sobota, listopada 25, 2017

#71 "Hotel pod Jemiołą" by Richard Paul Evans


Tytuł: Hotel pod Jemiołą
Autor: Richard Paul Evans 
Wydawnictwo: Znak 
Data wydania: 22 listopada 2017
Liczba stron: 300

"Zakochać się to dużo. Być kochaną to pełnia" 

Powyższa książkę otrzymałam od wydawnictwa Znak - za co bardzo dziękuję. Przyznam się, że "Hotel pod Jemiołą" to moje pierwsze spotkanie z Richardem Evansem, co może być dziwne, bo autor ten jest dość popularny w naszym kraju. Nie wiem czemu, ale jakoś nie mogę przekonać się do powieści romantycznych pisanych przez mężczyzn :) Mimo wszystko, powyższa książka przypadła mi do gustu, mimo iż miała kilka minusów. 

Kimberly prawie się poddała. Śmierć matki, dwukrotnie zerwane zaręczyny i nieudane małżeństwo sprawiają, że nie wierzy już w szczęście. Pozwala sobie tylko na jedno marzenie - pragnie napisać powieść o miłości. 
W urokliwym hotelu Pod Jemiołą organizowany jest kurs dla początkujących pisarzy. Kim poznaje tam tajemniczego Zeke'a, z którym nawiązuje wyjątkową więź. Taką, jaka zdarza się tylko ludziom, którzy podobnie patrzą na świat. 
Czy przypadkowe spotkanie będzie dla Kimberly początkiem wielkich zmian? 
Czy do najważniejszej powieści - jej własnego życia - los dopisze szczęśliwe zakończenie? 


Jak już wiecie z opisu książki, historia jest o Kim, kobiecie, która ma bujną i nieszczęśliwą przeszłość i marzy o karierze pisarki. Napisała powieść romantyczną i jej największym marzeniem jest jej wydanie. Aby dowiedzieć się jak tego dokonać i aby nauczyć się kilku niezbędnych rzeczy, jedzie na kurs do bardzo miłego i ciepłego hotelu. Spotyka tam niezwykle sympatyczną Samanthę oraz tajemniczego Zeke'a. 
Na kursie są spotkania z zakresu pisania oraz promocji i marketingu, a zwieńczeniem wyjazdu ma być spotkanie z jednym z największych autorów romantycznych powieści - E.T. Cowellem. Tak się składa, że Kim jest jego fanką i marzy o spotkaniu ze swoim idolem. Cała historia polega na tym, że owy pisarz zaprzestał pisania i nikt nie wiedział dlaczego, ponieważ Cowell nigdy nie udzielał się medialnie, przez co nikt nie wiedział jak tak naprawdę wygląda. W związku z tym każdy był ciekawy tego tajemniczego mężczyzny. 

Jeśli chodzi o plusy tej historii, to muszę przyznać, że napisana jest w bardzo ciepły sposób. Evans wykreował bardzo przytulny świat oraz bohaterów, którzy wzbudzają sympatię. Książka jest idealna na długie zimowe wieczory! Sama fabuła również była dla mnie nowością i podchodziłam do niej z przyjemnością, bo w sumie mogłaby dotyczyć każdego z nas. Niejeden bookoholik marzył bądź marzy o tym, aby kiedyś coś napisać i wydać (ja tak mam), więc po kryjomu doszukiwałam się w tej książce podpowiedzi - w końcu to kurs dla początkujących pisarzy :) Także jeśli szukacie ciepłej historii na zimę, to właśnie ją znaleźliście. 
Zawiodła mnie tylko jedna rzecz. Książka jest promowana jako świetny przedsmak świąt Bożego Narodzenia. Ja nie lubię tych świąt, więc spodziewałam się, że ciężko będzie mi przebrnąć przez te wszystkie choinki, prezenty, życzenia itd. Naprawdę sądziłam, że to będzie świąteczna powieść, która choć odrobinę przekona mnie do magii świąt. Nic z tego! Akcja książki odbywa się w okresie przedświątecznym, i mimo iż pojawia się w niej Wigilia, to jest to raczej tło do głównych i kulminacyjnych wydarzeń. Nie odczułam, aby na te sytuacje miała wpływ magia świat. Także jeśli chodzi o Boże Narodzenie, to nie tutaj. 

Kolejnym minusem jest przewidywalność. Mimo iż nigdy wcześniej nie czytałam podobnej książki, to od razu się zorientowałam o co chodzi z całym tym tajemniczym Cowellem. Nie wiem jak to się stało, ale jak tylko ten wątek został poruszony, to już wiedziałam jak to się skończy. I nie pomyliłam się, bo przewidziałam dosłownie wszystko! :) Także to jest główny minus, ponieważ odebrało mi to nieco przyjemności z czytania, aczkolwiek i tak jestem zadowolona z tej lektury. Dawno nie czytałam prawdziwego romansu - temu trochę brakuje, bo moim zdaniem prawdziwy romans powinien wzruszać. Tutaj wzruszeń jest niewiele, ale mimo wszystko to fajna historia. 

A skoro przy minusach jesteśmy... Naprawdę zdenerwował mnie fragment, w którym główni bohaterowie udają się do Nowego Jorku. Sądziłam, że to książka o zwykłych ludziach i dla zwykłych ludzi, a tymczasem tam wydarzyła się prawdziwa rozpusta! Kolacje w najdroższych restauracjach, prezenty od Tiffaniego... Serio? To takie mało świąteczne. 

Podsumowując, powieść na zimę - tak, na święta - nie. "Hotel pod Jemiołą" to ciepła i przytulna historia o miłości. Czyta się ją szybko i przyjemnie, nie jest to wymagająca lektura, więc w sam raz nadaje się na długie wieczory. Nie nudziłam się czytając, a to duży plus. 
To co mi się w niej bardziej podoba, to główne przesłanie, z którym Was zostawię. A mianowicie - najlepsze lata naszego życia są zawsze przed nami. 


4 komentarze:

  1. Jestem w trakcie jej czytania i bardzo mi się podoba, ale wydaje mi się, że jak na książkę świąteczną jest dość smutna. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to prawda, jest dość sporo smutnych wątków, ale nie jest tak źle jakby mogło się wydawać. Jak dojdziesz do końca, to sama zobaczysz :)

      Usuń
  2. Może i dobrze, że nie ma w nich aż tyle świątecznej atmosfera. Choć sama ja w grudniu uwielbiam nie każdy za tym przepada, więc szkoda, żeby ktoś rezygnował z książki tylko dlatego, że jest za świąteczna. :)
    Jeszcze dawno temu myślałam, że Evans to kobieta :D Zanim poznałam imię! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha :) Mi też często zdarzają się takie pomyłki - nawet jak poznam imię, bo teraz te amerykańskie imiona są tak dziwne, że sama się w tym gubię ;)

      Usuń

Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger