wtorek, czerwca 27, 2017

#55 "Dziedzictwo" by Ann Patchett

#55 "Dziedzictwo" by Ann Patchett

Tytuł: Dziedzictwo 
Autor: Ann Patchett 
Wydawnictwo: Znak 
Data wydania: 14 czerwca 2017 
Liczba stron: 384

Książka roku według "New York Timesa" oraz "The Washington Post"

To co muszę zaznaczyć na początku, to że urzekła mnie okładka! Jest taka prosta i oryginalna zarazem, że nie mogłam przestać na nią patrzeć. Ma w sobie coś wyjątkowego, więc na pewno często będę cieszyć nią oczy i wykorzystywać na instagramowych zdjęciach :) Wielki plus dla tej książki właśnie za okładkę. 

Chrzciny, znajomy z pracy, pocałunek, butelka ginu i Bóg raczy wiedzieć ile pomarańczy. Tyle wystarczy by dwie rodziny szlag trafił. 

Gdyby Fix znał następstwa swojej niewinnej prośby, sam poszedłby znaleźć córkę. 

"Dziedzictwo" to historia konsekwencji przypadkowego spotkania, które zdeterminowało życie całej grupy zupełnie obcych sobie osób. 

Muszę przyznać, że początkowo nie mogłam się wkręcić w tę historię. Hasła zapowiadały książkę na miarę "Małego życia", które kocham i niestety "Dziedzictwo" mu nie dorównało. Myślę, że tak bardzo jestem zafascynowana i zauroczona powieścią Hanyi Yanagihary, że nieprędko znajdę coś co może się jej równać, aczkolwiek powyższa książka na pewno znajdzie wielu miłośników. 
"Dziedzictwo" to historia o tym jak mały przypadek może zmienić życie grupy ludzi, a dokładniej dwóch rodzin, które chcąc nie chcąc muszą się w pewnym sensie połączyć i kroczyć przez resztę życia wspólnie. Jak już wspomniałam początek tej książki był dla mnie trudny, ale z każdą kolejną stroną było już lepiej, aczkolwiek nie zdarzyło się, abym sięgała po tę książkę z ekscytacją. Dopiero w połowie tej powieści, kiedy wątki zaczynały nabierać sensu zaczęłam rozumieć o co naprawdę chodzi w tej książce. 

"Dziedzictwo" to historia o rodzinnej miłości, która jest wystawiana na próbę. Czytając wielokrotnie miałam skojarzenia do efektu motyla - jedna rzecz pociąga za sobą szereg zdarzeń, które kształtują życie. Niewiarygodne jest to jak przeplatają się ludzkie losy i jak wiele zależy od naszych wyborów. Jednym z najciekawszych wątków jest moim zdaniem ten o Franny i Leonie Posenie, pisarzu, który napisał powieść o tym samym tytule co opisywana przeze mnie książka, a jej bohaterami byli bohaterowie, których wykreowana Ann Patchett. Trochę to skomplikowane, ale przyznam, że od tego momentu historia ta nabrała dla mnie całkiem innego wymiaru i po początkowych problemach z wkręceniem się w czytanie, potem poszło już z górki. 

Książka ta niezostanie moją ulubioną, jednak na pewno ma coś w sobie i znajdzie wielu miłośników, bo tak to już bywa z literaturą piękną. Nie jest dla każdego, a mimo tego fanów nie brakuje. Jeśli ktoś szuka ambitniejszej literatury, która porusza serca i skłania do myślenia, to w pewnością powinien sięgnąć po "Dziedzictwo". Plusem jest przede wszystkim, że historia ta jest bardzo "życiowa", może przydarzyć się każdemu. W końcu bardzo często zdarzają się takie sytuacje jak ta rodzinny Cousinsów i Keatingów, więc ze stron bije normalność i to jest najcudowniejsze w tej książce. I być może dlatego początkowo czytanie szło mi mozolnie, bo w moim mniemaniu normalność jest nudna, ale na szczęście całokształt tej historii porusza, wzrusza i fascynuje.




Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Znak :)

czwartek, czerwca 15, 2017

Nie można tęsknić za tym, czego się nie miało, prawda?

Nie można tęsknić za tym, czego się nie miało, prawda?
Czy kiedykolwiek ktokolwiek z Was próbował sobie odpowiedzieć na poniższe pytanie: czy można tęsknić za czymś, czego się nie miało, nie zaznało, nie doświadczyło?  

Ja niejednokrotnie zadawałam sobie to pytanie. Wciąż je sobie zadaję, często z myślą czy to uczucie, które rzeczywiście odczuwam to tęsknota? Bo bądźmy szczerzy - czy można tęsknić za osobą, której się nie poznało? Czy można tęsknić za uczuciem, którego się nie zaznało? Czy można tęsknić za miejscem, w którym nigdy się nie było? Pytania te są banalne, ale trudne w swej prostocie. Będąc racjonalnym odpowiedź może być tylko jedna - negatywna. Ale będąc człowiekiem wychodzącym poza pewne ramy, będąc osobą, która czuje i widzi więcej niż przecięty śmiertelnik, czy też będąc człowiekiem zdesperowanym, czekającym na zmianę i poprawę życia, to odpowiedź na te pytania jest oczywista - oczywiście, że można tęsknić za czymś, czego się nie miało! I może to być śmieszne, dziwne czy też szalone. Zapewne wiele osób to wyśmieje i nie zrozumie, ale oznacza to tylko jedno - nigdy nie doświadczyły tej tęsknoty, bo ich życie - być może nie jest idealne - ale jest spełnione, bo mają na swoich barkach już pewne doświadczenia, przeżycia i wspomnienia związane z ludźmi, miejscami czy uczuciami.

Pragnę nawiązać do książki "O wiele więcej" autorstwa Kim Holden. Książka piękna, o czym mówiłam już wcześniej (klik). Chciałabym się bardziej pochylić nad postacią Faith, w której odnajduję wiele cech wspólnych. Od razu odpowiadam na pytania: nie, nie jestem aniołem stąpającym po ziemi; nie, nie jestem osobą otwartą, skorą do niesienie pomocy wszystkim; nie, nie zarażam pozytywną energią i nie sprawiam, że ludzie w moim towarzystwie czują się lepiej. I choć bardzo bym chciała budzić w ludziach tyle pozytywnych emocji, to zdaję sobie sprawę, że bohaterowie idealni to tyko wymysł ludzkiej wyobraźni na potrzeby książek takich jak "O wiele więcej". I choć właśnie zaprzeczyłam wszystkim cechom, które charakteryzowały Faith, to nadal uważam, że jestem do niej podobna. Dlaczego?


"Nie można tęsknić za czymś, czego się nie doznało, prawda? Słowa te odnoszą się niemal do wszystkiego w moim życiu. Za wyjątkiem jednego - miłości. Brak mi jej, choć jeszcze jej nie doświadczyłam. Nie idealizuję tego uczucia, postrzegając je jako nieosiągalnie perfekcyjne. Ludzie są pokręceni i jestem pewna, że miłość jest dokładnie taka sama. Myślę, że kieruje nią instynkt, że serca włada rozumiem. Miłości nie można zdefiniować. Poznam ją, gdy poczuję jej wstrząsające piękno. Marzę o tym, by pewnego dnia móc znaleźć się w tak niewiarygodnie pięknej sytuacji". 

Już po przeczytaniu powyższego prologu wiedziałam, że bohaterka ta będzie mi bardzo bliska. Wiedziałam, że jak nikt inny będę potrafiła ją zrozumieć - jej emocje, uczucia, sposób myślenia oraz postrzegania życia i świata. Jeżeli o to chodzi, to naprawdę jesteśmy do siebie bardzo podobne. Czytając bardzo często miałam wrażenie, że ktoś podsłuchiwał moje wewnętrzne monologi, które często prowadzę przed snem i spisał je na stronicach tej książki. (Chyba nie jestem wariatką, Wy też rozmawiacie ze sobą, prawda?). Momentami to było aż niewiarygodne!

Nie kocham i nie kochałam, ale wciąż wierzę, że będę kochać. Nie oczekuję kolacji przy świecach ani czerwonych serduszek wysyłanych do siebie z byle powodu. To, czym dla mnie jest miłość idealnie opisała Kim Holden, wkładając pewne wyznanie w usta Faith. Czytając ten fragment nie mogłam w to uwierzyć, bo jest to kalka moich własnych słów! Byłam w głębokim szoku. Nie wiem czy takie myślenie można przypisać do innych osób, wszak każde z nas ma swoją wizję miłości, swoje oczekiwania i swoje nadzieje, ale opis ten jest tak piękny, prawdziwy i szczery i tak bardzo "mój", że nie mogłam przestać o tym myśleć przez kilka dni. I stąd ten post.

Zostawię Was z tym cytatem. Jeśli jeszcze nie czytaliście tej książki, być możne zachęci Was do sięgnięcia po "O wiele więcej" i być może sami odnajdziecie w tej powieści własne uczucia, własne emocje, a co najważniejsze być można odnajdziecie nadzieję, bo przecież wszystko się może zdarzyć.

"Chcę tylko być kochana, lecz także sama chcę kochać. Chcę wzajemności. Chcę połączenia. Chcę budzić się rano, myśląc o nim, i kłaść się spać, robiąc to samo. Nieobsesyjnie i nie na siłę dążę do tego, aby móc się przekonać, jak to jest żywić tyle uczuć do drugiej osoby, że przekładają się one na bezinteresowne akty dobroci. Chcę podświadomie dbać o dobre samopoczucie i szczęście tej osoby, tak aby stało się ono moją drugą naturą. I pragnę przyciągania, nie tylko fizycznego. Przede wszystkim psychicznego i emocjonalnego. Pragnę, by ten ktoś działał na mnie jak magnes. I sama w podobny sposób przyciągać tę osobę. Byłoby cudownie móc znaleźć się w tak niewiarygodnie piękniej sytuacji".

niedziela, czerwca 11, 2017

#54 "Co przyniesie wieczność" by Jennifer L. Armentrout

#54 "Co przyniesie wieczność" by Jennifer L. Armentrout

Tytuł: Co przyniesie wieczność
Autor: Jennifer L. Armentrout
Wydawnictwo: Filia 
Data wydania: 11 kwietnia 2017
Liczba stron: 500

"Kształtuje nas ciąg wydarzeń, na które składają się zachowania różnych ludzi. Nauczyłam się, że nawet potwory mogą mieć na nas pozytywny wpływ"


Nie miałam żadnych oczekiwań względem tej książki przed czytaniem. Spotkałam się z wieloma pozytywnymi ocenami, wiele osób zachwalało tę historię i w sumie właśnie dlatego postanowiłam sięgnąć po tę pozycję. Nie zawiodłam się, aczkolwiek początek szedł mi mozolnie - podejrzewam, że to przez czytelniczy zastój, który mnie złapał. Końcowa opinia jest pozytywna, poza małym wyjątkiem, ale o tym za chwilę. 

Dla niektórych cisza jest bronią, ale Mallory "Myszce" Dodge służy ona jako pancerz obronny. W dzieciństwie nauczyła się, że lepiej jest zachować milczenie. I choć minęły już cztery lata od kiedy jej koszmar się skończył, dziewczyna zaczyna się martwić, że strach będzie ją paraliżował do końca życia. 
Teraz, po latach indywidualnego nauczania pod troskliwym okiem przebranych rodziców, Mallory musi się zmierzyć z nowym wyzwaniem - ostatnią klasą w publicznej szkole średniej. Żaden ze scenariuszy, które sobie stworzyła, nie zakładał, że pierwszego dnia nauki wpadnie na Ridera Starka, niewidzianego od lat przyjaciela i opiekuna. Dziewczyna uświadamia sobie, że ich więź przetrwała.
Okazuje się jednak, że nie tylko Mallory zmaga się z demonami przeszłości. Widząc, że życie wymyka się Riderowi spod kontroli, staje ona w obliczu wyboru pomiędzy dalszym milczeniem, a walką o kogoś, kogo kocha, o życia, jakiego pragnie, i prawdę, która musi zostać ujawniona. 

Historia jest o wspominanej wyżej dwójce - Mallory i Riderze, którzy wspólnie wychowywali się w rodzinie zastępczej. W wyniku nieszczęśliwych zbiegów okoliczności zostają rozdzieleni. Dziewczyna zostaje adoptowana przez bardzo dobrą rodzinę, chłopak zaś trafia do domu dziecka, a później do domu starszej kobiety, która wspólnie ze swoimi dwoma wnukami daje mu dach nad głową jako prawny opiekun. Przez przypadek przyjaciele spotykają się w szkole, do której poszła Mallory, aby ukończyć ostatni rok szkoły średniej. Dawne uczucia odżyły, Rider ze wszystkich sił próbuje odkupić swoje winy, bo czuje się odpowiedzialny za ich rozdzielenie. Dziewczyna z kolei walczy sama ze sobą, bo w wyniku traumy, którą wyniosła z dawnego domu jest bardzo nieśmiała i boi się mówić, nawiązywać nowe znajomości oraz występować publicznie. Cała historia jest o przyjaźni, miłości i o pokonywaniu własnych słabości oraz barier. 

"Co przyniesie wieczność" to powieść dla młodzieży, ale napisana w bardzo fajny i realistyczny sposób. Sama fabuła jest bardzo interesująca i najbardziej podobało mi się to, jak stopniowo i małymi kroczkami bohaterowie odkrywają się przed sobą i czytelnikiem. Spodobał mi się wątek Mallory, bo sama w przeszłości byłam trochę do niej podobna. Również miałam problem z nawiązywaniem kontaktu z rówieśnikami, byłam małomówna i nieśmiała, bałam się dużych skupisk ludzi, bo czułam się przytłoczona i osaczona. Nie powinno więc dziwić, że jej walka z własnymi demonami mi się spodobała. Co prawda u mnie wyglądało to trochę inaczej, ale na mnie również wpływ mieli ludzie, których poznałam i którzy pomogli mi - świadomie lub nie - wyjść z własnego zamknięcia. Co prawda muszę tutaj również zauważyć jeden minus o którym wspominałam w pierwszy akapicie - Mallory w niektórych fragmentach bardzo mnie irytowała, bo robiła z siebie straszną sierotę i nawet wspólne doświadczenia nie pomogły mi jej zrozumieć, ale na szczęście były to nieliczne sytuacje, które w żaden sposób nie wpływają na moją ostateczną pozytywną ocenę. 

W przeciwieństwie do Mallory, nic nie mogę zarzucić Riderowi, bo od początku zapałałam do niego sympatią. Wzruszał mnie sposób w jaki traktował i kochał swoją przyjaciółkę i bolało mnie to, co sam o sobie myśli i jakie ma podejście do własnej osoby. Widać było, że ma od duże problemy z samooceną. Ogólne książka ma pełno pozytywnych i sympatycznych postaci, bo również dwaj bracia Hector i Jayden (a szczególnie ten drugi) to bardzo zabawne i urocze elementy tej powieści. 

Tak jak wspomniałam, po chwilowych problemach z czytaniem na początku książki, potem poszło mi to bardzo szybko. Nie dziwię się, że powieść ta wielu osobom przypadła do gustu, bo i ja dołączam do tego grona, więc z czystym sumieniem mogę Wam ją polecić. Osoby, które lubią młodzieżówki będą zachwycone, ale myślę, że i nieco starsze osoby (jak ja) również nie pogardzą taką lekturą. 

czwartek, czerwca 08, 2017

Podsumowanie miesiąca - maj 2017

Podsumowanie miesiąca - maj 2017

Maj mnie zaskoczył! Nie spodziewałam się, że uda mi się przeczytać aż tyle książek :) Wiem, że niektórzy z Was potrafią w miesiącu skończyć nawet po 14 książek, ale ja niestety nie dysponuje czasem, aby kiedykolwiek sprostać takiemu wyzwaniu. 7 książek to dla mnie bodajże wyrównanie życiowego rekordu, więc jestem z siebie duma.

Powyższe siedem książek można podzielić na trzy kategorie: kryminał/thriller, romans i powieść obyczajowa. Jeśli miałabym wybierać lepszą z książek pomiędzy "Kluczowym świadkiem" a "Zapisane w wodzie", to mi zdecydowanie bardziej podobała się ta pierwsza pozycja. Była to moja pierwsza styczność z norweską literaturą i muszę przyznać, że pozytywnie się zaskoczyłam. Dodatkowym plusem było to, że historia ta została oparta na faktach, co dodatkowo mnie zaciekawiło. Dlatego bez zawahania mogę Wam polecić ten kryminał. Jeśli chodzi o "Zapisane w wodzie" to Paula Hawkins napisała książkę podobną do debiutanckiej. "Dziewczyna z pociągu" mi się podobała, powyższa trochę mniej, bo denerwowała mnie liczba postaci i perspektyw. To, co wiem na pewno, to że nie zostanę wielką fanką twórczości tej pani. Jednak czytałam wiele pozytywnych recenzji odnośnie tej książki, więc może to ze mną jest coś nie tak :)

W maju przeczytałam także dwa romanse autorstwa Brittainy C. Cherry. Było to moje drugie i trzecie spotkanie z tą panią, ponieważ spodobało mi się "Kochając pana Danielsa" i chciałam sprawdzić, czy ta autorka ma w sobie coś więcej, czy "Kochając..." było tylko wypadkiem przy pracy. Przyznam, że Cherry ma talent do tworzenia romantycznych i ckliwych historii. Zarówno "Powietrze, którym oddycha", jak i "Ogień, który ich spala" to opowieści o dwójce zagubionych ludzi, którzy zakochują się w sobie i razem stawiają czoła przeciwnościom losu. Historie są do siebie podobne, ponieważ stanowią pierwsze tomy całej serii "Żywioły". Jak dla mnie lepsza jest pierwsza część, bo przede wszystkim bohaterowie bardziej przypadli mi do gustu, ale jeśli ktoś szuka czegoś lekkiego na odmóżdżenie, to książki te wydają się być do tego idealne.

W trzeciej kategorii numer jeden bez wątpienia są "Małe wielkie rzeczy" Jodi Picoult. Piękna powieść o uprzedzeniach i stereotypach, o tym jak kolor skóry, wyznanie czy orientacja seksualna mogą określić człowieka i jak niezrozumiałe może to być dla bliźnich. Autorka chciała pokazać obraz niesprawiedliwości, która nas dotyka, kiedy to co robimy lub kim jesteśmy nie spotyka się z uznaniem społeczeństwa. Zdecydowanie warto przeczytać tę książkę, nawet jeśli nie jest się wielkim fanem Picoult.
A skoro już jesteśmy przy tej autorce, to w maju do mojej kolekcji dołączyło "Jak z obrazka". Nie jest to wybitny twór Jodi, ale mi, pomimo wielu krytycznych komentarzy, się podobało. Pisarka jak zwykle porusza ważny i poruszający temat, który dotyczy wielu kobiet na całym świecie. Moim zdaniem lektura była fajna. Przeczytałam dość szybko i nie nudziłam się. Jak dla mnie na plus.
I ostatnia, choć nie oznacza, że mi się nie podobała, to "Ziemia kłamstw". Moje kolejne spotkanie z norweską literaturą, tym razem obyczajową, i muszę przyznać, że całkiem fajne doświadczenie. Książka jest stosunkowo krótka i czekałam aż zacznie się akcja, do czasu aż ktoś uświadomił mi, że w tej historii nie chodzi o jako taką akcję, ale relacje międzyludzkie. Wówczas całkiem inaczej spojrzałam na tę książkę i muszę przyznać, że zaskoczył mnie finalny rezultat. Historia została świetnie przedstawiona, skomplikowane relacje rodzinne i tajemnice rodu są na pierwszym planie i z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej zawiłe. Zakończenie zaskakuje! Bardzo jestem ciekawa kolejnych części, bo "Ziemia kłamstw" to pierwszy tom całej sagi i na moje szczęście wydawnictwo Smak Słowa zechciało mi przesłać kolejne dwa tomy, także książek do czytania na pewno mi nie zabraknie.

A jak Wasze miesięczne wyniki?

NOWE NA PÓŁCE: Oczywiście książka do kolekcji Jodi Picoult "Dziesiąty krąg" oraz powyższa "Ziemia kłamstw", którą otrzymałam od wydawnictwa Smak Słowa.

niedziela, czerwca 04, 2017

#53 "Inwigilacja" by Remigiusz Mróz

#53 "Inwigilacja" by Remigiusz Mróz

Tytuł: Inwigilacja 
Autor: Remigiusz Mróz 
Wydawnictwo: Filia 
Data wydania: 15 marca 2017 
Liczba stron: 592 

"Kiedy życie rzuca ci kłody pod nogi, zacznij budować z nich schody. Wysoko zajdziesz"

Oh, jak ja tęskniłam za Chyłką i Zordonem! Jestem niezwykle zadowolona z faktu, że pan Remigiusz Mróz ma taką wenę twórczą i co rusz raczy nas kolejnymi tomami tej fantastycznej serii. Piąta (!) część jest równie interesująca i wciągająca co poprzednie, a wszystko wskazuje na to, że kolejna będzie jeszcze lepsza, bo jak zwykle pan Mróz kończy swoją książkę w taki sposób, że czytelnik ma ochotę złapać autora w swoje ręce poprzez monitor komputera! 

Chłopak, który zginął kilkanaście lat temu na wakacjach w Egipcie, odnajduje się na jednym z warszawskich osiedli. Posługuje się innym imieniem i nazwiskiem, i mimo że rodzice rozpoznają w nim syna, on sam utrzymuje, że nie ma z zaginionym nic wspólnego. 
Sytuację komplikuje fakt, że po przejściu na islam i powrocie do Polski mężczyzna znalazł się na celowniku służb. Gdy pojawiają się zarzuty, że przygotowuje zamach terrorystyczny, zwraca się o pomoc do prawniczki, która niegdyś zasłynęła obroną pewnego Roma. 
Joanna Chyłka niechętnie podejmuje się sprawy. Słynie bowiem nie tylko z ciętego języka, ale także z niechęci do obcych. W dodatku nie jest przekonana, czy jej nowy klient w istocie nie planuje zamachu. 

Sam opis zapowiada niezłą jazdę. Temat jest teraz bardzo na "topie", bo co rusz w mediach słyszy się o kolejnych zamachach terrorystycznych. Super, że Mróz zdecydował się poruszyć ten temat. Myślę, że dzięki temu książka znajdzie szerokie grono odbiorców, bo wiele osób interesuje się tym zagadnieniem. 

Jeśli chodzi o samą sprawą przedstawioną w książce, to toczy się ona swoim rytmem. Chyłka podejmuje się obrony człowieka podejrzanego o chęć zaplanowania ataku terrorystycznego w Polsce. Oczywiście pomaga jej w tym niezawodny Kordian. Para zbiera dowody, stara się wykazać niewinność klienta, jednak wszystko to jest o wiele bardziej zawiłe i skomplikowane niż można sobie wyobrazić. Nie będę opisywała dokładnej fabuły, bo być może ktoś ma tę lekturę jeszcze przed sobą, ale zapewniam, że nikt nie będzie się nudził czytając "Inwigilację" - tytuł jest bardzo adekwatny do treści książki. 

To, co najbardziej interesujące to oczywiście relacje między dwojgiem głównych bohaterów. Joanna Chyłka musi zmierzyć się z nowym życiowym wyzwaniem, ale nie zwalnia swojego tempa i pracuje na pełnych obrotach, co nie do końca podoba się Zordonowi. Od dawna wiadomo, że ci dwoje mają się ku sobie, a w tej części ich relacje jeszcze bardziej się komplikują i nawet padają jawne deklaracje, choć po przeczytaniu ostatniego rozdziału mam wielkie wątpliwości co do tego, czy aby na pewno wszystko pójdzie zgodnie z planem. Mróz jak zwykle zaskoczył zakończeniem! Czułam, że to się skończy w dziwaczny i szalony sposób, ale kompletnie nie spodziewałam się czegoś takiego! Mam nadzieję, że kolejny tom pojawi się szybko, bo trzymanie czytelników tak długo w niepewności powinno być karalne! 

Jeśli ktoś z Was nie czytał żadnej książki z tej serii, to natychmiast powinien to zmienić, bowiem książki te są fenomenalne. Za swój sukces uważam przekonanie mamy do rozpoczęcia swojej przygody z Chyłką i Zordonem, bo po przeczytaniu połowy tomu "Ekspozycji" Mroza zupełnie zraziła się do tego autora. Seria ta spodobała się jej tak bardzo, że szybko "łykała" kolejne tomy i obecnie pozostały jej do nadrobienia tylko dwa. 
Także nie zastanawiajcie się długo, bo jeśli szukacie czegoś, co zapewni Wam w rewelacyjny sposób letnie wieczory albo nudną drogę do pracy, to z pewnością jest to ta seria! Ani na moment nie wieje nudą, a każdy kolejny tom jest coraz lepszy. Gorąco Was zachęcam do czytania! 

czwartek, czerwca 01, 2017

#52 "Ogień, który ich spala" by Brittainy C. Cherry

#52 "Ogień, który ich spala" by Brittainy C. Cherry

Tytuł: Ogień, który ich spala
Autor: Brittainy C. Cherry 
Wydawnictwo: Filia 
Data wydania: 25 stycznia 2017
Liczba stron: 450

"Kiedy znajdziesz kogoś, kto rozśmieszy Cię w chwili, w której Twoje serce chce płakać - trzymaj się go. Będzie tym, który zmieni Twoje życie na lepsze" 

"Ogień, który ich spala" to drugi tom z serii "Żywioły". Książka utrzymana jest w podobnej stylistyce, co pierwszy tom "Powietrze, którym oddycha". Opowiada o miłości, relacjach międzyludzkich i trudnych wyborach. Moim zdaniem jest gorsza od poprzedniczki, ale o tym za chwilę. 

Logan Francis Silverstone był moim zupełnym przeciwieństwem. Kiedy tańczyłam jak urzeczona, on podpierał ścianę. Przeważnie milczał, podczas gdy mnie trudno było uciszyć. Uśmiech przychodził mu z wysiłkiem, natomiast ja unikałam smutku. 
Pewnej nocy dostrzegłam ciemność, która czaiła się głęboko w nim. Każdemu z nas czegoś brakowało, jednak razem mieliśmy wszystko. Z obojgiem było coś nie tak, ale obok siebie zawsze czuliśmy, że wszystko jest jak należy. Byliśmy jak spadające gwiazdy przecinające nocne niebo w poszukiwaniu życzenia, modlące się o lepsze jutro. 
Aż do dnia, w którym go straciłam. Jedną pochopną decyzją zaprzepaścił nasz związek. 

Był sobie chłopiec, którego pokochałam. I przez kilka krótkich chwil - trwających tyle co oddech, co szept - pomyślałam, że może i on mnie kocha. 

Powyższy opis zapowiada fantastyczną lekturę, jednak ja się trochę zawiodłam na tej książce. 

Historia jest o Loganie i Alyssie, dwójce młodych ludzi, którzy jak to zwykle w takich historiach bywa, poznają się przypadkowo i z czasem zaczyna łączyć ich przyjaźń. Po kilku latach i kilku nieudanych związkach, w końcu decydują się na to, aby wyznać sobie uczucia i stać kochającą się parą. Żadne z nich nie ma łatwego życia. Logan jest synem narkomanki i faceta, który znęca się nad rodziną, Alyssa ma bardzo wymagającą matkę, która praktycznie nie zauważa swojej córki. Wspólne doświadczenia napędzają ich, dają im siłę i wolę walki o lepsze jutro. Jednak Logan ciągnie za sobą ogromny bagaż doświadczeń, które czasami go przytłaczają i wpływają na obecne uczucia. Popełnia błąd, który przekreśla całe jego dotychczasowe życie i po walce z samym sobą i o samego siebie wraca, aby naprawić wszystkie dwoje błędy i na nowo stać się chłopakiem, którym zawsze pragnął być. 

Jak dla mnie to taka lekka historia dla młodzieży. Fajne jest to, co autorka próbowała przekazać - walkę o siebie, dążenie do celu, to że po każdej burzy wychodzi słońce i to że każdemu należy się druga szansa, ale nie znalazłam w tej powieści nic odkrywczego. Nic mnie nie zaskoczyło, nic mnie nie wzruszyło do tego stopnia, abym miała łzy w oczach. Według mnie to taka pospolita historia jakich wiele.

Po przeczytaniu tego drugiego tomu, wiem już jaki charakter będzie miała cała seria "Żywioły". Będą to historie o miłości, z bohaterami "po przejściach", wzbudzające w czytelnikach - większe lub mniejsze wzruszenie. Mimo iż "Ogień, który ich spala" nie przypadł mi do gustu, to najprawdopodobniej przeczytam wszystkie tomy, bo to co muszę powiedzieć, to że styl pisania i kreowania świata, bohaterów, a przede wszystkim uczuć i emocji przez Brittainy C. Cherry bardzo mi się podoba! Co prawda nie przebije uwielbianej przeze mnie Kim Holden, ale jej książki mają coś w sobie. 

Podsumowując - lektura lekka i przyjemna, nie dla wymagających czytelników, bo ci moim zdaniem się zawiodą. Ja nie jestem wymagającą osobą i po książkach oczekuje przede wszystkim dobrej zabawy. "Ogień, który ich spala" dostarczył mi kilku przyjemnych chwil, ale zawsze może być lepiej. Mam nadzieję, że kolejne tomy nie będą powielały tego samego schematu i autorka zaskoczy nas czymś utrzymanym w tym klimacie, ale zupełnie nowym. Czekam na książkę, która złamie mi serce tak jak np. "Zanim się pojawiłeś" Jojo Moyes. 

Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger