poniedziałek, grudnia 28, 2020

#176. "Małe sekrety" by Jennifer Hillier

#176. "Małe sekrety" by Jennifer Hillier


 Hej, hej!

Jedną z ostatnich książek, które przeczytałam w 2020 roku są "Małe sekrety" autorstwa Jennifer Hillier. Przyznam szczerze, że miałam dwa podejścia do tej książki, bo początkowo zaczęłam czytać już w listopadzie, jednak dopadła mnie niemoc i odłożyłam ją na półkę. Nie byłam zachęcona do dalszego czytania. Jednak z natury mam, że lubię dokańczać książki, które zaczęłam, więc wróciłam do niej w grudniu i przyznam, że trochę się przekonałam, jednak i tak nie będzie to moja ulubiona książka. 

"Małe sekrety" to thriller (?) opowiadający o małżeństwie Marin i Dereka. Po latach starań para wita na świecie synka, który staje się oczkiem w głowie swoich rodziców. Marin ma idealne życie - zdrowe dziecko, szczęśliwe małżeństwo, sieć prosperujących salonów fryzjerskich. Jednak jej idealny świat pęka, kiedy czteroletni Sebastian zostaje uprowadzony. Po kilku miesiącach intensywnego szukania Marin jest wrakiem samej siebie, a na domiar złego odkrywa, że jej mąż ma romans ze studentką. Marin przebudza się z letargu i postanawia zawalczyć o własne małżeństwo. Straciła synka, ale nie może stracić męża. Kochanka Dereka staje się jej celem, a Marin rozpoczyna walkę o śmierć i życie. 

Na początek powiem, że nie nazwałabym tej książki thrillerem. Dla mnie jest to raczej mroczniejsza obyczajówka, bo mimo wszystko zabrakło mi tutaj momentów grozy. Było kilka fajnych scen, które rzeczywiście zaskakują i są w jakiś sposób straszne, jednak nie znajdziecie w tej książce rozlewu krwi, pościgów, nieobliczalnych psychopatów. Co nie oznacza, że książka jest nieciekawa. Najbardziej w tej książce podobało mi się to, że wszyscy bohaterowie tej historii są ze sobą w jakiś sposób powiązani. Nie ma przypadkowych bohaterów, każdy z nich ma znaczący wpływ na fabułę. Niektóre sytuacje są ciężkie do przewidzenia i przyznam, że parokrotnie byłam bardzo zaskoczona przebiegiem wydarzeń. 

W tej książce zabrakło mi przede wszystkim bardziej dynamicznej akcji. Książka jest dość gruba, ale mam wrażenie, że jakby autorka skupiła się na głównych wątkach i nie lała wody, to książka byłaby o połowę cieńsza. Myślę, że niektóre opisy były zbędne i niepotrzebnie odwracały uwagę od sedna historii. Mimo wszystko książka nie jest taka zła jak mi się początkowo wydawała, akcja powoli się rozkręcała. Oczywiście na końcu zdecydowanie przyśpieszyła i myślę, że właśnie finisz tej książki jest w niej najlepszy. 

"Małe sekrety" zdecydowanie nie są dla miłośników thrillerów. Fani tego gatunku będą zawiedzeni. Tak jak ja. Mimo wszystko książka nie jest najgorsza, z pewnością znajdzie swoich wielbicieli. 

niedziela, grudnia 20, 2020

#175 "Matrioszka" by Paulina Jurga

#175 "Matrioszka" by Paulina Jurga

Hej, hej . 

Przychodzę do Was z jedną z ostatnich recenzji w tym roku (w planach mam jeszcze napisanie notki o "Małych sekretach" Jennifer Hillier, ale dopiero kończę ją czytać). Ostatnio przeczytałam debiutancką książkę polskiej autorki Pauliny Jurgi pt. "Matrioszka". Jest to książka, w której znajdziecie same najlepsze wątki - miłosny i mafijny. A do czynienia mamy z rosyjską mafią, także nie będzie kolorowo. 

Główną bohaterką tej trylogii jest Marta. Marta jest normalną nastolatką uczącą się w warszawskim liceum. Pewnego dnia wraca do domu i we własnej kuchni widzi pobitego ojca z kilkoma podejrzanymi typami w drogich garniturach. Jeden z nich okazuje się być biologicznym ojcem dziewczyny. Marta zostaje odurzona środkami i wywieziona do Rosji, gdzie pod baczną obserwacją prywatnej ochrony musi nauczyć się funkcjonować w nowej rzeczywistości, w wielkim pałacu, z nową rodziną i prywatnym ochroniarzem Nikołajem, który z czasem staje się kim więcej niż tylko bodyguardem. 

Powiem Wam szczerze, że zawsze mam wątpliwości co do polskiej literatury. Zwłaszcza tyczy się to nowych autorów, których nie znam i autorów powieści obyczajowych, bo głównie zawodzę się na takich książkach. Jednak przyznaje, że w tym wypadku byłam pozytywnie zaskoczona i zadowolona z lektury, bo ta książka jest naprawdę dobra. Zacznę do tego, że bardzo podobają mi się bohaterowie. Do Nikołaja zapałałam sympatią od pierwszych stron (ale to pewnie dlatego, że mam słabość do 'złych chłopców'). Niko jest twardym gościem, bezwzględnym zabijaką, facetem bez sentymentów i wydawałoby się, że bez uczuć, jednak po spotkaniu Marty, którą pieszczotliwie nazywa Jaskółką, poznajemy jego drugie oblicze - faceta, który kocha za zabój. Natomiast Marta, czyli rosyjska Matriona, to dziewczyna bardzo odważna i silna psychicznie. Z godnością znosi to co ją spotkało i mimo iż zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, w którym się znajduje, nie przestaje myśleć o tym, aby wydostać się z tej złotej klatki. Pragnie wolności i dąży do niej za wszelką cenę. Dziewczyna popełnia kilka błędów, natomiast będąc w jej sytuacji wszyscy by je popełnili. Koniec końców udowadnia, że to ludzie, których kocha są dla niej najważniejsi i stara się im to udowodnić. 

Również postaci drugoplanowe są bardzo ciekawie wykreowane. Moje zainteresowanie od samego początku wzbudził brat bliźniak Marty, Maks. Przyznaje, że jest to dla mnie postać zagadkowa i czułam, że będzie on miał większe znaczenie w całej tej historii, ale o tym dowiemy się pewnie w kolejnym tomie, bo autorka zafundowała czytelnikom takie zakończenie, że... Eh, szkoda, że tak długo trzeba czekać na kontynuację. 

Jak sami widzicie, bohaterowie są dość ciekawi, jednak to co jest najlepsze w tej książce to akcja, która nie zwalnia ani na chwilę. Każda strona, każdy rozdział to kolejna ciekawa sytuacja, która ma znaczący wpływ na życie bohaterów - porwania, zabójstwa, przekupstwo, pojedynki, wszechobecna agresja i przemoc, a do tego uczucie, które rodzi się między głównymi bohaterami. Jeśli chodzi o wątek miłosny, oczywiście, że był przewidywalny, jednak to co najbardziej mi się w nim podobało, to że nie był taki gwałtowny. To uczucie rozwijało się powoli, swoim tempem. W końcu Marta jest porwaną nastolatką, a Nikołaj to ochroniarz, który musi spełniać rozkazy ojca dziewczyny. Ta miłość nie powinna się zdarzyć, jest zakazana, niewłaściwa, ale właśnie takie historie czytelnicy lubią najbardziej. A przynajmniej ja. Nie może być za prosto. 

Nie będziecie nudzić się przy tej książce. Ciekawi bohaterowie, wartka akcja, momenty zwrotne, kulminacje, do tego rosyjska mafia i zakazana miłość. Każdy czytelnik znajdzie tutaj coś dla siebie. A jak dodamy do tego przyjemny styl pisania autorki to dostajemy naprawdę niezłą książkę, która umili nam długie zimowe wieczory. Ja jestem bardzo zadowolona z lektury i z pewnością sięgnę po kolejne tomy tej trylogii. Wszystkie ukażą się w przyszłym roku, więc już teraz jest na co czekać. 

wtorek, grudnia 08, 2020

#174 "Zabójczy kusiciel" by Kristen Ashley

#174 "Zabójczy kusiciel" by Kristen Ashley



Hej, hej! 

Minął ponad miesiąc odkąd pojawił się tutaj ostatni post. Prawda jest taka, że nie mam weny do czytania. Taki zastój zawsze bierze mnie w okolicach listopada (eh ta jesienna aura) i póki co nadal mnie trzyma, ale mam nadzieję, że powoli będę wychodzić z tego marazmu. W listopadzie podczytywałam sobie różne książki, jednak żadnej nie udało mi się skończyć. Dopiero na początku grudnia się lekko przełamałam za sprawą książki ze zdjęcia. Znam siebie już na tyle, że w sytuacjach kryzysowych najlepiej wchodzą mi książki romantyczno-erotyczne. 

"Zabójczy kusiciel" to książka z serii Rock Chick Kristen Ashley, ale prawda jest taka, że nie musicie znać poprzednich części. Można je czytać niezależnie od siebie, bo mimo że bohaterowie każdej książki należą do jednej paczki, to ich historie są oddzielne i nie wypływają na fabułę. 

W powyższej książce poznajemy dziewczynę o imieniu Jules, która jest pracownikiem socjalnym i pomaga dzieciakom, które zbłądziły. Dba o ich bezpieczeństwo i próbuje nawrócić na dobrą ścieżkę. Wieczorami zamienia się zaś w pogromczynię dilerów narkotyków i w dość prowizoryczny sposób próbuje uprzykrzyć im życie. Podczas jednej z akcji spotyka Vince'a Crowe'a, członka detektywistycznej grupy, która również pilnuje porządku w mieście. Wspólna praca i nić pożądania przeradza się w prawdziwy wulkan namiętności, a uczucie, które rodzi się między głównymi bohaterami jest tak silne, że są gotowi oddać za siebie życie. 

Czytając opis tej książki spodziewałam się nieco innej lektury, ale nie było to jakoś wybitnie złe. Polubiłam głównego bohatera, bo pomimo tego, że w książce kreowany był na zimnego drania, to ja dostrzegłam w nim ludzie odruchy. Pomimo zawodu, który wykonuje i tego jak traktuje swoich wrogów, Vince to oaza spokoju i podziwiam go za to jak ze stoickim spokojem znosił napady histerii Jules (uwierzcie, że to nie lada wyczyn). Główna bohaterka nie należy do moich ulubionych, ale nie irytowała mnie jakoś bardzo. Denerwowały mnie te jej napady histerii po których za każdym razem zrywała z Vincem, bo "był dla niej za dobry i że mu zależało". Wiem, że ludzie noszą w sobie różnego rodzaju traumy, ale strasznie mnie to denerwuje, kiedy w książkach kobiety przedstawiane są w tej sposób, bo wychodzą na niezrównoważone wariatki. Ponadto autorka ma tendencję do rozdmuchiwania najmniejszych spraw do kolosalnych rozmiarów. Najbardziej rozbawiła i w sumie zażenowała mnie sytuacja (uwaga będzie mały spoiler) kiedy Vince zasugerował Jules, aby ta zostawiła w jego domu swoje kosmetyki, aby nie musiała za każdym razem ich przenosić. Z tego dziewczyna zrobiła wielką sprawę, obdzwoniła wszystkie przyjaciółki z pytaniami: co to może znaczyć? Czy chce, żebym się do niego wprowadziła? Czy to znaczy, że traktuje naszą relację poważnie? Czy to znaczy, że Vince mnie kocha? Paranoja! 

Poza kilkoma komicznymi sytuacjami i dialogami (niekonieczne w dobrym tego słowa znaczeniu) książka jest całkiem w porządku. Czyta się szybko, bohaterowie dają się lubić, choć czasem można się w nich pogubić, bo jest ich naprawdę dużo. Akcja nie wlecze się ślimaczym tempem, choć żałuję, że dopiero na końcu książki znacząco przyśpiesza. Nie jestem pewna czy mam ochotę sięgać po inne książki z tej serii, nie mówię nie, jak wpadnie w moje ręce to przeczytam, ale póki co zakupu nie planuję. Książka nie przełamała w stu procentach mojego kryzysu, ale to dobry pierwszy krok. 

Czytaliście już może "Zabójczego kusiciela"? 

Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger