poniedziałek, listopada 12, 2018

#Film "Bohemian Rhapsody" by Bryan Singer


Cześć Moliki!
Tym razem przychodzę do Was z postem z serii "nie samymi książkami człowiek żyje".
Tydzień temu wybrałam się do kina na "Bohemian Rhapsody". Zapewne każdy z Was już słyszał o tym filmie. Z mojej strony mogę powiedzieć tylko, że nigdy nie byłam wielką fanką zespołu Queen i pewnie nigdy nie będę, ale mam wielki sentyment do ich twórczości i ich piosenki w żaden sposób nie sprawiają, że mam ochotę przełączyć stację radiową. Wręcz przeciwnie! Zawsze słucham ich z przyjemnością, ale moja znajomość piosenek ogranicza się tylko do tych wielkich radiowych hitów.

Nie będę Wam opowiadała o czym jest ten film, bo to doskonale wiemy. Każdy kto interesuje się tym zespołem i jego wokalistą zna historię ich życia i twórczości z większą doskonałością, niż było to przedstawione na wielkim ekranie. Ci, którzy nie mieli o tym żadnego pojęcia, poznają główne wątki i dowiedzą się jak powstał zespół Queen, jak piął się na szczyt i jak wyglądało życie Freddiego Mercury'ego.

Ja jestem tym filmem zachwycona! To co mnie najbardziej urzekło i zachwyciło, to główna rola odegrana przez Rami'ego Malaka. Był fenomenalny jako Freddie! Jego ruchy na scenie, mimika, sposób mówienia, chodzenia - wszystko było po prostu fantastycznie odzwierciedlone! Zaraz po powrocie z kina wróciłam do domu i obejrzałam w całości koncert, który był finałową sceną całego filmu. Byłam po prostu w szoku jak dobrze to wyszło! Czasami podczas seansu odnosiłam wrażenie, że Freddie żyje. Naprawdę jak dla mnie to bardzo dobra rola, która przyniesie Malakowi rozgłos.

Wielkim plusem filmu jest oczywiście sama muzyka. Nie da się przejść obok niej obojętnie. Jest to muzyka, która zachwyca, porywa tłumy, przy której można się bawić i wzruszać. Ja po filmie doszłam do jednego wniosku - dzisiaj takie muzyki już się nie robi. I nie mam tu na myśli tylko twórczości zespołu Queen, ale ogólnie odnoszę wrażenie, że kiedyś muzyka sama w sobie miała więcej wartości. Teraz możemy oglądać tylko raperów w futrach i wijące się wokół półnagie dziewczyny. Nie chcę mówić, że w dzisiejszych czasach nie robi się dobrej muzyki, bo to nie prawda, ale jest ona mniej komercyjna i mniej popularna. A szkoda! Bo muzyka to wspaniała rzecz.

Na koniec dodam, że oczywiście wzruszyłam się na filmie (nikogo to nie powinno dziwić, płaczę notorycznie). Pierwszy raz, kiedy Freddie dowiedział się o chorobie i wyznał to kolegom z zespołu, a drugi raz już podczas finałowego koncertu podczas wykonywania "We are the champions". Nie wiem dlaczego, ale ta piosenka ma w sobie coś takiego, że niezależnie od tego kto ją śpiewa i w jakich okolicznościach, to zawsze mnie to wzrusza. Też tak macie z jakimiś piosenkami?

Także ja z mojej strony mogę Wam z czystym sumieniem polecić ten film. Niezależnie czy lubicie Queen czy nie, to będziecie się świetnie bawić, bo to po prostu jest dobre! Nie jestem fanem filmów, nie oglądam ich i nie oceniam pod względem reżyserii, scenografii itd. Przy ocenie kieruję tylko moimi odczuciami, a przy "Bohemian Rhapsody" nie nudziłam się ani przez moment, film dostarczył mi mnóstwo różnorodnych emocji i naprawdę warto było to przeżyć. Z przyjemnością obejrzałabym to raz jeszcze, ale tylko na wielkim ekranie, bo tylko wtedy ta muzyka ma moc :)

Byliście już w kinie? Jak Wam się film podobał? A może dopiero zamierzacie się wybrać? Dajcie znać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 NA REGALE , Blogger