niedziela, listopada 05, 2017

#68 "Suma drobnych radości" by Agnieszka Burska-Wojtkuńska


Tytuł: Suma drobnych radości 
Autor: Agnieszka Burska-Wojtkuńska 
Wydawnictwo: Pascal 
Data wydania: 30 sierpnia 2017
Liczba stron: 255

"Hygge to chwile szczęścia, ciepła i bliskości, które można odnaleźć w  codzienności"

Lubię czytać tego typu książki. A może inaczej - lubię je oglądać :) Lubię ładne rzeczy, a takie książki są przepiękne, więc z przyjemnością je kartkuję. Jeśli chodzi o samą treść, to z nią bywa różnie, bo ciężko jest znaleźć pozycję, z którą zgadzałabym się w stu procentach. I z "Sumą drobnych rzeczy" było podobnie. 

Wciąż chcemy więcej mieć i ładniej żyć, cały czas próbujemy zostać lepszymi wersjami siebie, poprawiając wszystko - od odcienia własnych zębów po ergonomię szafy. Szukamy mocnych wrażeń, nie zauważając urody małych rzeczy wokół. Ten klimat umysłowy sprawia, że wielu z nas jest dziś wręcz sparaliżowanych lękiem przez byciem zwyczajnym człowiekiem. 
W tej książce znajdziecie zachętę do tego, by doceniać zwyczajność, być mamą bez kompleksów i cieszyć się z małych rzeczy. Stworzysz nastrojowe dekoracje i wykorzystasz przepisy na jedzenie dające poczucie błogości. 
Bo życie to suma drobnych radości. 

Po raz pierwszy pokuszę się o recenzję z wyraźnym zaznaczeniem plusów i minusów. Zacznę od tych drugich, bo zazwyczaj sama wolę najpierw usłyszeć złą wiadomość niż tę dobrą.

Podczas czytania niejednokrotnie przekonałam się, że książka ta nie jest dla współczesnych kobiet. Nie oszukujmy się, w dzisiejszych czasach kobieta to matka, żona i kochanka, która pracuje, zajmuje się domem, robi zakupy, jeździ na wywiadówki i dba o całą rodzinę, aby tej niczego nie zabrakło i miała co zjeść. Wstaje najwcześniej i najpóźniej się kładzie, jest wszędzie i robi wszystko najlepiej jak potrafi, aby domownicy byli zadowoleni, a dom czysty i zadbany. Ja wiem, że tak to wygląda w naszym społeczeństwie, a niejedna kobieta sama siebie zamknęła w tych kanonach, bo takie nauki wyniosła z domu rodzinnego. Więc czytając "usiądź i odpuść, bo od tego świat się nie zawali" jakoś mnie nie przekonuje, bo normalna kobieta nie ma czasu z rana, aby zamiast zimnej lury wypitej w biegu, zrobić sobie pyszną kawę z pianką, posypaną cynamonem i wypić ją nad ulubioną gazetą.
Autorka zachęca, aby dzielić się domowymi obowiązkami z rodziną, aby nie klasyfikować samej siebie jako kury domowej, ale prawda jest taka, że jest to bardzo trudne do wyegzekwowania. Nie jestem jeszcze żoną, ani matką, ale patrząc na własną mamę wiem, że to awykonalne. Bo nawet teraz, kiedy jestem dorosła i wiele rzeczy robię sama, to zobaczyć moją mamę oddającą się przyjemnościom, to bardzo niespotykana sytuacja. 
Nie znam pani Agnieszki zbyt dobrze, po raz pierwszy odwiedziłam jej profil na instagramie po tym jak zaczęłam czytać książkę, ale po lekturze wnioskuję, że nie pracuje na etacie, tylko w domu, więc rozumiem, że ma ona więcej czasu, aby zajmować się sobą i domem. Myślę, że będąc w podobnej sytuacji wiele osób miałoby o wiele lepsze i ładniejsze życie, bo miałyby znacznie więcej czasu na pieczenie ciasteczek, czytanie książek czy też urządzenie mieszkania, aby było cieplejsze i przytulniejsze. W pędzie życia codziennego nie ma czasu na to, aby zachwycać się pierwszymi pąkami na drzewach na wiosnę czy też pierwszym śniegiem, bo normalniej, polskiej kobiecie od razu kojarzy się to ze zmianą opon, kupnem nowych kurtek dla dzieci i codziennie brudnym przedpokojem. 
Jeśli ktoś ma czas na to, aby cieszyć się tym wszystkim, to zazdroszczę. 

I z minusów to byłoby na tyle :) 

Autorka skupia się na hygge. Pisałam już kiedyś o tej filozofii recenzując książkę "Hygge. Klucz do szczęścia". Osobiście bardzo lubię ten stan, bo bliskie mi jest palenie świec, siedzenie pod kocem z książką w ręku, celebrowanie wspólnych chwil z przyjaciółmi. Najtrudniejsze jest to, aby dostrzec te wyjątkowe chwile i zrozumieć, że warto jest się z nich cieszyć. Pani Agnieszka jest w tym prawdziwą mistrzynią - co podziwiam. Sytuacje opisane w książce, wzięte z prawdziwego życia autorki naprawdę napawają ciepłem i radością. Pokazują, że można, ale nie ukrywajmy - trzeba mieć na to czas. Zgadzam się z autorką, że każdy powinien mieć chwilę dla siebie, rzucić wszystko i pomyśleć o sobie, bo to po prostu jest dobre dla naszego samopoczucia. "Bycie zdrowym egoistą to sztuka" - nie każdy potrafi, ale watro próbować, aby nie zwariować. 
Tak samo warto jest dbać o nasze otoczenie. Ładny, czysty i zadbany dom od razu sprawia, że czujemy się lepiej. Jednak wszystko sprowadza się do czasu - trzeba go mieć, aby o niego zadbać. Nie chodzi jedynie o sprzątanie, bo te może być tylko powierzchowne, nikt nie wymaga od nas biegania ze szmatą przez cały tydzień, bo przecież się kurzy, ale same zakupy mebli czy dekoracji wymagają czasu, czy też samodzielne zrobienie ozdób - to hygge, wiele osób odnalazłoby w tym szczęście, ale nie wszyscy. Wszystko to kwestia podejścia i odnajdowanie małych szczęść, drobnych radości, które życie podsuwa nam na każdym kroku. I o tym właśnie jest ta książka. 

"Suma drobnych radości" nie jest dla każdego. Moja mama, wiedząc jakie prowadzi życie, pracując po 12 godzin, zapewne wyśmiałaby całą tą ideę, bo ona po prostu nie ma czasu na pieczenie babeczek czy paradowanie w pidżamie przez całą niedzielę. Ale pewnie wiele osób znajdzie dla siebie kilka porad, które będą w stanie wprowadzić do swojego życia i trochę je polepszyć. 

Dodatkowo wielkim atutem jest estetyka. Książka jest przepięknie wydana! Jestem nią zauroczona i przede wszystkim zakochana w ilustracjach. Zdjęcia to jedna z najmocniejszych stron tej pozycji. Całość jest czysta i przejrzysta, a słowem, które idealnie tutaj pasuje to - przytulna. Przytulna i "mięciutka" jak mięsisty koc, który jest tak bardzo hygge :) I to co mnie jeszcze urzeka, to zbiór przepisów na końcu. Nie zagłębiałam się w nie, tylko przekartkowałam, ale dania wyglądają smakowicie i wcale nie są trudne w przygotowaniach. Tort marchewkowy wygląda cudnie i z pewnością go przygotuję któregoś dnia. 

Książkę oczywiście Wam polecam, bo jest piękna. I nie zdziwi mnie, jeśli trochę będziecie się irytować podczas czytania, tak jak ja. W końcu o to chodzi, aby czytana treść wzbudzała emocje, bo dzięki temu tak prędko o niej nie zapomnimy. Ja będę wracała do tej pozycji, aby popatrzeć sobie na piękne zdjęcia i przypomnieć sobie, co jest hygge, kiedy najdą mnie gorsze dni. Z pewnością zapalę sobie wtedy świeczkę, zaparzę herbatę i zaszyję się pod kocem z książką w dłoniach. No dobra, przyznam się, że praktykuję to niemal codziennie, jest to moja odskocznia od codzienności, chwila, kiedy nie jestem dla innych, tylko dla siebie. Ale i tak będę zaglądała do "Sumy drobnych radości" :) 

1 komentarz:

Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger