rygorystyczna i za złamanie zasad grozi chłosta, więzienie, a nawet śmierć. Więc teoretycznie ludzie nie powinni nawet próbować tych zasad łamać i żyć inaczej niż nakazuje Koran. Ale jeśli myślicie, że w krajach arabskich nie ma homoseksualizmu, miłosnych zdrad czy prostytucji to jesteście w wielkim błędzie. Laila Shukri opisuje to wszystko w swoich powieściach i nie owija w bawełnę. Przedstawia świat muzułmański taki jaki jest, ze wszystkim swoimi wadami i zaletami. 

"Jestem żoną szejka" to pewnego rodzaju autobiografia, bo opowiada o samej autorce. Kiedyś szukałam informacji o tej pani, bo jako miłośnik tego typu powieści lubię wiedzieć kim są osoby, które tak wiele wiedzą o tamtejszym świecie. Wówczas nie znalazłam żadnych szczegółów na jej temat. Pozostały mi tylko strzępki informacji, które pojawiały się na odwrocie książek. Dopiero teraz dowiedziałam się, że tak naprawdę Laila Skukri jest żoną szejka Emiratów Arabskich. Swoje książki pisze w sekrecie przed mężem, bo mogłoby jej za to grozić niebezpieczeństwo - wszystko przez tematy tabu, które porusza w swoich książkach. W powyższej powieści opowiada swoje losy. 
Pracując dla dobrze prosperującej firmy poznaje arabskiego szejka, w którym się zakochuje - z wzajemnością. Początkowo para jest szczęśliwa, jednak euforia przeplata się z nieszczęściami i rodzinnymi problemami. Poronienie, walka z bratem męża, ucieczka przez pustynię - to wszystko musiała znieść Laila, aby móc wieść spokojne życie ze swoim mężem. Autorka zdradza nam skąd czerpała inspirację do napisania swoich książek, wyznaje jakie były początki jej pisania, jak udało jej się wydać te wszystkie książki bez wiedzy męża, kto jej w tym pomagał i do jakiego podstępu musiała się uciec, aby udzielić swojego pierwszego - i chyba na razie jedynego - wywiadu dla Dzień Dobry TVN (link TUTAJ). Czytając książkę do końca dowiecie się, że wracając z tego nagrania Laila popełniła jeden błąd, który sprowadził na nią nieprzyjemne konsekwencje oraz gniew męża. 

Oglądając powyższy filmik targały mną sprzeczne uczucia. Przyznam szczerze, że widok zakamuflowanej kobiety wywoływał we mnie pewnego rodzaju lęk. Pomimo tego, że Laila Shukri wydaje się być bardzo przyjemną osobą, to osobiście bałabym się przeprowadzić ten wywiad. Nie wiem dlaczego, ale naprawdę odczuwam jakieś lęki, kiedy na to patrzę. Wreszcie autorka pojawiła się w mojej głowie jako żywy człowiek, jako realna postać, która w ogóle nie przypomina kogoś, kogo wyobrażałam sobie, czytając książki. Nie jest to kobieta w średnim wieku, która zasiada przed komputerem w zaciszu swojego domu, z kubkiem kawy pod ręką. To żona szejka, która pławi się w niewyobrażalnych dla nas luksusach, nosi burkę i abaję i żyje w ciągłym lęku, że mąż dowie się o pisanych książkach. Ja nie dałabym rady psychicznie znieść tego wszystkiego. 
Po przeczytaniu "Jestem żoną szejka" zrozumiałam, że zarówno Laila Skurki, jak i inne kobiety, które porzuciły swoje dotychczasowe życie, aby wyjść za mąż za kochanego muzułmanina, czy też młode dziewczyny, które uciekają od biedy i postanawiają rozpocząć pracę w kraju arabskim, są bardzo silnymi kobietami! Silnymi psychicznie, jak i fizycznie, bo to co dzieje się w krajach Bliskiego Wschodu przechodzi ludzkie pojęcie. Mi nie mieści się w głowie, że w dzisiejszym świecie, w XXI wieku takie rzeczy mają miejsce! Zbrodnie honorowe, które odbywają się na kobietach za choćby podejrzenie, że mogła zdradzić, więzienie dla homoseksualistów tylko dlatego, że posiadają profil na portalu społecznościowym, chłosta, ukamienowanie, ścięcie - a wszystko dlatego, że dziewczyna, nierzadko dziecko (!), nie chce poślubić mężczyzny (czasem nawet trzykrotnie starszego), którego wybrali dla niej rodzice. To jest po prostu niebywale! Niebywałe! Żeby w cywilizowanym świecie działy się takie rzeczy? 

Ja Wam polecam tę książkę, jak i wszystkie inne tego typu. Nie oderwiecie się od nich przez długi czas, a co ważniejsze, skłonią Was one do refleksji, nauczą czegoś o życiu i kulturze Bliskiego Wschodu. Gwarantuję, że bardzo długo nie zapomnicie o tym, co przeczytaliście na stronicach takich książek. 

poniedziałek, października 10, 2016

#28 "Dziewczyna w walizce" by Raphael Montes

#28 "Dziewczyna w walizce" by Raphael Montes

Tytuł: Dziewczyna w walizce 
Autor: Raphael Montes 
Wydawnictwo: Filia 
Data wydania: 15 czerwca 2016
Liczba stron: 300

Raphael Montes to urodziny w 1990 roku brazylijski pisarz pracujący jako prawnik. Dla mnie był zupełnie nieznany zanim sięgnęłam po "Dziewczynę w walizce". To co mnie rozbawiło, to notatka na końcu książki opisująca autora. Najbardziej spodobało mi się to: "[...] matka poprosiła Raphaela, by napisał historię miłosną. Zrobił, o co prosiła, tyle że w dość nietypowy sposób". 

Tak powstała powyższa książka. 

Miałam wielkie oczekiwania co do tej książki, bo tytuł zobowiązuje. Odkąd tylko go przeczytałam byłam zafiksowana na jego punkcie. Pomyślałam, to musi być książka dla ludzi o mocnych nerwach. I co by tu rzec... Szczerze? Rozczarowałam się. 

Początkowo lektura zapowiadała się obiecująco. W ciemno polecałam, bo z każdą kolejną stroną robiło się coraz ciekawiej, akcja się zaostrzała, autor przedstawiał nam głównego bohatera, który bezgranicznie zakochał się w młodej dziewczynie i postanowił stworzyć z nią szczęśliwy i pełny miłości związek, nawet jeśli ona nie odwzajemniała jego uczuć. Sam pomysł na całą historię jest super! Ja osobiście lubię oglądać filmy, w których poruszany jest podobny motyw. Myślę, że każdego człowieka w pewny sposób fascynują ludzie psychicznie chorzy. Boimy się ich, staramy się unikać, ale mimo wszystko większość chciałaby zrozumieć i choć na chwilę wejść w głowę takiego człowieka. Macie tak? Ja mam i mam nadzieję, że nie czyni mnie to równie chorej :) 

Także jeśli chodzi o fabułę jest okay! Postaci także są wykreowane w fajny sposób. Głównie mam na myśli głównego bohatera Teo, który jest dla mnie zagadką. Z jednej strony zachowuje się normalnie, z drugiej jest totalnie "popaprany". W jego zachowaniu od razu widać, że ma coś nie w porządku z głową. Ma urojenia i wmawia sobie niestworzone rzeczy. Idealnie nadaje się na psychola. Czasami jego spokój jest przerażający, więc ten zabieg udał się autorowi, bo nie można przejść obojętnie obok Teo. Co do Clarice... Dziewczyna jakich wiele. Raczej nie zapadanie mi w pamięć ze swoim "niesamowitym" charakterem. 

Dlaczego jestem rozczarowana lekturą? Przede wszystkim nie trzyma w napięciu. Spodziewałam się czegoś więcej, czegoś bardziej dramatycznego, czegoś mrożącego krew w żyłach. Wydaje mi się, że autor za mało wszedł w głowę głównego bohatera. Nie ma tutaj szczegółowych opisów jego uczuć, wszystko skupia się głównie na uczuciach do Clarice (w zasadzie o to chyba chodziło, bo to przecież książka o miłości). Ale w fabule było kilka takich momentów, kiedy można było się pokusić o to, aby zrobić z Teo jeszcze większego wariata, a co za tym idzie jeszcze bardziej zaciekawić czytelnika. 

Książkę bym poleciła przez wzgląd na fabułę, bo jest interesująca, ale ja drugi raz po nią nie sięgnę. Jeśli ktoś szuka powieści od której nie można się oderwać, to moim zdaniem nie tędy droga. 

piątek, października 07, 2016

#27 "Byłam służącą w arabskich pałacach" by Laila Shukri

#27 "Byłam służącą w arabskich pałacach" by Laila Shukri

Autor: Laila Shukri 
Tytuł: Byłam służącą w arabskich pałacach 
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
Data wydania: 6 sierpnia 2015 
Liczba stron: 392

Miałam wielką ochotę na tę książką od kiedy tylko zobaczyłam tytuł! Mimo tego, że czytałam wcześniejsze książki pani Laili Shukri - "Perską miłość" i "Perską zazdrość" i pomimo tego, że nie zafascynowały mnie swoją fabułą, a sam styl pisania autorki strasznie mnie irytował i sprawiał wrażenie amatorskiego, to nie mogłam się oprzeć powyższemu tytułowi. Myślę, że każdy kto tak jak ja lubi powieści o muzułmańskich kobietach i Bliskim Wschodzie, nie przeszedłby obojętnie obok tej okładki. Na wstępie muszę powiedzieć, że zaskoczyłam się pozytywnie. O ile mogę sobie pozwolić na taką ocenę, to przyznam, że pani Shukri uczyniła wielką poprawę jeśli chodzi o styl. Widzę bardzo dużą różnicę między wspominanymi przeze mnie książkami, a tą o której mam zamiar dzisiaj napisać. I za to należy się wielki plus! 

"Byłam służącą w arabskich pałacach" to historia Hinduski o imieniu Bibi, która jako bardzo młoda dziewczynka zostaje wysłana przez matkę do Kuwejtu, aby ta odbyła służbę w domu bogatych mieszkańców tego kraju. Głównym celem dziewczyny ma być zebranie doświadczenia jako pomoc domowa oraz zarobienie pieniędzy, dzięki którym można by było spłacić rodzinne długi oraz zafundować leczenie schorowanej matce. Bibi znajduje zatrudnienie w bardzo dobrym domu, jej państwo wydają się być dobrymi ludźmi, a do głównych zadań służącej należy opieka nad małym dzieckiem właścicieli domu. Hinduska z  czasem poznaje zwyczaje i tradycje panujące w Kuwejcie - hierarchię wartości, nowa religię, podejście muzułmanów do miłości, rodziny i pieniędzy. Bibi, po dokonaniu kilku błędnych decyzji, zostaje w ciągnięta w świat seksu, alkoholu i narkotyków i cudem udaje jej się z tego wykaraskać. Ponadto, główna bohaterka musi zmagać się z wieloma dylematami i niejednokrotnie podjąć decyzje, które rzutują na jej późniejsze życie. Los młodych i biednych kobiet jest tak tragiczny, że niekiedy musza zdecydować co jest ważniejsze: praca czy dziecko? Ojczyzna czy życie w wiecznej tułaczce? Własne zdrowie czy zadowolenie pracodawców?

Nie będę zdradzała fabuły, bo książka jest na tyle ciekawa, że sami powinniście po nią sięgnąć. Niektóre wątki przedstawione są w taki sposób, że włos na głowie się jeży. Historia jest bulwersująca, wstrząsająca i naprawdę trudno uwierzyć, że takie rzeczy dzieją w XXI wieku, w cywilizowanym świecie, w kraju, który tak naprawdę geograficznie nie znajduje się tak daleko od Polski, a jest tak strasznie odległy jeśli chodzi o podejście do ludzi i życia. Mało tego! W kraju, w którym wiodącą religią jest Islam, czyli wydawać by się mogło, że religia bardzo restrykcyjna i z wieloma zasadami, za których złamanie grozi nawet śmierć! Czytając powyższą książkę przekonacie się, że nawet muzułmańskie kobiety mogą być prostytutkami, a czarne rynki narkotykowe czy niewolnicze są bardzo rozwinięte. I na dobrą sprawę wszystko dzieje się za przyzwoleniem, bo nierzadko udział w tym biorą władze i głowy państwa. 

Podsumowując... "Byłam służącą w arabskich pałacach" to książka bardzo interesująca, którą czyta się z zapartym tchem, bo dostarcza czytelnikowi bardzo wielu wrażeń. Na pewno nie można się przy niej nudzić. Polecam ją wszystkim, którzy interesują się Bliskim Wschodem i osobom, które po prostu lubią szokujące i bulwersujące historie. Wydaje mi się, że nie ma lepszego sposobu na poznanie zasad, którymi rządzą się takie kraje jak np. Kuwejt. Także zapraszam do lektury i gorąco polecam tę pozycję. Naprawdę warto! 

wtorek, października 04, 2016

TOP 5 - Książki na jesień

TOP 5 - Książki na jesień

Jesień już na stałe zadomowiła się w naszym kraju. Czuć to w pogarszającej się pogodzie i widać w opadających liściach. Mimo iż parkowe i leśne krajobrazy, złote i czerwone liście tworzą piękną scenerię, ja jesieni, a co za tym idzie zimy, nienawidzę i dostaję chandry na samą myśl o tym, że robi się coraz zimniej. Nie pociesza mnie fakt, że będzie można ubrać gruby sweter i zaszyć się pod kocem z ciepłą herbatą i książką. Co to, to nie! Ja uwielbiam wiosnę, budzącą się przyrodę, kolorowe kwiatki i przede wszystkim słońce.
Jednak trzeba znaleźć jakieś sposoby na przetrwanie tych zimnych sześciu miesięcy. I jak łatwo się domyślić wielką pomocą są książki. Niekoniecznie tylko takie, które opisują piękno letniej pogody i wiosenne zakochanie. Oto moje top 5 lektur, które przyjemnie czyta się na jesieni. Wszystkie mają w sobie coś szczególnego, więc jak jeszcze szukacie jakiś ciekawych pozycji na długi, zimny, jesienny wieczór, to służę pomocą. Być może ktoś z Was skusi się na poniższe książki.

1. ALIBI NA SZCZĘŚCIE - ANNA FICNER-OGONOWSKA

Jedna z moich ulubionych książek ever! Historia o Hani i Mikołaju, którzy poznają się w trudnym dla młodej dziewczyny czasie. Para zaprzyjaźnia się, a z czasem ich uczucia się pogłębiają, choć nie bez problemów. Historia ta rozpoczyna się zimą, co już idealnie wpasowuje się w nadchodzące miesiące. "Alibi na szczęście", a w zasadzie cała saga o szczęściu jest serią przepełnioną ciepłem. Czytając kolejne strony książki człowiek czuje się lepiej, dostrzega dobro ludzi i napawa swoje serce nadzieją i przeczuciem, że na każdego z nas czeka coś miłego. Ja, mimo iż czytałam całą serię z dwa lub trzy razy, poważnie zastanawiam się nad tym, czy nie powrócić do niej tej jesieni.


2. TYSIĄC WSPANIAŁYCH SŁOŃC - KHALED HOSSEINI

Kolejna książka, która na stałe zajęła sobie skrawek mojego serca. Piękna historia o kobiecej sile i przyjaźni, idealnie obrazuje to jak wiele są w stanie poświęcić kobiety i jak bardzo potrafią się jednoczyć, kiedy spotyka je to samo nieszczęście. "Tysiąc wspaniałych słońc" to opowieść o dwóch kobietach, skrajnie różnych, którym przychodzi dzielić ten sam los. Każda z nich ma inną przeszłość, każda z nich postrzega życie w inny sposób i mimo iż początkowo nic nie wskazuje na to, aby te dwie znalazły wspólny język, to w obliczu niebezpieczeństwa jednoczą się i wspólnie pomagają sobie zmienić swój los. Koniecznie sięgnijcie po tę pozycję, a gwarantuję, że długo jej nie zapomnicie.


3. DUMA I UPRZEDZENIE - JANE AUSTEN

Co prawda, to wiosna sprzyja nowym miłościom i zakochaniu się, ale tak naprawdę każda pora roku jest na to dobra. Nigdy nie wiadomo, kiedy uderzy w nas strzała Amora. A jeśli brakuje nam miłosnych uniesień i romantycznych wzruszeń, to "Duma i uprzedzenie" z pewnością nam ich dostarczy. Piękna historia i piękni bohaterowie, a na deser można włączyć sobie film i zaszyć się pod kocem pewnego późnego wieczora z lampką czerwonego wina. Czy jesienny wieczór mógłby wyglądać piękniej?





4. WYZNANIA GEJSZY - ARTHUR GOLDEN

Czytanie, poza tym, że przyjemne, może być też bardzo pożyteczne. Kiedy o tym myślę, przypominam sobie tę książkę, bo czytając "Wyznania gejszy" poznajemy tak odległy i egzotyczny dla nas świat. Historia ta wciąga i dostarcza czytelnikowi wielu wrażeń, często też tych szokujących, więc jeśli ktoś ma już dość melodramatów i romantycznych historii, koniecznie powinien sięgnąć po tę książkę. I podobnie do powyższej książki, po zmroku można zalec na kanapie i włączyć sobie film. Idealny pomysł na jesienny wieczór!




5. PORADNIK POZYTYWNEGO MYŚLENIA - MATTHEW QUCIK

Niejednemu człowiekowi przydałby się taki poradnik pozytywnego myślenia - zwłaszcza na jesieni. Ja z pewnością zaliczam się do tej grupy, bo jak już wspominałam pora roku, która właśnie nam się zaczęła nie należy do moich ulubionych. Na szczęście na swojej półce mam tę książkę i mogę po nią sięgnąć w każdym momencie. Początkowo nie dostrzegałam zalet tej lektury, ale zmieniłam zdanie po przeczytaniu książki po raz drugi. Spodobała mi się i zdecydowanie powinnam po nią sięgnąć raz jeszcze. Zaliczam się do osób, które z każdym przeczytaniem danej książki odkrywają w niej coś nowego. Ciekawe co porwie mnie tym razem... :)


I co sądzicie o mojej liście Top 5? Chętnie bym się dowiedziała, jakie książki znalazłyby się na Waszej liście jesiennych pozycji do przeczytania. Podzielcie się tym ze mną w komentarzach :) Może dzięki Wam moja lista zostanie powiększona do Top 10 w przyszłym toku :)

sobota, października 01, 2016

Podsumowanie miesiąca - wrzesień 2016

Podsumowanie miesiąca - wrzesień 2016

Wydawało mi się, że wrzesień był średni jeśli chodzi o czytanie, ale okazało się, że wcale nie było tak źle. Udało mi się przeczytać pięć książek - co zapewne w porównaniu z niektórymi z Was jest śmiesznym wynikiem, ale według mnie nie jest najgorzej. O ile pamiętam mój miesięczny rekord to było siedem książek, więc prawie udało się pobić ten wynik :)

A we wrześniu było tak:

1. "Promyczek" to zdecydowanie mój faworyt jeśli chodzi o wrześniowe czytanie. Książka jest wspaniała - zabawna, pouczająca  i przede wszystkim wzruszająca. Wszystko w tej historii jest po coś, każdy bohater jest wykreowany w specjalny i niepowtarzalny sposób. Zwłaszcza główni bohaterowie - Kate i Gus zasługują na uwagę, bo to postaci nietuzinkowe, które zapadają w pamięć na długo. No i sama historia! To jedna z tych książek, których się nie zapomina. Mówiłam to już chyba ze sto razy, ale jeśli jeszcze nie czytaliście "Promyczka", to nie wahajcie się i sięgnijcie po tę książkę. Nie pożałujecie!

2. Pozostając w tematyce wzruszających historii, sięgnęłam po "Ostatnie dni Królika". Opowieść o chorej na raka Mii, która poprzez swoją chorobę jednoczy rodzinę. Bliscy spotykają się nad jej łożem śmierci i wspominają najzabawniejsze i najbardziej wzruszające historie ze swojego życia. Ta książka nie wycisnęła ze mnie łez jak ta powyższa, ale tutaj również nie brakuje wzruszających fragmentów i pięknych słów o miłości i życiu.

3. "Gus" Kim Holden to druga część powieści o "Promyczku". Tym razem głównym bohaterem zostaje przyjaciel dziewczyny, który musi sobie poradzić ze stratą ukochanej osoby. Widzimy tutaj upadek człowieka, który szuka pocieszenia w alkoholu, narkotykach i przypadkowych kontaktach z kobietami. Gus jednak musi stawić czoła życiu i nauczyć się funkcjonować bez najlepszej przyjaciółki. Nie jest w tym osamotniony. Wiele osób stara mu się pomóc, aby wyprowadzić chłopaka na prostą. Czy mu się to uda? Tego oczywiście dowiecie się po przeczytaniu lektury.

4. Najgorszą pozycją wrześnie zdecydowanie było "Moje serce i inne czarne dziury". Pomysł na fabułę wydaje się być okay, ale sama lektura mnie nie porwała. Jak już nie raz wspominałam mam uraz do książek, w których główną rolę pełnią niedojrzałe nastolatki. I tutaj niestety tak właśnie było.

5. No i żeby tradycji stało się zadość, musiałam również przeczytać książkę z Bliskim Wschodem w tle. Tym razem postawiłam na "Byłam służącą w arabskich pałacach". Pani Laila Shukri tym razem zabrała mnie do Kuwejtu i opowiedziała historię Bibi - hinduski, która jako bardzo młoda dziewczynka zostaje wysłana na służbę do zamożnej rodziny z Kuwejtu. Historia jest wstrząsająca i bulwersująca, a niektóre fragmenty mrożą krew w żyłach. Książka zdecydowanie jest warta polecenia, więc zachęcam gorąco do przeczytania!

NOWE NA PÓŁCE: We wrześniu było na bogato! Na półce pojawiło się aż 9 (!) książek. A wśród nich niezawodny Remigiusz Mróz i jego "Immunitet", wspomniane wyżej "Gus" Kim Holden, "Moje serce i inne czarne dziury" Jasmine Warga oraz "Ostatnie dni Królika" Ann McPartlin. Poza tym dwie książki od Laila Shukri "Byłam służącą w arabskich pałacach" i "Byłam żoną szejka", piękna powieść "Cień góry", thriller "Dziewczyna w walizce" od Raphaela Montesa oraz "Przez niego zginę" od K.A. Tucker.

niedziela, września 25, 2016

#26 "Moje serce i inne czarne dziury" by Jasmine Warga

#26 "Moje serce i inne czarne dziury" by Jasmine Warga

Autor: Jasmine Warga 
Tytuł: Moje serce i inne czarne dziury
Wydawnictwo: Burda Książki 
Data wydania: 17 sierpnia 2016
Liczba stron: 312

Książkę "Moje serce i inne czarne dziury" zamówiłam spontanicznie, nie wiedząc nawet dokładnie o czym ona jest. Tytuł wydał mi się intrygujący, więc pomyślałam, że zaryzykuję i wrzuciłam książkę do mojego internetowego koszyka. Powyższą lekturę przeczytałam w trzy dni. Czy mi się podobało? Tak naprawdę, to mam mieszane uczucia.

Po pierwsze, zrobiłam błąd, że nie przeczytałam opisu przed zakupem. Nie wiem dlaczego, ale mam jakiś wewnętrzny uraz, a może nawet wstręt do powieści, w których bohaterami są irytujące i zagubione nastolatki. O ile jeszcze o młodzieńczej miłości jestem w stanie poczytać, tak o problemach "egzystencjonalnych" już nie bardzo. I w "Moim sercu i innych czarnych dziurach" spotykamy się z tym drugim tematem. Aczkolwiek nie zabrakło również wątku miłosnego.

Powyższa lektura to historia o szesnastoletniej Aysel, która na forum dotyczącym samobójstw poznaje Romana. Młodzi spotykają się i umawiają, że wzajemnie targną się na swoje życie. Każde z nich ma swoje powody, każde z nich boryka się z problemami z przeszłości. Czy wspólne samobójstwo to dobry pomysł? I jakie powody ku temu mają Aysel i Roman? Dowiecie się czytając "Moje serce i inne czarne dziury".

Muszę powiedzieć, że sam pomysł na książkę jest dość interesujący. Wszak w obecnych czasach coraz więcej młodych ludzi zmaga się z depresją. Nie jest to łatwa i przyjemna choroba, a powodów do zachorowania może być wiele. Nie każdy jest silny psychicznie i nie każdy potrafi sobie poradzić ze swoimi emocjami. Coś o tym wiem, bo jako nastolatka sama przez to przechodziłam, więc temat książki jest mi bardzo bliski. Szczerze powiem, że ja o swojej chorobie już zapomniałam, mimo iż do dzisiejszego dnia widzę jakie pięto odcisnęła na moim charakterze i muszę przyznać, że czytając tę książkę niechętnie powróciłam wspomnieniami do tego złego okresu mojego życia. Jednak wszystko można przezwyciężyć i cieszę się, że w książce jest to pokazane.

Jeśli ktoś jest w wieku nastoletnim i lubi takie powieści, to z pewnością nie zawiedzie się na tej książce. Ja raczej do niej nie wrócę i nie sądzę, abym ją komukolwiek poleciła.

Na koniec chciałabym dodać, że do plusów zaliczam okładkę. Jest świetna!

środa, września 21, 2016

#25 "Gus" by Kim Holden

#25 "Gus" by Kim Holden

Autor: Kim Holden 
Tytuł: Gus
Wydawnictwo: Filia 
Rok wydania: 7 września 2016
Liczba stron: 500

Tak wiele chciałoby się powiedzieć o tej książce, tej serii i tej autorce, a tak mało słów mi teraz przychodzi na myśl. "Promyczek" i "Gus" to dwie najpiękniejsze książki jakie ostatnio czytałam i zawsze będę wracała do nich z wielką przyjemnością. Kim Holden to prawdziwa mistrzyni, stworzyła wspaniałą historię, która zapada w pamięć, skłania do refleksji i pobudza w czytelniku chęć czynienia dobra i zmiany na lepsze. Bohaterów się kocha - szczerze i bezwarunkowo, bo absolutnie każdy z nich jest jedyną i niepowtarzalną postacią, która czyni wykreowany przez Holden świat lepszym. Coś wspaniałego!

O "Promyczku" pisałam już wcześniej, więc nie będę się powtarzała, ale jeśli jeszcze się zastanawiacie czy sięgnąć po tę książkę, to natychmiast porzućcie wszelkie wątpliwości, bo "Promyczek", a co za tym idzie "Gus", to wyjątkowe historie i wyjątkowych ludziach.

"Gus" to druga część opowieści o Kate i Gusie. Po tragicznym zakończeniu pierwszego tomu, przyjaciele oraz rodzina Promyczka muszą się uporać z wielką stratą, która ich spotkała. Jak łatwo się domyślić, nie jest to łatwe zadania, zwłaszcza dla Gusa, który był prawdziwym przyjacielem głównej bohaterki. Jedno nie funkcjonowało bez drugiego, byli jak dwie połówki pomarańczy, wzajemnie się uzupełniali i mieli na siebie ogromny wpływ, więc stracić taką osobę, to niewyobrażalna strata dla serca. Gus początkowo nie radzi sobie z odejściem Kate. Popada w coraz większego doła, nie cieszy go nawet muzyka, która jest sensem jego życia. Życie bez ukochanej osoby jest naprawdę ciężkie, jednak trzeba spróbować stawić czoła życiu, oczekiwaniom, trzeba na nowo odnaleźć sens życia, bo wokół jest wiele osób, które zmagają się z podobnymi sytuacjami, a czasem nawet gorszymi. Czy Gus sobie poradził? Jak wyszedł z dołka? I czy ktoś mu w tym pomógł? Jak potoczyły się losy przyjaciół Kate i jej chłopaka Kellera? Tego wszystkiego dowiecie się czytając "Gusa". I znów muszę powiedzieć - nie wahajcie się, bo nie pożałujcie!

"Promyczek" na pewno wszystkim nam złamał serca. "Gus" z kolei, mam wrażenie, że powstał po to, aby posklejać nasze je do kupy. W powieści tej mogliśmy przeczytać o upadku człowieka, który powoli, bardzo małymi kroczkami, godzi się z rzeczywistością i wstaje na nogi, bo ma dla kogo żyć. Najbardziej rzucało mi się w oczy to jakim mężczyzną jest Gus. Z opisu postaci wynika, że to wysoki, dobrze zbudowany młody mężczyzna, z długimi włosami i wizerunkiem gwiazdy rocka. Jego charakter totalnie przeczy temu wszystkiemu, bo Gus to bardzo ciepły i wrażliwy młody chłopak, który ceni sobie takie wartości jak rodzina i przyjaciele, kocha dzieci i spędzanie czasu w domu z mamą. Ciężko mi było połączyć jedno z drugim, ale w końcu się udało. Przyzwyczaiłam się, że Gus nie jest zwykłą postacią, jest kimś więcej. I na jego przykładzie utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że nie należy oceniać ludzi po wyglądzie.

Uważam, że każdy powinien przeczytać te dwie książki i wynieść z nich własną naukę. Dla jednych najważniejszą nauką będzie szerzenie dobra, dla innych nieocenianie ludzi i sytuacji po pozorach, a jeszcze inni znajdą porady jak poradzić sobie ze stratą bliskich i jak odzyskać wolę życia. Bo nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej.

Także polecam! Polecam! Polecam!

Z całego serca!

niedziela, września 18, 2016

#24 "Ostatnie dni Królika" by Anna McPartlin

#24 "Ostatnie dni Królika" by Anna McPartlin

Autor: Anna McPartlin
Tytuł: Ostatnie dni Królika
Wydawnictwo: Harper Collins 
Data wydania: 9 września 2015 
Liczba stron: 400

Zakup powyższej książki był prawdziwą spontaniczną akcją. Miałam nie kupować "Ostatnich dni Królika", bo po przeżyciach, których dostarczył mi "Promyczek" stwierdziłam, że czytanie o losach umierającej na raka Mii będzie strzałem prosto w serce. Zresztą, co za dużo to nie zdrowo. Ja jestem bardzo podatna na losy bohaterów, zwłaszcza na ich trudne przejścia, więc czytanie smutnych historii w nadmiarze nie jest dla mnie zdrowe.

No ale... Stało się i "Ostatnie dni Królika" znalazły się ostatecznie na mojej półce. Niewiele myśląc od razu zaczęłam czytać. Ogólne wrażenia mam bardzo pozytywne. Powyższa książka opowiada o chorej na raka Mii, zwanej przez przyjaciół i rodzinę, Królikiem.Wszyscy spotykają się podczas odwiedzin, wspominają stare, dobre czasy, opowiadają sobie historie i snują plany na przyszłość. Książka, pomimo smutnej historii, ma w sobie wiele humoru. Wydaje mi się, że na szczególną uwagę zasługuje matka tytułowej bohaterki, Molly. To prawdziwa babka z charakterem. Ma ponad siedemdziesiąt lat, a swoją werwą i żywotnością mogłaby obdarować całą rodzinkę. Ponadto, uważam, że jest taką osobą, która trzyma wszystkich razem. Nie pozwala na samowolkę, wszystko musi być jej podporządkowane. W przypadku Molly to dobra cecha, bo ma trójkę niesfornych dzieci, pięcioro jeszcze bardziej zakręconych wnucząt, więc jej postać jest niezbędna, aby rodzina była razem.

"Ostatnie dni Królika" jest powieścią, w której pojawia się również wątek miłosny. Miłości trudnej, bo młodzieńczej i bez happy endu. Miłości, która musi pokonać wiele przeciwności, aby się ukazać i żyć. Przyznam się, że ta część historii była moją ulubioną, bo nie została przedstawiony w typowy sposób. Bardzo do mnie przemówiła historia Mii i Johnnego. Ale mimo wszystko najwięcej uwagi przykuwają losy nastoletniej Juliett, córki głównej bohaterki, która musi kontynuować swój żywot pod nieobecność matki. Wszyscy wspólnie muszą zdecydować, czy dziewczyna zamieszka z coraz starszymi dziadkami, ciotką, która wychowuje czterech synów i nie ma miejsca na kolejne dziecko, czy z rockandrollowym wujkiem, który jest w niekończącej się trasie koncertowej po Stanach Zjednoczonych.

Zdecydowanie poleciłabym "Ostatnie dni Królika" na długie, jesienne wieczory. Na pewno nie będziecie się nudzić, bo akcja być może nie jest porywająca, ale w tej akurat książce nie uważam to za konieczność, aby historia porwała. Najważniejsze tutaj są emocje. Możemy podziwiać wielką siłę członków całej rodziny, wolę walki Mii i potęgę miłości, która zawsze łączy i jednoczy ludzi. Czas spędzony z tą lekturą na pewno nie był dla mnie stracony.

Polecam!

czwartek, września 15, 2016

Nowe na półce - wrzesień 2016

Nowe na półce - wrzesień 2016

Już jest! Moja przesyłka z książkami dotarła do mnie wczoraj i prezentuje się następująco:

1. "Cień góry" - Gregory David Roberts 
Czytałam pierwszą część tej książki czyli "Shantaram" i byłam urzeczona, zafascynowana i zachwycona losami Lina, więc nie wyobrażałam sobie, że mogłabym przegapić drugą część tejże historii. Bez wahania wrzuciłam "Cień góry" do mojego internetowego koszyka. Już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę czytać! Po raz kolejny przerażają mnie rozmiary tej książki, ale po pierwszej części już wiem, że wszelkie obawy nie mają znaczenia, bo ta historia jest po prostu boska!

2. "Immunitet" - Remigiusz Mróz 
Wszyscy kochamy pana Mroza, Zordona i Chyłkę. Tą serię po porostu trzeba mieć!

3. "Przez niego zginę" - K.A. Tucker 
To była bardzo spontaniczna decyzja. Zasugerowałam się tym, że wiele osób czyta teraz tę książkę. Ponadto, widziałam, że chwalone są również inne książki tej autorki, więc postanowiłam sprawić na własnej skórze czym pani Tucker zasłużyła sobie na taką sympatię. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.

4. "Dziewczyna w walizce" - Raphael Montes 
Od dłuższego czasu miałam chrapkę na tę książkę. Tytuł jest ciekawy, opis książki również, więc podejrzewam, że przydadzą mi się mocne nerwy podczas czytania. Ale to dobrze, bo potrzebne mi jest coś, co mrozi krew w żyłach. Dawno nie czytałam dobrego thrillera.

5. "Moje serce i inne czarne dziury" - Jasmine Warga 
Kolejna bardzo spontaniczna decyzja :)

6. "Byłam służącą w arabskich pałacach" - Laila Shukri 
Pomimo tego, że wcześniejsze powieści tej autorki mnie nie urzekły, to nie mogłam oprzeć się temu tytułowi. Uwielbiam historie o muzułmańskich kobietach z Bliskim Wschodem w tle. To mój ulubiony rodzaj książek, więc dałam pani Laili drugą szansę. Mam nadzieję, że tym razem mnie nie zawiedzie.

7. "Gus" - Kim Holden 
Tego, kto czytał "Promyczka" nie zdziwi to, że zakupiłam drugą część tejże książki. Uwielbiam wszystkich bohaterów tej powieści, Gus wzbudził we mnie wielkie pokłady sympatii, więc musiałam, po prostu musiałam wiedzieć, co się teraz u niego dzieje! Zaczęłam już czytać i od samego początku jestem zachwycona!

wtorek, września 13, 2016

#23 "Coś mojego" by Marci Lyn Curtis

#23 "Coś mojego" by Marci Lyn Curtis

Autor: Marci Lyn Curtis 
Tytuł: Coś mojego
Wydawnictwo: Amber 
Data wydania: 20 października 2015
Liczba stron: 304

Książkę "Coś mojego" zabrałam na tegoroczne wakacje z nadzieją, że przyniesie mi ona dużo frajdy podczas opalania na albańskiej plaży. Czy się zawiodłam? Trochę, ale sama idea powieści jest naprawdę fajna.

"Coś mojego" to historia siedemnastoletniej Maggie, która w wyniku powikłań choroby straciła wzrok. Dziewczyna powoli, choć bardzo mozolnie i z niewielkim entuzjazmem, uczy się żyć na nowo - co raczej nikogo nie powinno dziwić, bo ciężko jest stawić czoła nowej rzeczywistości, kiedy nie widzi się kompletnie nic. Jednak w życiu Maggie coś się zmienia. W wyniku upadku bohaterka częściowo odzyskuje wzrok, a jedyną osobą, którą widzi jest dziesięcioletni niepełnosprawny Ben. Czy to fantazja? Czy poprawa stanu zdrowia Maggie? Ja wiem, ale nie powiem! Musicie przeczytać, aby dowiedzieć się co takiego niezwykłego jest w Benie. Mnie postać tego chłopca urzekła najbardziej. Można powiedzieć, że to najjaśniejszy punkt tej powieści. Jestem pewna, że ma bardzo wielu fanów wśród czytelników.

Mi osobiście podoba się koncepcja tej książki. Temat jest super, aczkolwiek wydaje mi się, że autorka go nie udźwignęła albo nie przemyślała do końca. Można było to jakoś lepiej rozbudować i rozwinąć, wówczas historia na pewno byłaby wiele ciekawsza, a akcja atrakcyjniejsza dla czytelnika. To co podoba mi się najmniej to tytuł. Głównym przesłaniem miała być idea, że każdy człowiek powinien znaleźć coś swojego w czym jest najlepszy, co mu sprawia radość i przyjemność. To może być uprawianie sportu, tworzenie muzyki, kolekcjonowanie znaczków lub obserwowanie gwiazd. Coś co wyróżnia daną osobę, czyni ją nietuzinkową i wyjątkową. Mi zabrakło rozbudowania tego wątku, bo w ogóle nie czuje tego przesłania. Bohaterowie mieli swoje zainteresowania, ale żaden z nich nie potrafił przekazać mi swojej pasji, a to moim zdaniem powinno być głównym zadaniem postaci tejże powieści. Być może za dużo wymagałam od tej książki, ale po tytule naprawdę wydawało mi się, że to może być coś "wow". Szukałam motywujących fragmentów, aforyzmów, cytatów, kiedy mnie pokrzepią i zachęcą do działa i znalezienia "czegoś mojego". Niestety, nie udało się. Nie znalazłam nic ciekawego i nie sądzę, abym jeszcze kiedyś sięgnęła po tę pozycję.

sobota, września 10, 2016

#22 "Promyczek" by Kim Holden

#22 "Promyczek" by Kim Holden

Autor: Kim Holden 
Tytuł: Promyczek 
Wydawnictwo: Filia 
Data wydania: 6 maja 2016 
Liczba stron: 592

Miałam wielkie oczekiwania po "Promyczku", bo zanim zaczęłam czytać dotarło do mnie bardzo dużo pozytywnych opinii na temat tej książki. Spodziewałam się więc fantastycznej opowieści, która - jak się domyśliłam po komentarzach - nie kończy się szczęśliwie. Jestem fanką happy endów, więc trochę zmartwił mnie ten fakt, aczkolwiek nie na tyle, bym odmówiła sobie przyjemności przeczytania "Promyczka".

"Promyczek" to historia o Kate i Gusie, przyjaciołach, którzy muszą przetrwać rozłąkę, aby ich odwieczna przyjaźń na tym nie ucierpiała. Dziewczyna przeprowadza się do innego miasta i rozpoczyna studia, Gus natomiast jest liderem grupy rockowej i wyrusza w trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych. Mimo odległości i natłoku zajęć udaje się tej dwójce zachować przyjaźń, a nawet ją pogłębić. Oczywiście jest to tylko jeden z wątków tej wspaniałej historii. Nie będę zdradzać kolejnych, bo być może ktoś zdecyduje się na przeczytanie tej książki, dlatego nie będę psuła zabawy i nic nie zdradzę. Jeśli jeszcze zastanawiacie się, czy sięgnąć po "Promyczka", to nie wahajcie się!

Mnie powieść ta urzekła. I jest to dobre słowo, aby opisać moje uczucia do tejże książki. W kartek płynie wszędobylska miłość i dobroć, współczucie, tolerancja i ciepło. Chyba nie czytałam do tej pory tak optymistycznej i napawającej nadzieją książki. Sama postać Kate jest po prostu wcieleniem dobra, prawdziwy Anioł stąpający po ziemi, który niesie pomoc każdemu i w każdej sytuacji - nawet jeśli jest to sprzeczne z jej własnymi przekonaniami. Tej postaci po prostu nie da się nie lubić. To samo można powiedzieć o Gusie. Taki przyjaciel jak on to prawdziwy skarb! Sama przyjaźń między tą dwójką jest czymś wspaniałym. Ta relacja jest tak czysta, tak bezwarunkowa, że aż ciężko uwierzyć, że dwoje ludzi może darzyć siebie takimi uczuciami.

Dla mnie Kim Holden była anonimowa, bo nie słyszałam o niej wcześniej. Jednak nie przeszkadzało mi to. Ogólnie jestem otwarta na nowości. Muszę przyznać, że styl pisarki bardzo przypadł mi do gustu. Pani Holden używa przyziemnego, łatwego języka, dzięki czemu tak szybko trafia do serc swoich czytelników. Czytanie to prawdziwa przyjemność, bo czyta się szybko i przyjemnie. Sam format "Promyczka" z podziałem na dni jest genialny i muszę przyznać, że idealnie pasuje do tej książki. A ponadto playlista na końcu to wspaniały pomysł! W powieści jest bardzo dużo muzyki, czytając niejednokrotnie wyobrażałam sobie melodie, których słuchają bohaterowie. W pamięci zapadła mi szczególnie scena, kiedy Kate i Gus wchodzą wspólnie do studia, aby nagrać piosenkę. Opis tego fragmentu jest fenomenalny! Był to pierwszy i ostatni raz, kiedy pożałowałam, że "Promyczek" to książka, a nie film, bo wiele bym dała, aby usłyszeć to na własne uszy.

Mogłabym opowiadać o tej książce godzinami. Powieść jest przecudowna. Można wyciągnąć z tej historii wiele wniosków. Ja sama jestem bardzo zamknięta w sobie i raczej wolę odpuścić niż zaryzykować czy zadziałać spontanicznie. Bardzo się kontroluje, co często przysparza mi smutków i pretensji do samej siebie, bo nie korzystam z życia tak jakbym tego chciała. Brak odwagi, kompleksy, brak poczucia własnej wartości i pewności siebie to najgorsza mieszanka jaką może pomieścić w sobie jeden człowiek. "Promyczek" uczy tego, że trzeba się otworzyć na nowości, na nowe znajomości i przede wszystkim na życie. Brać z niego ile się da, żyć aktywnie, iść z uśmiechem, obcować z ludźmi, bo to oni tak naprawdę kształtują nasz charakter i dodają kolorów do naszego życia.

Czytajcie "Promyczka"! Czytajcie i wyciągajcie wnioski! A czas spędzony z tą książką na pewno nie będzie stracony.

Polecam z całego serca!

czwartek, września 08, 2016

Podsumowanie miesiąca - sierpień 2016

Podsumowanie miesiąca - sierpień 2016

Moje albańskie wakacje dobiegły końca, więc czas wrócić do rzeczywistości i nadrabiania blogowych zaległości. Za chwilę zabieram się za czytanie Waszych postów, zamówienie na nowe książki już złożone, mam w planach jeszcze jedną rzecz, ale to na razie pozostanie moją słodką tajemnicą, o której być może wkrótce się dowiecie - o ile zakończy się sukcesem :) A tymczasem publikuję zaległy post o książkach przeczytanych w sierpniu.

1. "Shantaram" to mój zdecydowany faworyt w powyższych czterech książek. Początkowo książka może odstraszać swoją wielkością i grubością, ale po przełamaniu lodów, powieść ta okazuje się być wspaniałą historią o człowieku imieniem Lin. Lin uciekł z australijskiego więzienia i ukrył się w tajemniczych i kolorowych Indiach. Rozpoczyna tam swoje nowe życie - poznaje nowych, cudownych ludzi, zakochuje się w kobiecie, poznaje hinduską przestępczość, a w rezultacie bierze udział w wojnie. Także dzieje się. Pozycja zdecydowanie godna polecenia!

2. "Już nie żyjesz" to kryminał Petera Jamesa. Dużo się spodziewałam, bo opis książki brzmiał zachęcająco. Po latach wrócił gwałciciel, którego ofiarami były kobiety noszące markowe buty na wysokim obcasie. Nie będę opisywać fabuły, bo nie lubię tego robić. Powiem tylko, że książka nie spełniła moich oczekiwań. Źle mi się ją czytało, przede wszystkim przez to, że pisana jest z kilku - bodajże pięciu perspektyw, a jakby tego było mało to przeszłość mieszała się z teraźniejszością. Także trzeba było dużego skupienia, aby nie stracić wątku.

3. "Perska miłość" to opowieść o Lidce, która wyjechała do Kuwejtu na stypendium. Tam poznała przystojnego i bogatego Araba i jak łatwo się domyślić zakochała się bez pamięci. Jak kończy się ta książka? Można się tego domyślić, bo odnoszę wrażenie, że wszystkie książki tego typu kończą się tak samo. Także jeśli ktoś lubi takie historie, to zachęcam do przeczytania, ale nie spodziewajcie się lektury wysokich lotów.

4. "Perska zazdrość" to druga część powyższej pozycji. Tym razem bohaterką jest Aśka, która była przyjaciółką Lidki z poprzedniego tomu. Joanna mieszka w Kuwejcie od lat, ma kochającego męża, trójkę dzieci i bajkowe życie. Jednak wszystko się kończy, kiedy mąż bohaterki, Ali sprowadza do domu drugą żonę. Mam mieszane uczucia co do tej książki. Podobała mi się z tego względu, że zakończyła się happy endem, co jest rzadkością w tego typu historiach. Jednakże nie została moją ulubioną powieścią sierpnia.

NOWE NA PÓŁCE: "Coś mojego" Marci Lyn Curtis - książkę otrzymałam od Kingi z instagramowego profilu @kiannef za lipcowe wyzwanie na Instagramie :)
Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger