Autor: Anna McPartlin
Tytuł: Ostatnie dni Królika
Wydawnictwo: Harper Collins
Data wydania: 9 września 2015
Liczba stron: 400
Zakup powyższej książki był prawdziwą spontaniczną akcją. Miałam nie kupować "Ostatnich dni Królika", bo po przeżyciach, których dostarczył mi "Promyczek" stwierdziłam, że czytanie o losach umierającej na raka Mii będzie strzałem prosto w serce. Zresztą, co za dużo to nie zdrowo. Ja jestem bardzo podatna na losy bohaterów, zwłaszcza na ich trudne przejścia, więc czytanie smutnych historii w nadmiarze nie jest dla mnie zdrowe.
No ale... Stało się i "Ostatnie dni Królika" znalazły się ostatecznie na mojej półce. Niewiele myśląc od razu zaczęłam czytać. Ogólne wrażenia mam bardzo pozytywne. Powyższa książka opowiada o chorej na raka Mii, zwanej przez przyjaciół i rodzinę, Królikiem.Wszyscy spotykają się podczas odwiedzin, wspominają stare, dobre czasy, opowiadają sobie historie i snują plany na przyszłość. Książka, pomimo smutnej historii, ma w sobie wiele humoru. Wydaje mi się, że na szczególną uwagę zasługuje matka tytułowej bohaterki, Molly. To prawdziwa babka z charakterem. Ma ponad siedemdziesiąt lat, a swoją werwą i żywotnością mogłaby obdarować całą rodzinkę. Ponadto, uważam, że jest taką osobą, która trzyma wszystkich razem. Nie pozwala na samowolkę, wszystko musi być jej podporządkowane. W przypadku Molly to dobra cecha, bo ma trójkę niesfornych dzieci, pięcioro jeszcze bardziej zakręconych wnucząt, więc jej postać jest niezbędna, aby rodzina była razem.
"Ostatnie dni Królika" jest powieścią, w której pojawia się również wątek miłosny. Miłości trudnej, bo młodzieńczej i bez happy endu. Miłości, która musi pokonać wiele przeciwności, aby się ukazać i żyć. Przyznam się, że ta część historii była moją ulubioną, bo nie została przedstawiony w typowy sposób. Bardzo do mnie przemówiła historia Mii i Johnnego. Ale mimo wszystko najwięcej uwagi przykuwają losy nastoletniej Juliett, córki głównej bohaterki, która musi kontynuować swój żywot pod nieobecność matki. Wszyscy wspólnie muszą zdecydować, czy dziewczyna zamieszka z coraz starszymi dziadkami, ciotką, która wychowuje czterech synów i nie ma miejsca na kolejne dziecko, czy z rockandrollowym wujkiem, który jest w niekończącej się trasie koncertowej po Stanach Zjednoczonych.
Zdecydowanie poleciłabym "Ostatnie dni Królika" na długie, jesienne wieczory. Na pewno nie będziecie się nudzić, bo akcja być może nie jest porywająca, ale w tej akurat książce nie uważam to za konieczność, aby historia porwała. Najważniejsze tutaj są emocje. Możemy podziwiać wielką siłę członków całej rodziny, wolę walki Mii i potęgę miłości, która zawsze łączy i jednoczy ludzi. Czas spędzony z tą lekturą na pewno nie był dla mnie stracony.
Polecam!
Na "Ostatnie dni królika" niezwykle czekałam jakiś czas temu, bo potem zapomniałam. Chyba teraz los mi przypomniał o tej pozycji, więc może wkrótce po nią sięgnę. Pamiętam, że po tej historii nie oczekiwałam nic typowego:)
OdpowiedzUsuńhttp://zapiskizgredka.blogspot.com/